15 maj 2016

ŚRODA, 25 MAJA, 2011 (1 CZĘŚĆ)

Zamawiam kieliszek sancerre i stoję przy barze. Czekałem na ten moment cały dzień i co
chwila patrzę na zegarek. Czuję się jak na pierwszej randce i jest to coś w rodzaju pierwszej
randki. Nigdy nie zabrałem kandydatki na randkę. Przesiedziałem trzy niekończące się
spotkania, kupiłem jeden interes i zwolniłem trzech ludzi. Nic, co dziś zrobiłem, w tym
dwukrotna przebieżka i rundka w siłowni, nie rozwiało niepokoju, z którym mocowałem się cały
dzień. Władzę nad nim ma Anastasia Steele. Pożądam jej uległości.
Mam nadzieję, że się nie spóźni. Zerkam ku wejściu do baru i… czuję suchość w ustach. Stoi
na progu i przez sekundę nie zdaję sobie sprawy, że to ona. Wygląda niebywale: jej włosy
z jednej strony opadają miękkimi falami do piersi, z drugiej są upięte z tyłu, odsłaniając
delikatny zarys szczęki i łagodną linię delikatnej szyi. Jest na szpilkach i w ciemnej purpurowej
sukni, która podkreśla szczupłą, urzekającą sylwetkę.
O rany.
Wychodzę jej na spotkanie.
– Wyglądasz oszałamiająco – szepczę i całuję ją w policzek.
Zamykam oczy, smakując jej zapach; jest boski.
– Pochwalam sukienkę, panno Steele. – Brylanty w uszach dopełniłyby całości; muszę jej
kupić kolczyki.
Biorąc ją za rękę, prowadzę do loży.
– Czego chciałabyś się napić?
Siada. Dostaję w nagrodę znaczący uśmiech.
– Napiję się tego co ty.
Ach, uczy się.
– Jeszcze jedno sancerre – mówię kelnerowi, gdy wślizguję się na kanapę naprzeciwko niej. –
Mają tu znakomitą piwniczkę – dodaję i przez chwilę chłonę ją wzrokiem.
Ma lekki makijaż. Nie za mocny. Przypominam sobie, jak wpadła do mnie do gabinetu
i uznałem, że wygląda zwyczajnie. Wszystko o niej można powiedzieć, ale nie to, że jest
zwyczajna. Z lekkim makijażem i w odpowiednich ciuchach wygląda jak bogini.
Wierci się i trzepocze rzęsami.
– Jesteś zdenerwowana? – pytam.
– Tak.
To jest to, Grey.
Pochyliwszy się, szepczę szczerze, że też jestem zdenerwowany. Patrzy na mnie, jakby mi
wyrosły trzy głowy.
No, też mam ludzkie odruchy, maleńka… dokładnie tak.
Kelner stawia kieliszek Any i dwa talerzyki – z mieszanką orzechów i oliwkami.
Ana prostuje ramiona, poważnie nastawiona, jak wtedy, gdy przeprowadzała ze mną
wywiad.
– No więc jak to zrobimy? Przejrzymy po kolei moje uwagi? – pyta.
– Jak zawsze niecierpliwa, panno Steele.
– Jak chcesz, mogę spytać, co sądzisz o dzisiejszej pogodzie – odparowuje.
Och, ty wyszczekana buzio.
Daj jej się chwilę pomęczyć, Grey.
 Nie odrywając od niej wzroku, wkładam do ust oliwkę i oblizuję palec. Jej oczy rosną
i ciemnieją.
– Wydaje mi się, że pogoda dzisiaj była szczególnie niewyjątkowa – próbuję nonszalanckiego
tonu.
– Czy pan ze mnie kpi, panie Grey?
– Tak, panno Steele.
Zaciska usta, by ukryć uśmiech.
– Wiesz, że ten kontrakt nie ma mocy prawnej.
– Jestem tego w pełni świadomy, panno Steele.
– Zamierzałeś mi to kiedyś powiedzieć?
Co? Nie wydaje  i się, żebym  usiał… i sama do tego doszłaś.
– Myślisz, że zmusiłbym cię do czegoś wbrew woli, a potem udawał, że trzymam cię
w garści, bo mam prawo po swojej stronie?
– No, tak.
O rany, rany.
– Nie masz o mnie zbyt wysokiego mniemania, czy tak?
– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
– Anastasio, nie ma znaczenia, czy kontrakt ma moc prawną czy nie. Jest wyrazem ustaleń,
które chciałbym z tobą zawrzeć; tego, czego bym od ciebie chciał i czego ty możesz oczekiwać
z mojej strony. Jeśli ci się nie podoba, to go nie podpisuj. Jeśli go podpiszesz, a potem uznasz, że
ci się nie podoba, jest w nim tyle artykułów zwalniających od odpowiedzialności, że możesz
odejść. Nawet gdyby był wiążący pod względem prawnym, to czy myślisz, że ciągałbym cię po
sądach, gdybyś zdecydowała się uciec?
Za kogo ona mnie ma?
Ocenia mnie nieprzeniknionym spojrzeniem niebieskich oczu.
Musi zrozumieć, że ten kontrakt nie opiera się na prawie, ale na zaufaniu.
Chcę, żebyś mi ufała, Anastasio.
Pociąga łyk wina, gdy mówię dalej, starając się wytłumaczyć.
– Tego rodzaju związki są zbudowane na uczciwości i zaufaniu. Jeśli mi nie ufasz… nie ufasz
swoim odczuciom, które w tobie budzę, nie ufasz wizji tego, jak daleko mogę z tobą zajść, jak
daleko mogę cię zabrać… Jeśli nie potrafisz być ze mną szczera, wtedy naprawdę nie możemy
tego dokonać.
Trze podbródek, rozważając to, co właśnie powiedziałem.
– Więc rzecz jest całkiem prosta, Anastasio. Ufasz mi czy nie?
A jeśli ma o mnie takie marne zdanie, wtedy w ogóle nie powinniśmy się w to bawić.
Czuję w brzuchu supeł napięcia.
– Czy miałeś podobne dyskusje z, mhm… tamtą piętnastką?
– Nie. – Skąd ta nagła zmiana tematu?
– Dlaczego nie? – pyta.
– Dlatego że wszystkie miały reputację uległych. Wiedziały, czego chcą w naszym związku
i czego mogą generalnie oczekiwać. W ich przypadku chodziło tylko o dopracowanie granic do
dyskusji i tym podobnych szczegółów.
– Czy jest sklep, z którego korzystasz? Może dział uległych w sklepie zabawkowym? – Unosi
brew, a ja śmieję się głośno.
Moje napięcie wyparowuje, znika jak królik prestidigitatora, ale odpowiadam suchym
tonem:
– Nie całkiem.
– Więc jak? – Jest wiecznie ciekawa, ale nie chcę mówić o Elenie. Kiedy ostatni raz o niej
wspomniałem, Ana stała się lodowata.
– Naprawdę chcesz o tym porozmawiać? Czy przejdziemy do konkretów? Twoich uwag, jak
je nazywasz.
Marszczy brwi.
– Jesteś głodna? – pytam.
Spogląda podejrzliwie na oliwki.
– Nie.
– Jadłaś dzisiaj?
Waha się.
Niech to szlag.
– Nie – mówi. Usiłuję zapanować nad gniewem po tym jej przyznaniu się do winy.
– Musisz jeść, Anastasio. Możemy zjeść tu albo w moim apartamencie. Gdzie wolisz?
Nigdy na to nie pójdzie.
– Uważam, że powinniśmy zostać w miejscu publicznym, na neutralnym gruncie.
Jak było do przewidzenia – rozsądna panna Steele.
– Myślisz, że to mnie powstrzyma? – W moim głosie słychać chrypkę.
Przełyka ślinę.
– Mam nadzieję.
Zlituj się nad tą dziewczyną, Grey.
– Chodź. Zarezerwowałem gabinet. Nikt tam nie będzie się na nas gapił. – Wstając,
wyciągam do niej rękę.
Weźmie ją?
Patrzy to na moją twarz, to na rękę.
– Weź swoje wino – rozkazuję, a ona bierze kieliszek i składa swoją dłoń w mojej.
Kiedy opuszczamy bar, widzę pełne podziwu spojrzenia innych gości, a w oczach pewnego
dobrze zbudowanego przystojniaka nieukrywany zachwyt moją towarzyszką. Nie jest to coś,
z czym spotkałbym się wcześniej… i raczej mi się to nie podoba.
Na półpiętrze wyznaczony przez szefa sali młody rozprowadzający w liberii prowadzi nas
do zarezerwowanego pokoju. Nie odrywa oczu od panny Steele, więc posyłam mu miażdżące
spojrzenie, po którym wyparowuje z luksusowego gabineciku. Starszy wiekiem kelner podsuwa
Anie krzesło i kładzie jej serwetkę na kolanach.
– Już zamówiłem. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza.
– Nie, znakomicie – mówi z łaskawym skinieniem głową.
– Miło widzieć cię tak zgodną. – Uśmiecham się złośliwie. – Więc na czym stanęliśmy?
– Na konkretach – mówi, skupiona na bieżącej sprawie, ale pociąga spory łyk wina i jej
policzki nabierają barwy.
Pewnie łyknęła celowo, dla kurażu. Będę musiał jej pilnować, bo prowadzi.
Zawsze mogłaby spędzić noc tutaj… wtedy mógłbym zerwać z niej tę sukienkę, w której tak
kusząco wygląda.

Znów się koncentruję i wracam do szarej rzeczywistości – uwag Any. Z wewnętrznej
kieszeni marynarki wyjmuję jej wydrukowany e-mail. Ana ponownie prostuje ramiona i spogląda
na mnie wyczekująco – znów muszę ukryć rozbawienie.
– Artykuł drugi. Zgoda. To jest dla dobra nas obojga. Przeredaguję.
Pociąga następny łyk.
– Stan mojego zdrowia, biorąc pod uwagę sferę seksu? No cóż, wszystkie moje poprzednie
partnerki miały sprawdzaną krew, a ja co pół roku przechodzę regularne badania, mając na
względzie każde wspomniane przez ciebie ryzyko. Ostatnie wyniki są co do jednego negatywne.
Nigdy nie brałem narkotyków. Powiem więcej, jestem ich zdecydowanym przeciwnikiem. Pod
żadnym względem nie toleruję ich u pracowników i nakazuję wyrywkowe kontrole.
Więcej, jeden z dzisiaj wyrzuconych poleciał za narkotyki.
To robi na niej wrażenie. Ciągnę dalej.
– Nigdy nie miałem transfuzji krwi. Czy to satysfakcjonująca odpowiedź na twoje pytanie?
Potwierdza, kiwając głową.
– Twoja następna uwaga, o której wspomniałem wcześniej. Możesz odejść, kiedy zechcesz,
Anastasio. Nie będę cię zatrzymywał. Jednakże gdy odejdziesz… jest po herbacie. Żeby to było
jasne.
Nigdy. Drugiej. Szansy. Nigdy.
– Okej – odpowiada, chociaż nie sprawia wrażenia pewnej siebie.
Milkniemy, gdy kelner przynosi zakąski. Przez chwilę rozważam, czy nie powinienem był
zorganizować tego spotkania u mnie w biurze, potem odrzucam tę myśl. Jest śmieszna. Tylko
durnie mieszają interesy z przyjemnościami. Ja rozdzielam pracę i życie prywatne; to jedna
z moich żelaznych zasad, a jedyny wyjątek to moje relacje z Eleną… Ale też pomogła mi
rozkręcić interes.
– Mam nadzieję, że lubisz ostrygi – rzucam pod adresem Any, gdy kelner wychodzi.
– Nigdy ich nie jadłam.
– Naprawdę? No cóż. Wystarczy przechylić i przełknąć. Myślę, że dasz radę. – Patrzę
znacząco na jej usta, przypominając sobie, jakie są chłonne. Rumieni się na ten sygnał. Wyciskam
limonkę na muszlę i przechylam ją do ust. – Mmm, pyszne. Smakuje morzem. – Uśmiecham się
szeroko, gdy zafascynowana Ana wlepia we mnie wzrok. – Śmiało – zachęcam ją, wiedząc, że
nie uchyli się przed wyzwaniem.
– Więc tego się nie gryzie?
– Nie, Anastasio, nie gryzie się. – Staram się nie myśleć o jej ząbkach zabawiających się
ulubioną częścią mojej anatomii.
Zaciska je na dolnej wardze, zostawiając drobne odciski.
Niech to diabli. Przebiega mnie dreszcz i muszę zmienić pozycję. Ana sięga po ostrygę,
wyciska limonkę, odchyla głowę i otwiera szeroko usta. Kiedy przechyla muszlę, sztywnieję
w wiadomym miejscu.
– No i? – pytam nieco chrapliwym głosem.
– Zjem drugą – mówi z kąśliwym uśmieszkiem.
– Grzeczna dziewczynka.
Pyta mnie, czy celowo wybrałem ostrygi, wiedząc, że są osławionym afrodyzjakiem.
Zaskakuję ją, mówiąc, że po prostu były na pierwszym miejscu w menu.
– Przy tobie nie potrzebuję żadnych afrodyzjaków.
Taa, mógłbym cię w tej chwili przelecieć.
Zachowuj się, Grey. Wracaj do negocjacji.
– Więc na czym stanęliśmy? – Wracam do jej e-mai la i skupiam się na jej nieuregulowanych
uwagach. Artykuł dziewiąty. – Posłuszeństwo we wszystkim. Tak, chcę tego od ciebie. – To dla
mnie ważne. Muszę wiedzieć, że nic jej nie grozi i że zrobi dla mnie wszystko. – Musisz to dla
mnie zrobić. Pomyśl o tym jak o odgrywaniu roli, Anastasio.
– Ale boję się, że sprawisz mi ból.
– Jaki ból?
– Fizyczny.
– Naprawdę myślisz, że potrafiłbym? Że przekroczyłbym wszelkie granice?
– Powiedziałeś, że wcześniej sprawiłeś komuś ból.
– Tak, sprawiłem. To było dawno temu.
– Jak to się stało?
– Podwiesiłem ją w pokoju zabaw. Zresztą nawiązujesz do tego w jednym z pytań. Te
karabinki w pokoju zabaw służą do podwieszania. Zabaw z linami. Jedna z nich była zbyt mocno
zaciśnięta.
Wzburzona daje mi znak ręką, bym przestał.
Za dużo informacji.
– Nie muszę więcej wiedzieć. Więc nie będziesz mnie podwieszał? – pyta.
– Nie, jeśli naprawdę nie chcesz. Możesz to dodać do nieprzekraczalnych granic.
– Okej. – Oddycha z ulgą.
Jedź dalej, Grey.
– Teraz posłuszeństwo. Myślisz, że dasz sobie z tym radę?
Wpatruje się we mnie oczami, których spojrzenie przeszywa mnie na wskroś, moją mroczną
duszę, i nie wiem, co zamierza powiedzieć.
Do diabła. To może być koniec.
– Mogłabym spróbować – mówi cichym głosem.
Teraz moja kolej odetchnąć. Piłka w ciąż w grze.
– Dobrze.
– Teraz warunki. – Artykuł jedenasty. – Jeden miesiąc zamiast trzech to żaden okres,
zwłaszcza że każdego miesiąca chcesz jednego weekendu z dala ode mnie. – W takim wymiarze
do niczego nie dojdziemy. Ana potrzebuje treningu, a ja nie wytrzymuję chwili bez niej. Mówię
jej to. Może doszlibyśmy do kompromisu, jak sugerowała. – Co powiesz na jeden dzień
weekendu w miesiącu… ale za to dostałbym noc w środku tygodnia?
Widzę, że rozważa tę możliwość.
– Okej – w końcu mówi z poważną miną.
Dobrze.
– I proszę, spróbuj przez trzy miesiące. Jak się okaże, że to nie dla ciebie, w każdej chwili
możesz zrezygnować.
– Trzy miesiące – mówi.
Czy to znaczy, że się zgadza? Uznaję, że tak.
W porządku. Teraz uwaga!
– Co do sprawy własności, to tylko rzecz terminologii i nawiązuje do zasady posłuszeństwa.
Chodzi jedynie o to, byś widziała to w odpowiedniej perspektywie, rozumiała, kim dla ciebie
jestem. I chcę, żebyś wiedziała, że gdy tylko przekroczysz mój próg jako uległa, będę robił
z tobą, co zechcę. Musisz to zaakceptować, i to chętnie. Dlatego musisz mi ufać. Będę cię
posuwał, kiedy zechcę, ile razy zechcę i gdziekolwiek zechcę. Będę cię dyscyplinował, gdy
będziesz zawalać. Będę cię tresował dla własnej przyjemności. Ale wiem, że nie robiłaś tego
wcześniej. Na początku przyjmę powolne tempo i będę ci pomagał. Będziemy dochodzili do
różnych scenariuszy. Chcę, żebyś mi ufała, ale wiem, że muszę sobie zaskarbić twoje zaufanie,
i zaskarbię je. Stąd też to „lub inaczej” ma ci pomóc w nastawieniu; to znaczy „cokolwiek się
zdarzy”.
To ci mówka, Grey.
Opada na oparcie krzesła – oszołomiona, jak sądzę.
– Nadążasz za mną? – pytam łagodnie.
Kelner zagląda do gabinetu i daję mu znak głową, że może sprzątnąć nakrycia.
– Chcesz jeszcze wina? – pytam.
– Mam prowadzić.
Dobra odpowiedź.
– W takim razie wody?
Kiwa głową.
– Niegazowana czy gazowana?
– Proszę gazowaną.
Kelner wychodzi z talerzami i sztućcami.
– Jesteś bardzo milcząca – szepczę. Prawie się nie odzywała.
– Jesteś bardzo rozgadany – od razu mi odpala.
Słuszna uwaga, panno Steele.
Teraz następny punkt na jej liście uwag: artykuł piętnasty. Biorę głęboki oddech.
– Dyscyplinowanie. Jest bardzo cienka granica między rozkoszą i bólem, Anastasio. To dwie
strony jednej monety, nie ma jednej bez drugiej. Mogę ci zademonstrować, jak rozkoszny potrafi
być ból. Teraz mi nie wierzysz, ale to właśnie sprawa tego, co nazywam zaufaniem. Ból się
pojawi, ale nie będzie niczym, czego nie potrafiłabyś wytrzymać. – To niesłychanie ważne. –
Znów wszystko sprowadza się do zaufania. Ufasz mi, Anastasio?
– Tak, ufam – mówi natychmiast. Jej odpowiedź kompletnie wytrąca mnie z równowagi;
jest całkowicie nieoczekiwana.
Znów.
Czy całkowicie posiadłem jej zaufanie?
– Hm, w takim przypadku reszta tego interesu to tylko szczegóły. – Rosnę pod sam sufit.
– Ważne szczegóły.
Ma rację. Skup się, Grey.
– Okej, omówmy je.
Kelner wraca z pierwszym daniem.
– Mam nadzieję, że lubisz ryby – mówię, gdy stawia przed nami talerze. Karbonela wygląda
smakowicie.
Ana kosztuje. W końcu je!
– Zasady – kontynuuję. – Pomówmy o nich. Czy jedzenie to krytyczna sprawa?
– Tak.
– Czy mogę to tak zmodyfikować, że będziesz jadła przynajmniej trzy posiłki dziennie?
– Nie.
Powstrzymując westchnienie irytacji, trwam przy swoim.
– Muszę wiedzieć, że nie jesteś głodna.
Marszczy brwi.
– Będziesz musiał mi zaufać.
– Och, trafiony, zatopiony, panno Steele – mruczę do siebie. Są bitwy, których nie wygram.
– Ustępuję z jedzeniem i snem.
Posyła mi lekki uśmiech ulgi.
– Czemu nie mogę na ciebie patrzeć?
– To sprawa relacji pan–uległa. Przyzwyczaisz się do tego.
Znów się krzywi, ale tym razem wydaje się urażona i zasmucona.
– Czemu nie mogę cię dotykać? – pyta.
– Bo nie możesz.
Zamknij jej buzię, Grey.
– Czy to z powodu pani Robinson?
Co?
 – Czemu tak myślisz? Myślisz, że spowodowała u mnie uraz?
Kiwa potakująco głową.
– Nie, Anastasio. To nie dlatego. Poza tym pani Robinson za nic nie kupiłaby tego mojego
szajsu.
– Więc to nie ma żadnego związku z nią? – pyta, wydając się zbita z tropu.
– Nie.
Nie znoszę, gdy się mnie dotyka. I, maleńka, naprawdę lepiej dla ciebie, żebyś nie wiedziała,
dlaczego tak jest.

– I nie chcę też, żebyś ty się dotykała – dodaję.
– Z czystej ciekawości, dlaczego?
– Bo chcę całej twojej rozkoszy.
Więcej, chcę jej teraz. Mógłbym ją zerżnąć tu i teraz, żeby sprawdzić, czy potrafi być cicho.
Naprawdę cicho, zdając sobie sprawę, że jest w zasięgu słuchu personelu i gości. Przecież to
dlatego zarezerwowałem ten pokój.
Otwiera usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale znów je zamyka i nabiera kolejny kęs
z prawie nietkniętego talerza.
– Dałem ci wiele do myślenia, prawda? – mówię, składając kartkę i chowając ją do kieszeni.
– Tak.
– Czy chcesz też przejść teraz do dyskusji o granicach?
– Nie przy kolacji.
– Przewrażliwiona?
– Coś w tym rodzaju.
– Nie zjadłaś zbyt wiele.
– Zjadłam dość.
To zaczyna być nudne.
– Trzy ostrygi, cztery kęsy karboneli, jedna łodyżka szparagów, ani jednego ziemniaka,
orzecha, ani jednej oliwki i nie jadłaś cały dzień. Powiedziałaś, że mogę ci ufać.
Wytrzeszcza oczy.
Taa. Liczyłem , Anastasio.
– Christianie, proszę, nie każdego dnia mam takie rozmowy.
– Musisz być dla mnie w formie i zdrowa, Anastasio. – Mówię z uporem.
– Wiem.
– I w tej właśnie chwili chcę zedrzeć z ciebie tę sukienkę.
– To nie wydaje mi się dobrym pomysłem – szepcze. – Nie zjedliśmy deseru.
– Masz ochotę na deser? – Kiedy jeszcze nie zjedliśmy głównego dania?
– Tak.
– Ty możesz być deserem.
– Nie jestem pewna, czy jestem dość słodka.
– Anastasio, jesteś cudownie słodka. Wiem.
– Christianie. Używasz seksu jako broni. To naprawdę nieuczciwe. – Wbija wzrok w podołek
i mówi cicho, nieco melancholijnym tonem. Unosi wzrok, przeszywając mnie intensywnym
spojrzeniem. Jej jasnoniebieskie oczy potrafią wyprowadzić z równowagi i… podniecić.

*************

Jeżeli są jakieś błędy, lub nieporozumienia - przepraszam!
Przeczytałeś/aś - skomentuj!!!

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz