1 sie 2016

CZWARTEK 26 MAJA 2011 (1 CZĘŚĆ)

Nie ma mamy. Czasem wychodzi.
I jestem tylko ja. Ja, moje samochodziki i mój kocyk.
Kiedy wraca do domu, śpi na kanapie. Kanapa jest ciemna i lepka. Mama jest zmęczona.
Czasem okrywam ją moim kocykiem.
Albo wraca do domu i ma coś do jedzenia. Wtedy jest fajnie. Jemy chleb z masłem.
I czasem makaron z serem. Ser lubię najbardziej.
Dzisiaj nie ma mamy. Bawię się samochodzikami. Jeżdżą szybko po podłodze. Nie ma
mamy. Wróci. Na pewno. Kiedy mama wróci?
Teraz jest ciemno i nie ma mamy. Jak wejdę na stołek, mogę sięgnąć do kontaktu.
Pstryk. Pstryk. Pstryk. Pstryk. Pstryk.
Jasno. Ciemno. Jasno. Ciemno. Jasno.
Jestem głodny. Jem ser. W lodówce jest ser.
Ser w niebieskim futerku.
Kiedy mama wróci do domu?
Czasem wraca z nim. Nie cierpię go. Kiedy przychodzi, chowam się. Moja ulubiona
kryjówka to szafa mamy. Pachnie mamą. Pachnie mamą, kiedy mama jest szczęśliwa.
Kiedy mama wróci?
W moim łóżku jest zimno. I jestem głodny. Mam mój kocyk i moje samochodziki, ale nie
ma mojej mamy. Kiedy mama wróci?


Budzę się ze wzdrygnięciem.
Kurwa. Kurwa. Kurwa.
Nie cierpię moich snów. Są pełne przerażających wspomnień, zdeformowanych pozostałości
z czasów, które chciałbym zapomnieć. Serce mi wali i spływam potem. Ale najgorszym skutkiem
nocnych koszmarów są napady lęku po obudzeniu.
Ostatnio moje koszmary się nasiliły i stały bardziej plastyczne. Nie mam pojęcia dlaczego.
Cholerny Flynn – wraca dopiero w przyszłym tygodniu, nie wiadomo którego dnia. Przeczesuję
włosy rękami i sprawdzam, która godzina. Jest 5:38, światło sączy się przez zasłony. Czas wstać.
Idź na przebieżkę, Grey.
Nadal nie ma żadnego SMS-a ani e-maila od Any. Gdy przebieram nogami po chodniku, mój
niepokój rośnie.
Zostaw to, Grey.
Po prostu, kurwa, zostaw!
Wiem, że zobaczę ją na ceremonii wręczenia dyplomów.
Ale nie mogę tego zostawić.
Przed prysznicem posyłam jej następnego SMS-a.

Zadzwoń.

Po prostu muszę wiedzieć, że nic jej się nie stało.

Po śniadaniu nadal ani słowa od Any. Żeby przestać o niej myśleć, kilka godzin pracuję nad moim
przemówieniem. Po ceremonii będę mówił z uznaniem o niebywałej pracy wydziału nauki
o ochronie środowiska i postępach, jakie poczynił we współpracy z moją firmą, GEH, jeśli chodzi
o technologię uprawy roli w krajach rozwijających się.
„Wszystko w ramach pańskiego planu »karmimy świat«?” Rozsądne słowa Any rozlegają się
echem w mojej głowie i przynajmniej odsuwają na bok ostatni nocny koszmar.
Przestaję o nich myśleć, gdy przeredagowuję przemówienie. Sam, wicedyrektor od reklamy,
przysłał mi surową wersję, którą uznałem za nadmiernie pretensjonalną. Potrzebuję godziny, by
z mowy-trawy dla mediów zrobić coś strawnego dla ludzi.
Wpół do dziesiątej i nadal ani słowa od Any. Ta głucha cisza mnie martwi – i Ana jest po
prostu niegrzeczna. Dzwonię, ale jej telefon od razu przełącza na automatyczną sekretarkę.
Rozłączam się.
Okaż trochę godności, Grey.
Sygnał dźwiękowy ze skrzynki odbiorczej sprawia, że serce mi podskakuje – ale to od Mii.
Mimo złego nastroju uśmiecham się. Tęsknię za smarkulą.

Od: Mia, szef nad szefami
Temat: Lot
Data: 26 maja 2011 15:52 GMT–1
Do: Christian Grey
Cześć, Christianie,
nie mogę się doczekać, kiedy się stąd wyrwę!
Ratuj mnie. Błagam.
Numer lotu sobota AF3622. Przylot 12:22 i tato każe mi latać klasą ekonomiczną!
Okropność!
Będę miała furę bagażu. Uwielbiam. Uwielbiam. Uwielbiam paryską modę.
Mama mówi, że masz dziewczynę.
Czy to prawda?
Jaka ona jest?
MUSZĘ WIEDZIEĆ!
Do zobaczenia w sobotę. Bardzo za Tobą tęsknię.
À bientôt mon frère6.
M xxx

Och, do diabła! Gadulstwo matki. Ana nie jest moją dziewczyną! I w sobotę będę musiał
uporać się z równie wielkim gadulstwem siostry, jej wrodzonym optymizmem i wścibstwem.
Potrafi być wyczerpująca. Zapisując w pamięci numer lotu i czas przylotu, posyłam Mii krótki email,
żeby wiedziała, że po nią będę.
O 9:45 jestem gotów na ceremonię. Szary garnitur, biała koszula i oczywiście tamten
krawat. To będzie subtelna wiadomość dla Any, że się nie poddałem, i pamiątka cudownych
chwil.
Taa, naprawdę cudownych… Widzę ją w myślach związaną i pełną pożądania. Do cholery!
Czemu nie zadzwoniła? Wciskam powtórne wybieranie.
Niech to szlag.
Wciąż, kurna, nie odbiera!
Dokładnie o 10:00 rozlega się pukanie do drzwi. To Taylor.
– Dzień dobry – mówię, gdy wchodzi.
– Dzień dobry, panie Grey.
– Jak się udało wczoraj?
– Dobrze, proszę pana. – Taylor zmienia się w oczach, staje się cieplejszy. To pewnie
wskutek myśli o córce.
– Jak Sophie?
– Istny skarb, proszę pana. I bardzo dobrze radzi sobie w szkole.
– Miło mi to słyszeć.
– A3 będzie w Portlandzie późnym popołudniem.
– Znakomicie. Jedźmy.
I chociaż aż mnie skręca ze złości, niecierpliwie wypatruję chwili, w której zobaczę pannę
Steele.

Sekretarka rektora wprowadza nas do małego pomieszczenia sąsiadującego z audytorium WSU.
Rumieni się prawie tak bardzo, jak pewna młoda kobieta, z którą jestem w niezwykle poufałych
stosunkach. W poczekalni nauczyciele akademiccy, pracownicy administracyjni oraz kilkoro
studentów i studentek piją kawę przed uroczystością. Wśród nich, ku mojemu zaskoczeniu, jest
Katherine Kavanagh.
– Cześć, Christianie – mówi, podchodząc dumnym krokiem, z pewnością siebie osoby bogato
urodzonej. Ma na sobie absolwencką togę i wydaje się w świetnym nastroju. Z pewnością
spotkała się z Aną.
– Cześć, Katherine. Jak się miewasz?
– Wydajesz się zaskoczony moim widokiem tutaj – mówi, ignorując przywitanie i jakby
trochę urażona. – Mam pierwszą lokatę, wygłaszam mowę pożegnalną. Elliot ci nie powiedział?
– Nie, nie powiedział. – Na litość boską, nie jesteśmy ze sobą dwadzieścia cztery godziny na
dobę. – Gratulacje – dodaję z uprzejmości.
– Dziękuję. – Ma oschły ton.
– Jest tu Ana?
– Wkrótce. Przychodzi z tatą.
– Widziałaś ją dziś rano?
– Tak. Dlaczego pytasz?
– Chciałem wiedzieć, czy dotarła do domu w tej blaszanej trumnie, którą nazywa
samochodem.
– W Wandzie. Nazywa go „Wanda”. I tak, dotarła. – Wpatruje się we mnie pytająco.
– Miło mi to słyszeć.
W tym momencie dołącza do nas rektor i posyłając Kavanagh uprzejmy uśmiech, holuje
mnie do innych nauczycieli celem dokonania prezentacji.
To ulga wiedzieć, że Ana jest w jednym kawałku, ale jestem wkurzony, bo nie odpowiedziała
na żadną moją wiadomość.
To nie jest dobry znak.
Nie muszę jednak długo roztrząsać tego zniechęcającego stanu rzeczy – ktoś z wydziału
ogłasza, że czas zacząć, i wyprowadza nas na korytarz.
W chwili słabości jeszcze raz próbuję dodzwonić się do Any. Łączę się z jej pocztą głosową
i Kavanagh mi przerywa.
– Jestem ciekawa pańskiej mowy – mówi, gdy idziemy korytarzem.
Po dotarciu do audytorium widzę, że jest większe, niż się spodziewałem, i wypełnione
ludźmi. Publiczność jak jeden mąż wstaje i oklaskuje nas, gdy wchodzimy gęsiego na podium.
Aplauz przybiera na sile, a potem z wolna cichnie, gdy wszyscy zajmują miejsca do wtóru
szmeru oczekiwania.
Kiedy rektor wygłasza mowę powitalną, mogę się rozejrzeć po sali. Pierwsze rzędy
wypełniają studenci w identycznych czarno-czerwonych togach WSU. Gdzie ona jest?
Metodycznie sprawdzam rząd po rzędzie.
Mam cię.
Widzę ją skuloną w drugim rzędzie. Żywą. Czuję się głupio, że straciłem tyle nerwów
i energii, myśląc o niej zeszłego wieczoru i dzisiaj przed południem. Lśniące błękitne oczy rosną,
gdy nasze spojrzenia się krzyżują, wierci się w fotelu, a rumieniec powoli wypływa jej na twarz.
Tak. Znalazłem cię. A ty nie odpowiedziałaś na moje wiadomości. Unika mnie i jestem
wkurzony. Naprawdę wkurzony. Zamykając oczy, wyobrażam sobie, jak polewam gorącym
woskiem jej piersi, a ona wije się pode mną. To radykalnie oddziałuje na moje ciało.
Niech to szlag.
Weź się w garść, Grey.
Przestaję o niej myśleć, opanowuję lubieżne żądze i skupiam się na przemowach.
Kavanagh wygłasza inspirującą mowę o wykorzystywaniu możliwości – tak, carpe diem,
Kate – i po skończeniu dostaje gorącą owację. Widać, że jest inteligentna, popularna i pewna
siebie. Nie jak bojaźliwa, nieśmiała i podpierająca ściany istota, urocza panna Steele. Naprawdę
zdumiewa mnie, jakim cudem te dwie zostały przyjaciółkami.
Słyszę moje nazwisko; rektor mnie przedstawił. Wstaję i podchodzę do pulpitu. Kurtyna
w górę, Grey.
– Jestem głęboko wdzięczny i wzruszony z racji wielkiego zaszczytu, jaki spotkał mnie dziś
ze strony władz WSU. Stwarza mi to rzadką możliwość porozmawiania o imponującej pracy
tutejszego wydziału nauki o ochronie środowiska. Naszym zamiarem jest rozwój praktycznych
i przyjaznych dla środowiska metod gospodarki rolnej w państwach Trzeciego Świata; naszym
ostatecznym celem jest pomóc całkowicie zlikwidować głód i biedę na całym świecie. Ponad
miliard ludzi, szczególnie w subsaharyjskiej Afryce, Azji Południowej i Ameryce Łacińskiej, żyje
w skrajnej nędzy. W tych częściach świata rolnictwo jest nieprzystosowane do wyznaczonych mu
celów, rezultatem tej sytuacji jest ekologiczna i społeczna destrukcja. Na własnej skórze
poznałem, co znaczy prawdziwy głód, i traktuję ten problem jako bardzo osobiste wyzwanie.
WSU i GEH jako wspólnicy dokonali niebywałego postępu, jeśli chodzi o użyźnianie ziemi
i technologie uprawy roli. Jesteśmy pionierami we wdrażaniu niskonakładowych systemów
w państwach rozwijających się i nasze gospodarstwa doświadczalne zwiększyły urodzajność
o trzydzieści procent na hektar. WSU w wielkiej mierze przyczynił się do tego fantastycznego
osiągnięcia. A GEH jest dumny z tych studentów, którzy dołączyli do nas poprzez staż, pracując
w naszych doświadczalnych gospodarstwach w Afryce. Praca, którą wykonują, przynosi korzyści
miejscowym społecznościom i im samym. Razem możemy zwalczać głód i krańcową biedę,
które nawiedzają tamte regiony.
Ale w epoce ewolucji technologicznej, gdy świat rozwinięty pędzi naprzód, powiększa się
przepaść między bogatymi i biednymi, więc najważniejszą rzeczą jest uświadomienie sobie, że
nie wolno nam roztrwonić nieodnawialnych zasobów naturalnych świata. Są własnością całej
ludzkości i musimy o nie dbać, a także znajdować sposoby, aby wzbogacać i rozwijać nowe
rozwiązania służące wyżywieniu przeludnionej planety.
Jak powiedziałem, wspólne działania GEH i WSU dostarczają koniecznych rozwiązań
i naszym zadaniem jest uświadamiać i edukować rozwijający się świat. Temu właśnie celowi
służy wydział telekomunikacyjny GEH. Z dumą mogę powiedzieć, że dokonujemy imponującego
postępu w technologii solarnej, wydłużając czas działania baterii i zapewniając bezprzewodowy
Internet, tak że dosięgnie on najodleglejszych zakątków naszej planety – i naszym celem jest
sprawić, aby użytkownik końcowy dostawał go za darmo. Dostęp do informacji i edukacji,
uważany przez nas za rzecz oczywistą, jest krytycznym komponentem, jeśli chodzi o walkę
z biedą w rozwijających się regionach.
Jesteśmy szczęściarzami. Wszyscy tutaj jesteśmy uprzywilejowani. Niektórzy bardziej niż
inni, i zaliczam siebie do tej kategorii. Mamy moralny obowiązek zaoferować tym, którzy mają
mniej szczęścia, godne, zdrowe, bezpieczne i syte życie, a także lepszy dostęp do naturalnych
zasobów, którymi cieszymy się wszyscy tutaj.
Na zakończenie posłużę się cytatem, który zawsze znajduje we mnie oddźwięk. Jest to
parafraza powiedzenia rdzennych mieszkańców Ameryki: „Kiedy spadnie ostatni liść, wyschnie
ostatnie drzewo i zostanie złowiona ostatnia ryba, zrozumiemy, że nie możemy jeść pieniędzy”.
Kiedy usiadłem wśród gorącego aplauzu, powstrzymałem się, by nie spojrzeć na Anę,
i przyglądałem się wiszącej w głębi audytorium fladze WSU. Jeśli Ana chce mnie ignorować,
świetnie. Też mogę trochę poudawać.
Wicerektor powstał, ogłaszając rozdawanie dyplomów. I tak zaczęła się męka
wyczekiwania, aż dotarliśmy do „S” i mogłem znów ją zobaczyć.
Minęła cała wieczność, kiedy usłyszałem jej imię i nazwisko: Anastasia Steele. Fala braw
i idzie w moim kierunku zamyślona i zmartwiona.
Niech to szlag.
O czym duma?
Weź się w garść, Grey.
– Gratulacje, panno Steele – mówię, wręczając jej dyplom. Wymieniamy uścisk dłoni, ale
przytrzymuję jej rękę. – Coś nie tak z twoim laptopem?
Wydaje się zakłopotana.
– Nie.
– W takim razie ignorujesz moje e-maile? – Puszczam jej rękę.
– Widziałam tylko ten o fuzjach i akwizycjach.
Co to ma znaczyć, u diabła?
Zakłopotanie Any rośnie, ale muszę pozwolić jej odejść – za jej plecami rośnie kolejka.
– Później. – Gdy odchodzi, daję jej znać, że to nie koniec rozmowy.
Przeżywam czyściec, zanim kolejka dojdzie do końca. Byłem pożerany wzrokiem,
atakowany przez chmarę rozmruganych rzęs, głupkowato chichoczące dziewczątka ściskały mi
dłoń, a pięć obdarowało mnie karteczkami z numerami telefonów. Z ulgą opuszczam podium
w towarzystwie rady wydziału, do wtóru upiornej marszowej muzyczki i braw.
W korytarzu chwytam Kavanagh za ramię.
– Muszę porozmawiać z Aną. Możesz ją znaleźć? W tej chwili.
Kavanagh mocno się dziwi, ale zanim może cokolwiek powiedzieć, dodaję na tyle uprzejmie,
na ile mnie stać:
– Proszę.
Zaciska z dezaprobatą wargi, ale czeka ze mną, aż szacowni pracownicy naukowi
przedefilują przed nami gęsiego, i wraca do audytorium. Rektor się zatrzymuje, gratulując mi
przemowy.
– Pańskie zaproszenie to dla mnie zaszczyt – odpowiadam, jeszcze raz ściskając mu dłoń.
Kątem oka zauważam Kate w korytarzu, z Aną u boku. Wymawiam się i idę szybkim krokiem
do niej.
– Dziękuję – mówię do Kate, która rzuca niespokojne spojrzenie na Anę.
Ignorując ją, biorę Anę pod ramię i prowadzę do pierwszego pomieszczenia, które się
nawinie. To męska szatnia i sądząc po świeżym zapachu, pusta. Zamykam drzwi na zatrzask
i odwracam się do panny Steele.
– Dlaczego nie wysłałaś mi e-maila? Ani SMS-a z odpowiedzią? – pytam podniesionym
głosem.
Mruga kilka razy. Na twarzy ma wyraz wielkiej konsternacji.
– Nie zaglądałam dziś do komputera ani do telefonu. – Wydaje się autentycznie
oszołomiona moim wybuchem. – Znakomite przemówienie – dodaje.
– Dziękuję – mruczę, wytrącony z równowagi. Jak może nie sprawdzić telefonu ani e-maili?
– Teraz rozumiem te sprawy z jedzeniem – mówi łagodnie… i ze współczuciem, jeśli mnie
słuch nie myli.
– Anastasio, nie chcę teraz się tym zajmować.
Nie potrzebuję twojej litości.
Zamykam oczy. Przez cały ten czas myślałem, że nie chce ze mną rozmawiać.
– Martwiłem się o ciebie.
– Martwiłeś? Dlaczego?
– Bo pojechałaś do domu w tej blaszanej trumnie, którą nazywasz samochodem.
I myślałem , że zawaliłem naszą transakcję.
Jeży się.
– Co? To nie trumna. Jest świetny. José mi go regularnie serwisuje.
– José fotograf? – No, kurna, coraz piękniej i piękniej.
– Tak, ten garbus kiedyś należał do jego matki.
– Tak, i pewnie babki, i prababki na dokładkę. To nie jest bezpieczny pojazd – prawie
krzyczę.
– Jeżdżę nim już prawie trzy lata. Przykro mi, że się martwiłeś. Czemu nie zadzwoniłeś?
Dzwoniłem na jej komórkę. Czy nie używa tego cholerstwa? A może mówi o stacjonarnym?
Zirytowany przeczesuję ręką włosy, biorę głęboki oddech. Nie to, do cholery, jest najważniejsze.
– Anastasio, muszę mieć twoją odpowiedź. To czekanie doprowadza mnie do szału.
Mina jej rzednie.
Niech to szlag.
– Christianie, ja… słuchaj, zostawiłam ojczyma samego.
– Jutro. Chcę odpowiedź najpóźniej jutro.
– Okej. Jutro, wtedy ci powiem – obiecuje z niepokojem na twarzy.
No, to nadal nie jest „n ie”. I kolejny raz jestem zaskoczony, czując tak wielką ulgę.
Do diabła, co takiego jest w tej kobiecie? Wpatruje się we mnie szczerym spojrzeniem
niebieskich oczu, na twarzy ma wyraz zatroskania i muszę się powstrzymać, by jej nie
pogłaskać.
– Zostajesz na drinka? – pytam.
– Nie wiem, na co Ray będzie miał ochotę. – Wydaje się niepewna.
– Twój ojczym? Chciałbym go poznać.
Jej niepewność rośnie.
– Nie jestem przekonana, że to dobry pomysł – mówi pochmurnie, gdy otwieram zatrzask
w drzwiach.
Co? Dlaczego? Czy to dlatego, że teraz wie, że w dzieciństwie bieda u mnie aż piszczała?
Czy też dlatego, że wie, jak bardzo uwielbiam się pieprzyć? Że jestem świrem?
– Wstydzisz się mnie?
– Nie! – wykrzykuje sfrustrowana, przewracając oczami. – Mam cię przedstawić tacie jako
kogo? – Podnosi ręce zirytowana. – Jako mężczyznę, który mnie zdeflorował i chce zacząć
związek sado-maso? Nie masz na sobie butów do biegania.
Butów do biegania?
Jej tato rzuci się na mnie? I, ot tak, wprowadza w naszą rozmowę trochę humoru. Usta
drgają mi w uśmiechu i Ana reaguje podobnie, jej twarz rozjaśnia się jak letni poranek.
– Sama wiesz, że potrafię całkiem szybko biegać – odpowiadam żartobliwie. – Po prostu
powiedz mu, że jestem twoim znajomym, Anastasio. – Otwieram drzwi i idę za nią, ale muszę
się zatrzymać, gdy zrównujemy się z rektorem i jego towarzystwem. Odwracają się jak jeden
mąż i gapią na pannę Steele, ale ta znika w audytorium. Odwracają się do mnie.
Drodzy państwo, panna Steele i ja to nie wasz interes.
Kłaniam się lekko, uprzejmie rektorowi, który pyta mnie, czy chcę poznać jego innych
współpracowników i czy nie mam ochoty na kanapkę.
– Z przyjemnością – odpowiadam.
Potrzebuję pół godziny, by uwolnić się od zgromadzenia uczonych mężów i niewiast. Kiedy
opuszczam ich tłumek, przyłącza się do mnie Kavanagh. Idziemy na trawnik, gdzie absolwenci
i ich bliscy świętują rozdanie dyplomów, popijając wino w otwartym pawilonie.
– Więc zaprosiłeś Anę na niedzielny obiad? – pyta.
Niedzielny obiad? Czy Ana wspomniała, że widzimy się w niedzielę?
– Do twoich rodziców – dodaje Kavanagh.
Do rodziców ?
Zauważam Anę.
Co, u licha?
Wysoki blond facet wyglądający tak, jakby zszedł z kalifornijskiej plaży, miętosi ją, aż się
słabo robi na ten widok.
Co to ma być, do diabła? Czy to dlatego nie chciała, bym przyszedł na drinka?
Ana podnosi wzrok, zauważa moją minę i blednie, gdy jej współlokatorka staje obok niej.
– Cześć, Ray – mówi Kavanagh i całuje stojącego obok Any mężczyznę w średnim wieku,
noszącego niedopasowany garnitur.
To pewnie Raymond Steele.
– Czy poznałeś chłopaka Any? – pyta go Kavanagh. – Christian Grey.
Chłopaka… !
– Panie Steele, miło mi pana poznać.
– Dzień dobry, panie Grey – mówi nieco zaskoczony. Wymieniamy uścisk dłoni, jego chwyt
jest silny, palce i dłoń szorstkie. Ten mężczyzna to człowiek pracy. W tym momencie sobie
przypominam – jest stolarzem. Ciemnopiwne oczy nie wyrażają żadnych uczuć.
– A to mój brat, Ethan Kavanagh – mówi Kate, przedstawiając plażowego obiboka, który
wisi na Anie.
Ach. Młodsze pokolenie Kavanaghów razem.
Mruczę przywitanie, gdy ściskamy sobie dłonie. Jego skóra jest dużo gładsza niż Raya
Steele’a.
A teraz przestań obściskiwać moją dziewczynę, dupku.
– Ana, maleńka – szepczę, wyciągając rękę.
Ponieważ jest dobrą kobietą, pozwala mi się objąć. Zmieniła absolwencką togę na
bladoszarą, wiązaną na karku suknię, odsłaniającą nieskazitelne ramiona i plecy.
Dwie suknie w dwa dni. Rozpuszcza mnie.
– Ethanie, mama i tato mają do ciebie słówko. – Kavanagh odciąga braciszka, zostawiając
mnie z Aną i jej ojcem.
– Więc jak długo się znacie, dzieciaki? – pyta pan Steele.
Obejmuję Anę za ramię i łagodnie gładzę kciukiem odsłonięte plecy. Reaguje, drży.
Wyjaśniam panu Stee le’owi, że od kilku tygodni.
– Poznaliśmy się, gdy Anastasia przyszła do mnie przeprowadzić wywiad dla studenckiej
gazetki.
– Nie wiedziałem, że dla nich pracowałaś, Anastasio – mówi pan Steele.
– Kate była chora – odpowiada.

Ray Steele mierzy wzrokiem córkę i marszczy brew.
– Świetne przemówienie, panie Grey – stwierdza.
– Dziękuję panu. Słyszałem, że jest pan zapalonym wędkarzem.
– Zgadza się. Annie panu powiedziała?
– Tak.
– Pan wędkuje? – W piwnych oczach jest ciekawość.
– Nie tyle, ile bym chciał. Tato zabierał na ryby mnie i brata, kiedy byliśmy bąkami. Dla
niego liczył się tylko pstrąg tęczowy. Chyba złapałem od niego bakcyla. – Ana słucha, potem się
wymawia i przeszedłszy przez tłum, dołącza do klanu Kavanaghów.
No, niech to diabli, w tej sukience wygląda niebywale.
– Tak? Gdzie pan łowił? – Pytanie Raya Steele’a sprawia, że wracam do rozmowy. Wiem, że
mnie sprawdza.
– Na całym północno-zachodnim wybrzeżu Pacyfiku.
– Dorastał pan w stanie Waszyngton?
– Tak, proszę pana. Tata zaczynał z nami na Wynoo chee River.
Steele lekko się uśmiecha.
– Znam ją dobrze.
– Ale jego ulubiona to Skagit River. Strona amerykańska. Zrywał nas z łóżek
o nieprzyzwoitej godzinie i jechaliśmy nad rzekę. Złowił tam kilka niesamowitych okazów.
– Świetny akwen słodkowodny. Trafiło mi się w Skagit kilka takich okazów, że wędzisko
poszło. Ale to po kanadyjskiej stronie.
– To jedno z najlepszych łowisk dzikiego pstrąga. Łowić takie to prawdziwa przyjemność, nie
to, co hodowlane – mówię, nie odrywając oczu od Any.
– Trudno się nie zgodzić.
– Brat złowił parę prawdziwych potworów. Ja wciąż jeszcze czekam na prawdziwy okaz.
– Przyjdzie dzień, co?
– Mam nadzieję.
Ana jest pogrążona w żarliwej dyskusji z Kavanagh. O czym te dw ie baby tak tokują?
– Nadal często pan wędkuje? – Skupiam się z powrotem na panu Steele.
– Jasne. Kolega Annie, José, jego ojciec i ja jeździmy tak często, jak się da.
Pieprzony fotograf! Znowu?
– To ten gość, który zajmuje się garbusem?
– Taa, on.
– Wspaniały wóz, garbus. Jestem fanem niemieckich samochodów.
– Taa? Annie uwielbia staruszka, ale myślę, że już stuknęła mu data kasacji.
– To zabawne, że pan o tym wspomniał. Myślałem o wypożyczeniu Anie jednego z wozów
firmowych. Myśli pan, że to dobry pomysł?
– Chyba. Ale ją musi pan spytać o zgodę.
– Wspaniale. Ana chyba nie szaleje za wędkowaniem.
– Nie. Ma to po matce. Nie może znieść, że ryba cierpi. Robak zresztą też. To łagodna
istota. – Posyła mi znaczące spojrzenie. Ach. Raymond Steele ostrzega. Zamieniam to w żart.
– Nic dziwnego, że nie rzuciła się na karbonelę, którą kiedyś jedliśmy.
Steele chichocze.
– Jedzenie jej nie przeszkadza.
Ana skończyła z Kavanaghami i idzie do nas.
– Cześć – mówi szeroko uśmiechnięta.
– Annie, gdzie są toalety? – pyta Steele.
Wskazuje mu kierunek. W lewo, za pawilonem.
– Do zobaczenia za chwilę. Bawcie się dobrze, dzieciaki – mówi Steele.
Ana odprowadza go wzrokiem, a potem zerka na mnie nerwowo. Ale zanim któreś z nas
może się odezwać, przeszkadza nam fotografka. Szybko pstryka nam kilka fotek i z pośpiechem
odchodzi.
– Więc oczarowałeś też mojego ojca? – pyta słodkim, żartobliwym tonem Ana.
– Też? – Czyżbym oczarował ciebie, panno Steele?
Sunę palcami po delikatnym rumieńcu, który wykwitł na jej policzku.
– Och, tak bardzo chciałbym wiedzieć, o czym myślisz, Anastasio. – Kiedy moje palce
dosięgają podbródka, odchylam jej głowę, by zobaczyć wyraz twarzy. Ana nieruchomieje i patrzy
mi w oczy, jej źrenice ciemnieją.
– W tej chwili myślę: ładny krawat – szepcze.
Spodziewałem się takiej czy innej deklaracji; jej odpowiedź doprowadza mnie do śmiechu.
– Ostatnio stał się moim ulubieńcem.
Uśmiecha się.
– Anastasio, wyglądasz uroczo. Ta sukienka z odkrytymi plecami ci pasuje. Nie mogę się
oprzeć, żeby cię nie pogładzić, nie poczuć twojej pięknej skóry.
Rozchyla usta, oddech staje jej w gardle i czuję, jak wzajemny pociąg pcha nas ku sobie.
– Wiesz, że będzie cudownie, prawda, maleńka? – Cichy ton zdradza trawiącą mnie

tęsknotę.
Ana zamyka oczy, przełyka ślinę i bierze głęboki oddech. Kiedy rozchyla powieki, widzę
płonący w nich niepokój.
– Ale ja chcę więcej – mówi.
– Więcej?
Ja pierniczę. Co to ma być?
Kiwa głową.
– Więcej? – znów szepczę. Jej warga pręży się pod moim kciukiem. – Chcesz romantycznych
uniesień. – Ja pierniczę. Układ z nią nigdy nie zaskoczy. Jakim cudem? Nie miewam romansów.
Moje marzenia i sny sypią się w gruzy.
Jej oczy są szeroko otwarte, niewinne i błagalne.
Do diabła. Jest taka kusząca.
– Anastasio. To dla mnie ziemia nieznana.
– Dla mnie też.
Oczywiście, nigdy nie była z nikim w związku.
– Niewiele poznałaś.
– Ty poznałeś wszystkie złe rzeczy.
– Złe? Nie dla mnie. Spróbuj ich – błagalnie proszę.
Proszę. Spróbuj po mojemu.
Intensywnie wpatruje się w moją twarz, szukając odpowiedzi na swoje problemy. I przez
chwilę tonę w tych niebieskich oczach, które widzą wszystko.
– Okej – szepcze.
– Co? – Każdy włosek na moim ciele staje na baczność.
– Okej. Spróbuję.
– Zgadzasz się? – Nie wierzę.
– Tak, pod warunkiem że trzymamy się granic. Spróbuję.
Słodki. Boże. Biorę ją w objęcia i tak trwam, zanurzając twarz w jej włosach, wciągając
w nozdrza uwodzicielski zapach. I nie obchodzi mnie, że otacza nas tłum. Jesteśmy tylko ona
i ja.
– Jezu, Anastasio, jesteś taka nieprzewidywalna. Przy tobie brak mi tchu.
Po chwili dociera do mnie, że Raymond Steele wrócił i z zażenowaniem patrzy na zegarek.
Z trudem wypuszczam ją z objęć. Jestem królem świata.
Transakcja zaklepana, Grey!
– Annie, pójdziemy na lunch? – pyta Steele.
– Okej – mówi z nieśmiałym, adresowanym do mnie uśmiechem.
– Chciałbyś się przyłączyć, Christianie?
Przez chwilę kusi mnie, by przyjąć zaproszenie, ale niespokojne spojrzenie Any w moim
kierunku mówi: „Proszę, nie”. Chce być sama ze swoim tatą. Rozumiem to.
– Dziękuję, panie Steele, ale mam pewne plany. Bardzo miło było pana poznać.
Spróbuj nie szczerzyć się jak idiota, Grey.
– Mnie również – odpowiada Steele… Szczerze, jak mniemam. – Opiekuj się moją córeczką.
– Och, jak najbardziej – odpowiadam, wymieniając z nim uścisk dłoni.
Nie wyobraża pan sobie jak, Steele.
Biorę dłoń Any i unoszę ją do ust.
– Do rychłego zobaczenia, panno Steele – mruczę. Sprawiłaś, że jestem bardzo szczęśliwym
człowiekiem .
Steele kiwa mi głową i biorąc córkę pod łokieć, wyprowadza ją z przyjęcia. Stoję
oszołomiony, ale pełen nadziei.
Zgodziła się.
– Christian Grey? – Eamon Kavanagh, ojciec Katherine, przerywa moją radość.
– Eamon, jak się masz? – Ściskamy sobie dłonie.

Taylor odbiera mnie o 15:30.
– Dzień dobry, proszę pana – mówi, otwierając drzwi.
Po drodze informuje mnie, że audi zostało dostarczone do Heathmana. Teraz pozostaje mi
tylko dać je Anie. Niewątpliwie wywoła to dyskusję i w głębi duszy wiem, że będzie to coś więcej
niż zwykła dyskusja. Z drugiej strony zgodziła się być moją uległą, więc może przyjmie prezent
bez marudzenia.
Kogo chcesz oszukać, Grey?
Człowiek ma prawo marzyć. Mam nadzieję, że spotkamy się dziś wieczór. Dam jej auto
jako prezent na zakończenie studiów.
Dzwonię do Andrei i mówię, by zorganizowała na jutro robocze śniadanie, wideokonferencję
za pośrednictwem WebEx, której uczestnikami będą nowojorscy wspólnicy Eamona Kavanagha
i on sam. Jest zainteresowany rozwojem swojej sieci światłowodowej. Proszę Andreę, by Ros
i Fred też byli w gotowości podczas spotkania. Przekazuje mi pewne informacje – nic ważnego –
i przypomina, że jutro wieczorem mam w Seattle obowiązki towarzyskie, spotkanie organizacji
dobroczynnej.
Ta noc będzie ostatnia w Portlandzie. To również niemal ostatnia noc Any w tym mieście…
Zastanawiam się, czy do niej nie zadzwonić, ale to raczej bez sensu, bo nie ma przy sobie
komórki. I miło spędza czas z ojcem.
Wyglądam przez szybę samochodu, gdy jedziemy do hotelu. Obserwuję zacnych obywateli
Portlandu spędzających wolne popołudnie. Przy światłach młoda para kłóci się na chodniku,
między nimi leży rozerwana torba z zakupami spożywczymi. Inna para, jeszcze młodsza, idzie,
trzymając się za ręce i chichocząc. Dziewczyna podskakuje i szepcze coś do ucha
wytatuowanemu chłopakowi. On wybucha śmiechem, pochyla się i całuje ją przelotnie, po czym
otwiera drzwi kawiarni, schodzi na bok i wpuszcza dziewczynę do środka.
Ana chce „więcej”. Ciężko wzdycham i przeczesuję palcami włosy. One zawsze chcą więcej.
Wszystkie. Co z tym począć? Ana i ja odstawiliśmy numer tamtej trzymającej się za rączki
i wchodzącej do kawiarni pary. Jedliśmy w dwóch knajpach i to było… miłe. Może mógłbym
spróbować. Przecież daje mi tak wiele. Rozluźniam krawat.

W hotelu rozbieram się, wkładam dres i idę na dół, na szybkie kółko w siłowni. Wymuszone
obowiązki towarzyskie doprowadziły mnie do granic wytrzymałości i muszę pozbyć się
nadmiaru energii.
I pomyśleć o „więcej”.

Po prysznicu i ubraniu się wracam przed laptop. Ros się łączy, przekazuje wiadomości
i rozmawiamy czterdzieści minut. Omawiamy wszystkie punkty jej porządku dziennego, w tym
tajwańską propozycję i Darfur. Koszt zrzutu jest ogromny, ale tak będzie bezpieczniej dla
wszystkich zaangażowanych. Udzielam jej zgody. Teraz musimy czekać, aż transport dopłynie
do Rotterdamu.
– Jestem na bieżąco ze sprawą Kavanagh Media. Myślę, że Barney też powinien
uczestniczyć w spotkaniu – radzi mi Ros.
– Jeśli tak uważasz. Daj znać Andrei.
– Zrobi się. Jak uroczystość? – pyta.
– Dobrze. Nieoczekiwanie.
Ana zgodziła się być moja.
– Nieoczekiwanie dobrze?
– Tak.
Zaintrygowana Ros zerka na mnie z ekranu, ale nie zdradzam nic więcej.
– Andrea mówi mi, że wracasz do Seattle jutro.
– Tak. Mam wieczorem obowiązki towarzyskie.
– No, to mam nadzieję, że twoja „fuzja” się udała.
– Powiedziałbym, że ten punkt poszedł nad podziw składnie, Ros.
Uśmiecha się kpiąco.
– Miło mi to słyszeć. Mam spotkanie, więc jeśli to wszystko, to na razie się pożegnam.
– Do widzenia. – Wylogowuję się z WebEx i przechodzę do poczty elektronicznej, skupiając
się na bieżącym wieczorze.

Od: Christian Grey
Temat: Granice do ustalenia
Data: 26 maja 2011 17:22
Do: Anastasia Steele
Czy mogę powiedzieć jeszcze coś ponad to, co już powiedziałem?
Temat do omówienia o każdej porze dnia i nocy.
Dziś wyglądałaś pięknie.
Christian Grey
Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

I pomyśleć, że dzisiaj rano wydawało mi się, że wszystko między nami skończone.
Jezu, Grey. Musisz wziąć się w garść. Flynn dopiero miałby uciechę.
Oczywiście częściowo powodem było to, że nie miała telefonu. Może potrzebuje bardziej
niezawodnego środka łączności.

Od: Christian Grey
Temat: Blackberry
Data: 26 maja 2011 17:36
Do: J.B. Taylor
Do wiadomości: Andrea Ashton
Taylor,
proszę, przygotuj nowego blackberry’ego dla Anastasii Steele z zainstalowaną pocztą.
Andrea może Ci podać jej adres od Barneya.
Proszę, dostarcz go jutro albo do niej do domu, albo do Claytona.
Christian Grey
Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

Po wysłaniu wiadomości sięgam po ostatniego „Forbesa” i zaczynam czytać.
O 18:30 nadal nie ma odpowiedzi od Any, więc zakładam, że wciąż będzie zabawiała cichego,
skromnego Raya Steele’a. Biorąc pod uwagę, że nie są spokrewnieni, wydają się zdumiewająco
podobni.
Zamawiam risotto z owocami morza i czekając na obsługę hotelową, czytam dalej książkę

Podczas lektury dzwoni Grace.
– Christian, kochanie.
– Cześć, mamo.
– Mia dała znak życia?
– Tak. Wiem, kiedy przylatuje. Odbiorę ją.
– Wspaniale. No, mam nadzieję, że zostaniesz na sobotni obiad.
– Oczywiście.
– A w niedzielę Elliot przyprowadza na obiad swoją przyjaciółkę Kate. Zechcesz przyjść?
Mógłbyś przyprowadzić Anastasię.
O tym Kavanagh mówiła dzisiaj.
Gram na czas.
– Muszę sprawdzić, czy jest wolna.
– Daj mi znać. To byłoby cudowne mieć całą rodzinę znów razem.
Przewracam oczami.
– Skoro tak mówisz, mamo.
– Mówię, kochanie. Do zobaczenia w niedzielę.
Rozłącza się.
Mam taszczyć Anę do rodziców ? Do diabła, jak się z tego wyplączę?
Kiedy rozważam ten kuksaniec losu, dostaję e-maila.

Od: Anastasia Steele
Temat: Granice do ustalenia
Data: 26 maja 2011 19:23
Do: Christian Grey
Mogę przyjechać dziś wieczór i podyskutować, jeśli chcesz.
Ana

Nie, maleńka, nie twoim trupem . I mój plan nabiera sensu.

Od: Christian Grey
Temat: Granice do ustalenia
Data: 26 maja 2011 19:27
Do: Anastasia Steele
Przyjadę do Ciebie. Kiedy mówiłem, że nie jestem szczęśliwy, że jeździsz tym
samochodem, to było serio.
Wkrótce u Ciebie będę.
Christian Grey
Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

Drukuję kolejną kopię granic do ustalenia z kontraktu i jej e-maila oznaczonego „uwagi”, bo
pierwsza została w kieszeni marynarki, która nadal jest u niej. Potem dzwonię do Taylora, do
jego pokoju.
– Zamierzam dostarczyć samochód Anastasii. Możesz mnie odebrać od niej… powiedzmy
o wpół do dziesiątej?
– Oczywiście, proszę pana.
Przed wejściem wsadzam do tylnej kieszeni dżinsów dwie prezerwatywy.
Może mi się poszczęści.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz