27 sie 2016

PONIEDZIAŁEK 30 MAJA 2011 (1 CZĘŚĆ)

Wciąga gwałtownie powietrze, co jest muzyką dla mojego penisa.
– Potem będziemy się pieprzyć – szepczę. – A jeśli potem nie zaśniesz, zdradzę ci kilka
szczegółów z pierwszych lat mojego życia. Zgoda?
Kiwa głową. Oddech ma przyśpieszony, źrenice rozszerzone, pociemniałe z pożądania
i głodu wiedzy.
– Grzeczna dziewczynka. Otwórz usta.
Waha się przez chwilę, przestraszona. Ale robi, o co proszę, zanim zdążę ją upomnieć.
– Szerzej.
Obie kulki wsuwam jej do ust. Są duże i odrobinę ciężkie, ale przez kilka chwil dadzą jej
wyszczekanej buzi zajęcie.
– Trzeba je nawilżyć. Ssij.
Mruga oczami i próbuje ssać, poruszając się lekko, gdy zaciska uda i kuli się.
O, tak.
– Nie ruszaj się, Anastasio – ostrzegam, ale jestem zachwycony.
Wystarczy.
– Przestań – rozkazuję i wyjmuję jej kulki z ust. Odrzucam z łóżka kapę i siadam na nim.
– Podejdź.
Och, Ano, mój mały odmieńcu.
– A teraz obróć się i chwyć za kostki. – Jej mina zdradza mi, że nie tego się spodziewała. –
Nie wahaj się – besztam ją i wkładam sobie kulki do ust. Ana obraca się i bez wysiłku schyla,
pokazując mi swoje długie nogi i uroczą pupę. Mój podkoszulek osuwa się jej po plecach w stronę
głowy i bujnych włosów.
Chętnie podziwiałbym ten widok przez jakąś chwilę i wyobrażał sobie, co mógłbym z nim
zrobić. W tej chwili jednak chcę ją zbić i pieprzyć. Kładę dłoń nad jej pośladkami i rozkoszuję się
ciepłem jej skóry. Drugą ręką pieszczę ją przez majtki.
Och, ta dupcia jest moja, tylko moja. I zaraz będzie jeszcze cieplejsza.
Odsuwam majtki na bok, odsłaniając jej wargi sromowe, i przytrzymuję je jedną ręką.
Walczę z pokusą wylizania jej kobiecości; poza tym mam pełne usta. Zamiast tego więc
przesuwam palce wzdłuż jej krocza aż do łechtaczki i z powrotem, by wreszcie wsunąć w nią
palec.Mruczę cicho z zadowolenia i wykonuję palcem okrężny ruch, rozciągając ją. Ana jęczy, a ja
z miejsca robię się twardy.
Pannie Steele się to podoba. Pragnie tego.
Jeszcze raz wykonuję okrężny ruch palcem, cofam go, a z ust wyjmuję kulki. Łagodnie
wkładam w nią pierwszą kulkę, potem drugą, pozostawiając sznureczek na zewnątrz, owinięty
wokół jej łechtaczki. Całuję jej gołą pupę i naciągam majtki na miejsce.
– Wstań – polecam i przytrzymuję ją za biodra, dopóki nie odzyska w pełni równowagi.
– W porządku?
– Tak. – Głos ma ochrypły.
– Obróć się.
Bez chwili wahania wypełnia polecenie.
– Jakie to uczucie? – pytam.
– Dziwne.
– Dziwne przyjemne czy dziwne nieprzyjemne?
– Dziwne przyjemne – odpowiada.
– Dobrze.
Będzie musiała przywyknąć do kulek. Najlepiej będzie, jeśli będzie musiała się wyciągnąć
i po coś sięgnąć.
– Chce mi się pić. Idź i przynieś szklankę wody. Jak wrócisz, przełożę sobie ciebie przez
kolano. Pomyśl o tym, Anastasio.
Jest zdziwiona, ale obraca się i idzie ostrożnie, z wahaniem stawiając kolejne kroki.
Czekając na jej powrót, wyjmuję z komody prezerwatywę. Niedługo mi się skończą. Muszę
uzupełnić zapas, zanim zacznie działać jej pigułka. Siadam na łóżku i czekam niecierpliwie.
Gdy wraca do pokoju, krok ma dużo pewniejszy, niesie też moją wodę.
– Dziękuję. – Upijam łyk i odstawiam szklankę na stolik przy łóżku.
Spoglądam na Anę i widzę, że obserwuje mnie z nieskrywaną żądzą.
Do twarzy jej z tym.
– Chodź. Stań obok mnie. Jak ostatnio.
Zbliża się, a oddech ma nieregularny… ciężki. No, no, naprawdę się podnieciła. Kiedy ostatnio
wymierzałem jej klapsy, było zupełnie inaczej.
Dalej, Grey, pobudźmy ją jeszcze bardziej.
– Poproś mnie. – Głos mam stanowczy.
Na jej twarzy maluje się zdziwienie.
– Poproś.
No, An o, dalej.
Marszczy czoło.
– Poproś mnie, Anastasio. Więcej tego nie powtórzę.
Wreszcie dociera do niej, o co proszę, i na jej twarzy pojawia się rumieniec.
– Zbij mnie, proszę, panie – odzywa się cicho.
Te słowa… przymykam oczy i pozwalam, by rozbrzmiewały w mojej głowie. Chwytam ją za
ręce i rzucam sobie na kolana tak, że jej pierś ląduje na łóżku. Jedną ręką gładzę jej pośladki,
drugą odgarniam jej włosy z twarzy i wsuwam za ucho. Potem chwytam je u nasady
i unieruchamiam głowę.
– Chcę widzieć twoją twarz, kiedy będę cię bił.
Pieszczę jej pośladki i naciskam srom, wiedząc, że w ten sposób kulki wejdą głębiej.
Mruczy z zadowolenia.
– To ma być przyjemność, Anastasio, dla mnie i dla ciebie.
Unoszę rękę i wymierzam jej lekkiego klapsa.
– Ach! – krzyczy i wykrzywia twarz w grymasie, a ja głaszczę jej słodką, uroczą pupcię, aż
się przyzwyczai. Kiedy się rozluźnia, uderzam ją ponownie. Jęczy, a ja swój jęk tłumię. Uderzam
ją raz za razem, najpierw w lewy pośladek, potem w prawy, w miejsce, gdzie uda i pośladki się
łączą. Pomiędzy każdym uderzeniem pieszczę i uciskam jej pupę, obserwując, jak skóra pod
koronką majtek czerwienieje coraz bardziej.
Jęczy, chłonąc przyjemność, rozkoszując się doznaniem.
Przestaję. Chcę zobaczyć jej pupę w całej jej zarumienionej krasie. Nieśpiesznie, drażniąc się
z nią, zaczynam zsuwać majtki, sunąc palcami w dół jej ud, pod kolanami, po łydkach. Unosi
stopy, ściągam z niej majtki i rzucam na podłogę. Wije się, ale nieruchomieje, gdy kładę rękę
płasko na jej różowej, rozpalonej skórze. Chwytam ją za włosy i zaczynam od nowa. Najpierw
delikatnie. Potem coraz mocniej, rytmicznie.
Jest wilgotna; dłoń mam całą w jej podnieceniu.
Chwytam ją jeszcze silniej za włosy, a ona jęczy, z zamkniętymi oczami i otwartymi,
zwiotczałymi ustami.
Kurwa, naprawdę jest gorąca.
– Grzeczna dziewczynka. – Głos mam chrapliwy, oddech przerywany.
Wymierzam jej jeszcze kilka klapsów, aż dłużej nie mogę tego znieść.
Pragnę jej.
Teraz.
Owijam sznureczek na palcu i wyszarpuję z niej kulki.
Krzyczy z rozkoszy.
Odwracam ją, zdzieram z siebie spodnie, naciągam przeklęty kondom i kładę się przy niej.
Chwytam jej ręce, unoszę nad jej głowę i powoli osuwam się na nią i wsuwam w nią, a ona jęczy
jak kocię.
– Och, maleńka.
Jest niesamowita.
„Chcę, żebyś się ze mną kochał”, jej słowa rozlegają się w mojej głowie.
I delikatnie, niezwykle delikatnie zaczynam się poruszać, czując każdy jej cudowny
centymetr pod sobą i wokół siebie. Całuję ją, rozkoszując się jej ustami i jej ciałem jednocześnie.
Obejmuje mnie nogami, wychodząc naprzeciw każdemu łagodnemu pchnięciu, kołysząc się pode
mną, coraz bardziej potęgując swoją rozkosz, aż dochodzi.
Jej orgazm jest powalający.
– Ana! – krzyczę, wytryskując w nią. Zatracając się. Cudowna ulga, która sprawia… że chcę
więcej. Pragnę więcej.
Odzyskuję równowagę, odpychając przypływ emocji, który we mnie narasta. To nie
ciemność, lecz i tak powinienem się lękać.
Ana oplata moje palce swoimi, a ja otwieram oczy i napotykam jej senne, zamglone
spojrzenie.
– Było cudownie – szepczę i całuję ją namiętnie.
W nagrodę dostaję leniwy uśmiech. Wstaję, otulam ją kołdrą, podnoszę spodnie od piżamy
i idę do łazienki, gdzie zdejmuję prezerwatywę, zakładam spodnie i biorę maść z arniki.
Gdy wracam do łóżka, Ana uśmiecha się do mnie zadowolona.
– Połóż się na brzuchu – rozkazuję i przez moment mam wrażenie, że przewróci oczami,
jednak ustępuje i obraca się. – Twoja pupa ma taki cudowny kolor – stwierdzam zadowolony
z efektów.
Wyciskam trochę maści na dłoń i wolno wmasowuję ją w pośladki Any…
– A teraz mów, Grey – mówi Ana z ziewnięciem.
– Panno Steele, potrafi pani zepsuć atmosferę.
– Mieliśmy umowę – upiera się.
– Jak się czujesz?
– Oszukana.
Z ciężkim westchnieniem odkładam maść na stolik nocny i wśliznąwszy się pod kołdrę, biorę
Anę w objęcia. Całuję ją w ucho.
– Kobieta, która wydała mnie na ten świat, była kurwą obciągającą za kokę, Anastasio.
A teraz śpij.
Czuję, jak tężeje w moich ramionach.
Zamieram. Nie chcę jej współczucia; nie chcę, żeby się nade mną użalała.
– Była? – pyta szeptem.
– Umarła.
– Kiedy?
– Miałem cztery lata. W zasadzie jej nie pamiętam. Carrick trochę mi opowiedział. Ja
pamiętam tylko niektóre rzeczy. Śpij już, proszę.
Po chwili się rozluźnia.
– Dobranoc, Christianie. – Głos ma senny.
– Dobranoc, Ano.
Jeszcze raz ją całuję, wdychając jej kojący zapach, i odpędzam wspomnienia.

– Nie podnoś jabłek i nie rzucaj nimi we mnie, dupku!
– Odpierdol się, ty praworządny głupku.
Elliot bierze jabłko, gryzie i rzuca we mnie.
– Robaczywe – naigrawa się ze mnie.
Nie! Nie mów tak do mnie.
Rzucam się na niego. Walę pięściami po twarzy.
– Ty pieprzona świnio. To jest jedzenie. Marnujesz je. Dziadek je sprzedaje. Ty świnio.
Świnia. Świnia.
– ELLIOT! CHRISTIAN!
Tato odciąga mnie od Elliota, który kuli się na ziemi.
– O co chodzi?
– Odbiło mu!
– Elliocie!
– Niszczy jabłka. – Przepełnia mnie gniew, ściska za gardło. Mam wrażenie, że zaraz
wybuchnę. – Gryzie raz, a potem wyrzuca. Rzuca we mnie.
– Elliocie, to prawda?
Pod spojrzeniem taty Elliot się czerwieni.
– Lepiej chodź ze mną. Christianie, pozbieraj jabłka. Pomóż mamie upiec placek.

Gdy się budzę, Ana śpi jak kamień. Nos mam wtulony w jej pachnące włosy, tulę ją
w kokonie moich ramion. Śniło mi się, jak razem z Elliotem hasamy po jabłkowym sadzie
dziadka. To były szczęśliwe, przepełnione gniewem dni.
Dochodzi siódma rano – po raz kolejny spałem z Aną w jednym łóżku. Dziwnie się czuję,
budząc się obok niej. Ale nie jest to uczucie niemiłe. Zastanawiam się, czy nie obudzić jej
porannym rżniątkiem; moje ciało jest bardziej niż chętne – ale praktycznie jest jak pogrążona
w śpiączce, poza tym może być obolała. Lepiej dam jej spokój, niech śpi. Ostrożnie, żeby jej nie
zbudzić, wstaję z łóżka, biorę podkoszulek, zbieram z podłogi jej ubrania i idę do salonu.
– Dzień dobry, panie Grey. – Pani Jones krząta się po kuchni.
– Dzień dobry, Gail.
Przeciągam się i spoglądam przez okno na gasnący piękny świt.
– To coś do prania? – pyta pani Jones.
– Tak. Ubranie Anastasii.
– Mam je wyprać i wyprasować?
– Zdążysz?
– Nastawię na szybki program.
– Doskonale, dziękuję. – Podaję jej ubranie Any. – Jak się miewa siostra?
– Bardzo dobrze, dziękuję. Dzieci rosną. Chłopaki potrafią dać w kość.
– Coś o tym wiem.
Z uśmiechem podaje mi kawę.
– Dzięki. Będę w gabinecie.
Patrzy na mnie, a jej uśmiech z uprzejmego zamienia się w porozumiewawczy… bardzo
kobiecy i tajemniczy. Wychodzi pośpiesznie z kuchni, zapewne do pralni.
O co jej chodzi?
Okej, to pierwszy poniedziałek – pierwszy raz – od czterech lat, kiedy u mnie pracuje, gdy
w moim łóżku śpi kobieta. Ale co z tego? Śniadanie dla dwóch osób, pani Jones. Chyba sobie pan i
z tym poradzi?
Potrząsam głową i idę do gabinetu zacząć pracę. Prysznic wezmę później… może z Aną.
Sprawdzam maile i piszę do Andrei i Ros, że zjawię się dopiero po południu. Potem
przeglądam najnowsze schematy Barneya.

Gail puka i przynosi mi drugą filiżankę kawy, informując, że jest już 8:15.
Tak późno?
– Nie idę dzisiaj rano do biura.
– Taylor pytał.
– Pójdę po południu.
– Powiem mu. Ubrania panny Steele powiesiłam u pana w szafie.
– Dziękuję. Szybko się uporałaś. Ana jeszcze śpi?
– Tak myślę. – I znowu ten uśmieszek.
Unoszę brwi, a ona uśmiecha się jeszcze szerzej, gdy odwraca się do drzwi. Odkładam pracę
i z kawą w ręce idę wziąć prysznic i się ogolić.

Kończę się ubierać, a Ana wciąż pogrążona jest w głębokim śnie.
Wykończyłeś ją, Grey. Ale było to rozkoszne, a nawet więcej niż rozkoszne. Wygląda tak
spokojnie, jakby nic jej nie obchodziło.
Dobrze.
Biorę z komody zegarek i wiedziony nagłym impulsem wyjmuję z szuflady ostatnią
prezerwatywę.
Nigdy nic nie wiadomo.
Wracam do gabinetu.
– Czy mam podać śniadanie, proszę pana?
– Zjem z Aną. Dziękuję.
Podnoszę telefon na biurku i dzwonię do Andrei. Wymieniamy kilka słów, po czym Andrea
łączy mnie z Ros.
– Kiedy możemy się ciebie spodziewać? – Ros ma sarkastyczny ton.
– Dzień dobry, Ros. Co u ciebie? – pytam słodko.
– Jestem wkurzona.
– Na mnie?
– Tak, na ciebie i na twoją chęć unikania pracy.
– Zjawię się później. Dzwonię, bo postanowiłem, że zlikwidujemy firmę Woodsa.
Już jej o tym mówiłem, ale ona i Marco za bardzo z tym zwlekają. Mają się tym zająć,
natychmiast. Przypominam jej, że tak zdecydowaliśmy, jeśli rachunek zysków i strat firmy się
nie poprawi. Nie poprawił się.
– Potrzebuję więcej czasu.
– Nie interesuje mnie to, Ros. Nie chcemy zbędnego balastu.
– Jesteś przekonany?
– Mam dość lichych wykrętów.
Wystarczy. Już podjąłem decyzję.
– Christianie.
– Niech Marco do mnie zadzwoni. Wóz albo przewóz.
– Okej, okej. Skoro tego właśnie chcesz. Coś jeszcze?
– Tak. Powiedz Barneyowi, że prototyp wygląda nieźle, chociaż nie mam pewności co do
interfejsu.
– Zdawało mi się, że działa dobrze, jak już go rozpracowałam. Ale nie jestem ekspertem.
– Nie, czegoś brakuje.
– Porozmawiaj z Barneyem.
– Chcę się z nim spotkać po południu, żeby wszystko omówić.
– Twarzą w twarz?
Jej sarkazm jest irytujący. Ignoruję go jednak, mówiąc, że chcę się spotkać z całym jego
zespołem na burzę mózgów.
– Będzie zachwycony. Widzimy się po południu? – pyta z nadzieją.
– Jasne – uspokajam ją. – Przełącz mnie do Andrei.
Czekając, aż Andrea się zgłosi, spoglądam na bezchmurne niebo. Ma taki sam kolor jak oczy
Any.
Jakiś ty naiwny, Grey.
– Andrea.
Zauważam jakiś ruch. Podnoszę wzrok i z zadowoleniem widzę Anę stojącą w drzwiach. Ma
na sobie tylko mój podkoszulek. Jej nóg, długich i kształtnych, nikt poza mną nie widzi. Ma
wspaniałe nogi.
– Panie Grey – odzywa się Andrea.
Patrzę Anie w oczy. Naprawdę mają kolor letniego nieba i są równie ciepłe. Dobry Boże,
mógłbym kąpać się w ich cieple przez cały dzień – każdego dnia.
Nie bądź kretynem , Grey.
– Odwołaj wszystkie moje przedpołudniowe spotkania, ale niech Bill do mnie zadzwoni.
Będę w biurze o drugiej. Po południu muszę porozmawiać z Markiem, zajmie nam to co
najmniej pół godziny.
Na ustach Any pojawia się łagodny uśmiech, na moich taki sam.
– Tak jest, proszę pana – odpowiada Andrea.
– Po Marcu umów Barneya i jego zespół i znajdź czas dla Claude’a, chcę go widzieć
codziennie przez cały tydzień.
– Sam chce z panem rozmawiać dzisiaj przed południem.
– Powiedz mu, żeby czekał.
– Chodzi o Darfur.
– Och?
– Według niego konwój z pomocą może być doskonałą okazją do osobistej reklamy.
Och, litości. Jakżeby inaczej.
– Nie, żadnej reklamy Darfuru. – Głos mam nieuprzejmy i zły.
– Podobno jakiś dziennikarz z „Forbesa” chce z panem o tym porozmawiać.
Skąd do cholery się dowiedzieli?
– Niech Sam się tym zajmie – mówię zniecierpliwiony. – Za to mu płacę.
– Chce pan z nim porozmawiać bezpośrednio? – pyta Andrea.
– Nie.
– W porządku. Muszę też dać odpowiedź w sprawie imprezy w sobotę.
– Jakiej imprezy?
– Gala w Izbie Handlowej.
– W następną sobotę? – pytam, gdy do głowy przychodzi mi pewien pomysł.
– Tak, proszę pana.
– Zaczekaj. – Zwracam się do Any, która porusza nogą, ani na chwilę jednak nie odrywając
ode mnie swoich błękitnych jak niebo oczu. – Kiedy wracasz z Georgii?
– W piątek – odpowiada.
– Będzie potrzebny jeszcze jeden bilet, ponieważ mam randkę – informuję Andreę.
– Randkę? – pyta Andrea piskliwie, nie dowierzając własnym uszom.
Wzdycham.
– Tak, Andreo, to właśnie powiedziałem. Randkę. Panna Anastasia Steele będzie mi
towarzyszyć.
– Tak, panie Grey. – Mam wrażenie, że niezmiernie ucieszyłem Andreę.
Do kurwy nędzy. Co wstąpiło w mój personel?
– To wszystko – rozłączam się. – Dzień dobry, panno Steele.
– Panie Grey – odpowiada na powitanie Ana.
Obchodzę biurko, staję naprzeciwko Any i głaszczę jej twarz.
– Nie chciałem cię budzić, spałaś spokojnie jak dziecko. Wyspałaś się?
– Doskonale wypoczęłam, dziękuję. Przyszłam się tylko przywitać, zanim pójdę wziąć
prysznic.
Uśmiecha się, a jej oczy błyszczą z zachwytu. Co za wspaniały widok. Nachylam się
i delikatnie ją całuję. Nagle zarzuca mi ręce na szyję, wsuwa palce w moje włosy i przywiera do
mnie całym ciałem.
Rany.
Jej usta są nieustępliwe, więc odwzajemniam pocałunki, zaskoczony jej gwałtownością.
Jedną ręką obejmuję jej głowę, drugą nagą, tak niedawno zmaltretowaną pupę, a moje ciało
rozpala się niczym wysuszony chrust.
– Jak widzę, sen ci służy. – W moim głosie słychać gwałtowny przypływ żądzy. – Proponuję,
żebyśmy razem poszli pod prysznic, czy raczej wolisz, żebym wziął cię tutaj, na swoim biurku?
– Wybieram biurko – szepcze w kącik moich ust, ocierając się swoją kobiecością o moją
erekcję.
No, no, a to niespodzianka.
Oczy ma pociemniałe z pożądania.
– Naprawdę nabrała pani na to ochoty, czyż nie, panno Steele? Stajesz się nienasycona.
– Mam ochotę tylko na ciebie.
– Słusznie, tylko na mnie.
Jej słowa są jak syreni śpiew dla mojego libido. Tracąc wszelkie zahamowania, zmiatam
wszystko z biurka i dokumenty, telefon, pióra sfruwają na podłogę, ale nic mnie to nie obchodzi.
Unoszę Anę i kładę ją w poprzek na blacie, tak że jej włosy opadają na moje krzesło.
– Prosisz i masz, maleńka – mówię zduszonym głosem, rozrywając opakowanie
z prezerwatywą i rozpinając spodnie. Szybko ubieram twardego, zadartego penisa i patrzę na
nienasyconą pannę Steele.
– Mam nadzieję, że jesteś gotowa – ostrzegam ją.
Chwytam jej nadgarstki i przytrzymuję wzdłuż ciała. Jednym gładkim ruchem wchodzę
w nią.
– Ach… Chryste, Ano. Jesteś bardzo gotowa.
Daję jej nanosekundę, by przywykła do mojej obecności. I zaczynam pchać. Tam
i z powrotem. Raz za razem. Mocniej i mocniej. Odrzuca głowę w tył, usta otwiera
w bezgłośnym błaganiu, a jej piersi unoszą się i opadają przy każdym pchnięciu w jej ciało.
Oplata mnie nogami, a ja stoję i wwiercam się w nią.
Tego właśnie chcesz, maleńka?
Odwzajemnia każde moje pchnięcie, kołysząc się wraz ze mną, i jęczy, gdy ją posiadam.
Zabieram ją – coraz wyżej i wyżej, i wyżej – aż zamiera i zaciska się wokół mnie.
– Dalej, maleńka, daj mi to – cedzę przez zaciśnięte zęby, a ona poddaje się, spektakularnie,
z krzykiem, doprowadzając mnie do orgazmu.
Kurw a. Doszedłem równie spektakularnie jak ona i osuwam się na jej wstrząsane spazmami
ciało.Cholera. Tego się nie spodziewałem .
Uwalniam jej nadgarstki i próbuję wstać, ona jednak zaciska nogi i wplata palce w moje
włosy.
– Kompletnie mnie zbałamuciłeś – szepcze.
Nie odrywamy od siebie oczu, przygląda mi się intensywnie, jakby widziała mnie na wskroś.
Dostrzegała ciemność w mojej duszy.
Cholera. Wypuść mnie. Tego już za wiele.
Ujmuję w dłonie jej twarz, żeby pocałować ją szybko, gdy nagle nachodzi mnie niemiła myśl,
że mogłaby znaleźć się w tej pozycji z kimś innym. Nie, nie robi tego z nikim innym. Nigdy.
– Jesteś. Moja. – Te słowa wdzierają się pomiędzy nas. – Rozumiesz?
– Tak, twoja – mówi z absolutną szczerością malującą się na jej twarzy, z pełnym
przekonaniem, i moja irracjonalna zazdrość znika.
– Jesteś przekonana, że musisz jechać do Georgii? – pytam, odsuwając jej włosy z twarzy.
Kiwa głową.
Do licha.
Wysuwam się z niej, a ona krzywi się lekko.
– Boli?
– Odrobinę – odpowiada z nieśmiałym uśmiechem.
– Lubię, kiedy jesteś obolała. Dzięki temu pamiętasz, gdzie byłem, tylko ja, nikt inny.
Całuję ją z gwałtownością posiadacza.
Ponieważ nie chcę, żeby jechała do Georgii.
Poza tym nikt mi nigdy nie odmówił od czasów… Eleny.
Ale nawet wtedy wszystko było skalkulowane, należało do scenariusza.
Prostuję się i wyciągam rękę, żeby pomóc jej usiąść.
– Zawsze przygotowany – mruczy, kiedy ściągam prezerwatywę.
Zapinając rozporek, zerkam na nią zakłopotany. Podnosi puste opakowanie, dając do
zrozumienia, co miała na myśli.
– Mężczyzna może mieć nadzieję, nawet marzyć, i czasem jego marzenia się spełniają.
Nie miałem pojęcia, że prezerwatywa tak szybko okaże się przydatna, na dodatek na jej
warunkach, nie moich. Panno Steele, jak na taką niewinną osóbkę jest pani bardzo
nieprzewidywalna.
– Czy to znaczy, że… marzyłeś… żebyśmy to zrobili na biurku? – pyta.
Kochanie. Wiele, wiele razy uprawiałem seks na tym biurku, ale zawsze z mojej inicjatywy,
nigdy poddanej.
Nie na takich zasadach to się odbywa.
Robi się smutna, jakby czytała w moich myślach.
Cholera. Co mam powiedzieć? Ano, w przeciwieństwie do ciebie ja mam przeszłość.
Sfrustrowany przeczesuję ręką włosy. Dzisiejszy ranek nie przebiega zgodnie z planem.
– Lepiej pójdę wziąć prysznic – mówi przygnębiona.
Wstaje i robi kilka kroków w stronę drzwi.
– Muszę wykonać parę telefonów. Jak weźmiesz prysznic, zjemy razem śniadanie. – Patrzę
na nią i zastanawiam się, co by tu powiedzieć, żeby naprawić sytuację. – Wydaje mi się, że pani
Jones wyprała twoje wczorajsze ubranie. Jest w szafie.
Jest zdumiona, ale pod wrażeniem.
– Dziękuję – mówi.
– Ależ bardzo proszę.
Zdziwiona, przygląda mi się ze zmarszczonym czołem.
– Co? – pytam.
– Co się stało?
– To znaczy?
– Zachowujesz się dziwniej niż zwykle.
– Uważasz, że jestem dziwny?
Ano, kochanie, „dziwny” to moje drugie imię.
– Czasami.
Powiedz jej. Powiedz jej, że od bardzo dawna nikt cię nie zaskoczył.
– Jak zwykle zdumiewa mnie pani, panno Steele.
– W jaki sposób?
– Powiedzmy, że nie spodziewałem się takiej nagrody.
– Naszym celem jest sprawianie przyjemności, panie Grey – pokpiwa sobie ze mnie, cały
czas bacznie mi się przyglądając.
– W czym doprawdy osiągnęła pani perfekcję – przyznaję. Ale też sprawiasz, że czuję się
bezbronny. – O ile pamiętam, miałaś wziąć prysznic?
Kąciki ust jej opadają.
Cholera.
– Mm, właśnie. Zobaczymy się za chwilę.
Odwraca się i truchcikiem wybiega z gabinetu, zostawiając mnie oniemiałego ze zdziwienia.
Potrząsam głową, żeby odzyskać przytomność umysłu, i zaczynam zbierać rozrzucone po
podłodze rzeczy, żeby poukładać je z powrotem na biurku.
Jak, do ciężkiej cholery, może sobie ot tak, po prostu zjawić się w moim gabinecie i mnie
uwieść? Przecież to ja powinienem sprawować kontrolę nad tym związkiem. Tak myślałem
jeszcze wczoraj: jej niepohamowany niczym entuzjazm i zachwyt. Do diabła, jak mam sobie
z tym poradzić? Nie mam pojęcia. Kiedy sięgam po telefon, nachodzi mnie myśl.
To miłe.
Tak.
Nawet bardzo.
Śmieję się pod nosem na wspomnienie jej „miłego” maila. Psiakrew, dzwonił Bill. Zapewne
podczas mojej schadzki z panną Steele. Siadam przy biurku, odzyskuję panowanie nad swoim
światem – kiedy ona jest pod prysznicem – i oddzwaniam do Billa. Muszę mu powiedzieć
o Detroit… i odzyskać władzę nad prowadzoną przeze mnie grą.
Bill nie odbiera, dzwonię więc do Andrei.
– Panie Grey.
– Czy dzisiaj i jutro odrzutowiec jest wolny?
– Jest zarezerwowany dopiero na czwartek, proszę pana.
– Świetnie. Możesz namierzyć dla mnie Billa?
– Oczywiście.
Rozmowa z Billem trwa w nieskończoność. Ruth wspaniale się spisała, wynajdując wszystkie
dostępne pod inwestycje poprzemysłowe tereny w Detroit. Dwa nadają się na zakłady
techniczne, które zamierzamy wybudować, Bill zaś jest przekonany, że w Detroit znajdziemy
odpowiednią ilość siły roboczej.
Ogarnia mnie przygnębienie.
Czy to musi być Detroit?
Jak przez mgłę pamiętam to miejsce: pijacy, bezdomni i ćpuny wykrzykujący do nas na
ulicach; zapuszczona dziura, którą nazywamy domem; i młoda, zniszczona, obciągająca za kokę
kobieta, którą nazywam mamusią. Wpatrzona w przestrzeń, podczas kiedy ja siedzę
w obskurnym, ponurym pokoju, zatęchłym i zakurzonym.
I jego.
Wzdrygam się. Nie myśl o nim … ani o niej.
Ale nie mogę przestać. Ana słowem nie wspomniała o moich nocnych wyznaniach. Ja nigdy
nikomu nie mówiłem o obciągającej ćpunce. Być może dlatego właśnie Ana przypuściła na mnie
atak dzisiaj rano; pewnie uważa, że trzeba mi jakoś pomóc.
Pieprzyć to.
Maleńka. Posiądę twoje ciało, jeśli mi je oddasz. Świetnie sobie radzę. Nachodzą mnie jednak
wątpliwości, czy rzeczywiście „świetnie”. Próbuję zignorować dręczący mnie niepokój; muszę
o tym porozmawiać z Flynnem po jego powrocie.
Na razie jestem głodny. Mam nadzieję, że Ana zabrała już swoją słodką dupcię spod
prysznica, bo muszę coś zjeść.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz