9 sie 2016

PIATEK 27 MAJA 2011 (1 CZĘŚĆ)

Od: Christian Grey
Temat: Sam sobie uważaj!
Data: 27 maja 2011 00:03
Do: Anastasia Steele
Czemu mnie nie lubisz?
Christian Grey
Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

Wstaję, otwieram następną butelkę wody.
I czekam.

Od: Anastasia Steele
Temat: Sam sobie uważaj!
Data: 27 maja 2011 00:09
Do: Christian Grey
Bo nigdy ze mną nie zostajesz.

Sześć słów.
Sześć słów, które sprawiają, że włos mi się jeży.
Powiedziałem jej, że nigdy z nikim nie spałem.
Ale dzisiaj był wielki dzień.
Skończyła studia.
Powiedziała „tak”.
Przejrzeliśmy te wszystkie granice do ustalenia, o których nie miała żadnego pojęcia.
Pieprzyliśmy się. I dałem jej lanie. Znów się pieprzyliśmy.
Niech to szlag.
I zanim mogę się powstrzymać, chwytam bilet garażowy, sięgam po kurtkę i jestem za
drzwiami apartamentu.

Ulice są puste, więc jestem na miejscu po dwudziestu trzech minutach.
Cicho pukam. Kavanagh otwiera drzwi.
– Co ty sobie, kurwa, myślisz, żeby tu przyjeżdżać? – wrzeszczy. Oczy płoną jej gniewem.
O rany, rany. Nie takiego przyjęcia się spodziewałem .
– Przyjechałem zobaczyć się z Aną
– No to się nie zobaczysz! – Kavanagh stoi z ramionami skrzyżowanymi na piersiach,
zapierając się nogami w progu, najeżona jak jakiś gargulec.
Próbuję z nią po dobroci.
– Ale muszę się z nią zobaczyć. Wysłała mi e-maila. – Spierniczaj mi z drogi!
– Coś ty jej, kurwa, zrobił tym razem?
– Tego właśnie chcę się dowiedzieć. – Zaciskam zęby.
– Od kiedy cię poznała, wciąż płacze.
– Co? – Nie dam dłużej rady z tym pieprzeniem i ładuję się do środka.
– Nie możesz tu wchodzić! – Kavanagh idzie za mną, wykrzykując jak jędza. Wpadam do
sypialni Any.
Otwieram drzwi i zapalam główne światło. Ana siedzi skulona na łóżku, opatulona kołdrą.
Oczy ma czerwone, zapuchnięte i mruży je oślepiona światłem. Nos ma jak kartofel, pokryty
czerwonymi cętkami.
Wiele razy widziałem kobiety w tym stanie, zwłaszcza po tym, jak je ukarałem. Ale
zaskakuje mnie niepokój, który przewierca mi flaki.
– Jezu, Ana. – Wyłączam światło, żeby nie razić jej oczu, i siadam obok na łóżku.
– Co tu robisz? – Pociąga nosem.
Zapalam lampkę przy łóżku.
– Chcesz, żebym wyrzuciła tego dupka? – warczy od drzwi Kate.
Pieprz się, Kavan agh. Unosząc brew, udaję, że ją ignoruję.
Ana potrząsa głową, ale jej załzawione oczy są utkwione we mnie.
– Tylko wrzaśnij, jak będziesz mnie potrzebowała – mówi Kate, jakby Ana była dzieckiem. –
Grey – warczy i muszę na nią popatrzeć. – Jesteś na mojej liście do odstrzału i mam cię na oku. –
Mówi piskliwym głosem, oczy lśnią jej furią, ale mam to w dupie.
Na szczęście wychodzi, przymykając drzwi, ale nie zamyka ich całkowicie. Sprawdzam
w kieszeni. Pani Jones znów przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania. Wyjmuję chusteczkę do
nosa i podaję ją Anie.
– Co się dzieje?
– Dlaczego przyjechałeś? – Głos jej się trzęsie.
Nie wiem .
Powiedziałaś, że mnie nie lubisz.
– Częścią mojej roli jej dbanie o twoje potrzeby. Powiedziałaś, że chcesz, żebym został, więc
jestem. – Ładnie powiedziane, Grey. – A jednak znajduję cię w tym stanie. – Nie wyglądałaś tak,
kiedy wychodziłem . – Jestem przekonany, że ja za to odpowiadam, ale nie mam pojęcia
dlaczego. Czy to dlatego, że cię sprałem?
Siada z trudem, krzywiąc się.
– Wzięłaś jakiś środek przeciwbólowy? – Zgodnie z poleceniem.
Potrząsa przecząco głową.
Kiedy zrobisz, co ci każę?
Idę szukać Kavanagh. Siedzi na kanapie, kipi wściekłością.
– Ana ma ból głowy. Masz jakiś środek przeciwbólowy?
Unosi brew zaskoczona, jak sądzę, faktem, że przejmuję się stanem jej przyjaciółki. Ciskając
pioruny z oczu, wstaje i idzie sztywna do kuchni. Grzebie w pudełkach, podaje mi tabletki
i filiżankę wody.
Wracam do sypialni, podaję Anie wodę, pigułki i siadam na łóżku
– Weź to.
Robi, co jej kazałem, patrzy z obawą.
– Rozmawiaj ze mną. Powiedziałaś, że wszystko w porządku. Nigdy bym cię nie zostawił,
gdybym wiedział, że jesteś w takim stanie. – Rozkojarzona bawi się nitką od kołdry. –
Rozumiem, że kiedy powiedziałaś, że czujesz się okej, nie byłaś okej.
– Myślałam, że jestem w porządku – przyznaje.
– Anastasio, nie możesz ze mną tak rozmawiać, że będziesz mi mówić to, co według ciebie
chcę usłyszeć. To niezbyt szczere. Jak mogę ufać temu, co mi mówisz? – Nasz układ nigdy nie
wypali, jeśli nie będzie ze mną szczera.
Ta myśl jest przygnębiająca.
Rozmawiaj ze mną, Anastasio.
– Jak się czułaś, kiedy dawałem ci lanie i potem?
– To mi się nie podobało. Wolałabym, żebyś raczej więcej tego nie robił.
– To nie miało ci się podobać.
– Dlaczego tobie się podoba? – pyta silniejszym głosem.
Niech to szlag. Nie mogę jej tego powiedzieć.
– Naprawdę chcesz wiedzieć?
– Och, zaufaj mi, jestem zafascynowana. – Teraz jest sarkastyczna.
– Uważaj – ostrzegam ją.
Blednie, widząc moją minę.
– Znowu będziesz mnie prał?
– Nie, nie dzisiaj. – Myślę, że dość dostałaś.
– Ale…? – Nadal oczekuje odpowiedzi.
– Lubię władzę, jaką mi to daje, Anastasio. Chcę, żebyś zachowywała się w określony sposób,
a jeśli tego nie zrobisz, będę cię karał i nauczysz się zachowywać tak, jak sobie tego życzę.
Karanie cię sprawia mi przyjemność. Chciałem cię zlać od chwili, w której spytałaś, czy jestem
gejem.
I nie chcę, żebyś przewracała oczami ani żebyś była sarkastyczna.
– Więc nie lubisz mnie takiej, jaka jestem – mówi cichutko.
– Myślę, że jesteś urocza taka, jaka jesteś.
– To czemu próbujesz mnie zmienić?
– Nie chcę cię zmienić. – Boże broń . Jesteś czarująca. – Chciałbym, żebyś była uprzejma
i trzymała się zasad, które wytyczyłem, i nie przeciwstawiała mi się. Proste. – Chcę, żebyś była
bezpieczna.
– Ale chcesz mnie karać.
– Tak, chcę.
– Tego nie rozumiem.
Wzdycham.
– Taki jestem. Chcę władzy nad tobą. Chcę, żebyś zachowywała się w określony sposób, a jak
nie… – Gubię wątek. To dla mnie podniecające, Anastasio. Dla ciebie też. Nie możesz tego
zaakceptować? Leżenia na moim kolanie… dotykania twojego tyłeczka. – Uwielbiam patrzeć, jak
twoja piękna alabastrowa skóra różowieje i nagrzewa się pod moimi dłońmi. To mnie podnieca.
– Wystarczy, że o tym myślę, a już mnie skręca.
– Więc nie chodzi o ból, który mi zadajesz?
Do diabła.
– Trochę tak. Żeby się przekonać, czy potrafisz go znieść. – Prawdę mówiąc, bardzo, ale
w tej właśnie chwili nie chcę w to wchodzić. Gdybym jej powiedział, wyrzuciłaby mnie. – Ale to
nie jest cały powód. Chodzi o to, że jesteś moja i mogę z tobą robić, co mi się podoba… chodzi
o całkowitą władzę. I to mnie podnieca. Cholernie.
Muszę jej pożyczyć książkę czy dwie o byciu uległą.
– Słuchaj, nie tłumaczę się zbyt dobrze. Nigdy wcześniej nie musiałem. Tak naprawdę nie
zastanawiałem się nad tym na poważnie. Zawsze miałem do czynienia z osobami, które myślały
podobnie. – Przerywam, żeby mieć pewność, że za mną nadąża. – I nie odpowiedziałaś na moje
pytanie… Jak się czułaś potem?
Mruga.
– Miałam mętlik w głowie.
– To cię podnieciło, Anastasio.
Masz w sobie diabełka, Anastasio. I wiem o tym .
Zamykając oczy, przypominam ją sobie mokrą i pożądającą wokół moich palców po tym, jak
sprawiłem jej lanie. Gdy otwieram powieki, wpatruje się we mnie, źrenice ma powiększone, usta
rozchylone… oblizuje górną wargę. Ona też tego pożąda.
Niech to szlag. Żadnych powtórek, Grey. Nie, kiedy jest w takim stanie.
– Nie patrz tak na mnie – ostrzegam schrypniętym głosem.
Unosi brwi w zdziwieniu.
Wiesz, o co mi chodzi, Anastasio.
– Nie mam przy sobie prezerwatywy, a wiesz, że jesteś wytrącona z równowagi. Wbrew
temu, co sądzi twoja współlokatorka, nie biegam w kółko z wackiem na baczność. Więc masz
mętlik w głowie?
Nadal milczy.
Jezu.
– Nie masz problemu z tym, żeby być ze mną szczera w e-mailach. Zawsze piszesz mi, co
dokładnie czujesz. Dlaczego nie potrafisz być taka w rozmowie? Czy tak bardzo cię
onieśmielam?
Skubie kołdrę.
– Jestem tobą urzeczona, Christianie. Przy tobie jestem bezradna jak dziecko. Czuję się jak
Ikar, który leci zbyt blisko słońca. – Mówi ze spokojem, a jednak w jej głosie wibrują emocje.
Jej wyznanie obala mnie jak błyskawiczny kopniak w głowę.
– Hm, myślę, że wyobraziłaś to sobie całkowicie na opak – szepczę.
– Jak to?
– Och, Anastasio, to ty opętałaś mnie. Czy to nie oczywiste?
Dlatego tu jestem .
Nie jest przekonana.
Anastasio. Uwierz mi.
– Nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Proszę, napisz mi e-maila. Ale na razie
naprawdę chciałbym się przespać. Mogę zostać?
– Chcesz zostać?
– Chciałaś mieć mnie tutaj.
– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – naciska.
Niem ożliw a kobieta. Dopiero co przyjechałem tu jak wariat po twoim pieprzonym e-mailu.
Masz swoją odpowiedź.
Burczę, że odpowiem e-mailem. Nie będę o tym rozmawiał. Ten temat jest skończony.
Zanim uda mi się zmienić zdanie i wrócić do hotelu, wstaję, opróżniam kieszenie, zdejmuję
buty, skarpetki i spodnie. Wieszam na krześle kurtkę i wchodzę do łóżka.
– Połóż się – warczę.
Słucha mnie i patrzę na nią oparty na łokciu.
– Jak chcesz popłakać, płacz na moich oczach. Muszę wiedzieć.
– Chcesz, żebym płakała?
– Nieszczególnie. Chcę po prostu wiedzieć, co czujesz. Nie chcę, żebyś mi się wymykała.
Zgaś światło. Jest późno, a jutro każde z nas ma pracę.
Robi, co jej każę.
– Połóż się na boku, tyłem do mnie.
Nie chcę, żebyś m n ie dotykała.
Materac się ugina, gdy Ana się porusza. Obejmuję ją i łagodnie przytulam.
– Śpij, maleńka – mruczę i wchłaniam zapach jej włosów.
Niech to diabli, cudownie pachnie.

Lelliot biegnie po trawie.
Śmieje się. Głośno.
Biegnę za nim. Buzia mi się śmieje.
Zaraz go złapię.
Wokół drzewa.
Na drzewach maluchach jabłka.
Mamusia pozwala mi zbierać jabłka.
Mamusia pozwala mi jeść jabłka.
Chowam jabłka do kieszeni. Każdej kieszeni.
Chowam je pod sweterek.
Jabłka są smaczne.
Jabłka ładnie pachną.
Mamusia robi ciasto z jabłkami.
Ciasto z jabłkami i lody.
Od jabłek dobrze mi w brzuszku.
Chowam jabłka w bucikach. Chowam pod poduszkę.
Jest taki pan. Dziadek Trev-Trev-yan.
Trudno się nazywa. Trudno mi to powiedzieć w głowie.
Nazywa się też inaczej. Thee-o-door.
Theodor to śmieszne imię.
Drzewa maluchy to jego drzewa.
I jego dom. Tam mieszka.
To dziadek mamusi.
Śmieje się, aż huczy. I jest wielki.
I ma wesołe oczy.
Biegnie, goni Lelliota i mnie.
Nie złapiesz m n ie.
Lelliot biegnie. Śmieje się.
Biegnę. Łapię go.
I przewracamy się na trawę.
Śmieje się głośno.
Jabłka błyszczą w słońcu.
I dobrze smakują.
Mniam.
I ładnie pachną.
Tak strasznie ładnie.
Jabłka spadają.
Spadają na mnie.
Obracam się i tłuką mnie po pleckach. Kłują mnie.

Auć.

Ale pachną tak samo, słodko, aż wierci w nosku.
Ana.

Kiedy otwieram oczy, otulam ją, nasze ręce i nogi się splątały. Przygląda mi się z czułym
uśmiechem. Już nie ma na twarzy czerwonych cętek, nie jest spuchnięta. Fiutowski też to
zauważa i pręży się na przywitanie.
– Dzień dobry. – Jestem zdezorientowany. – Jezu, ciągnie mnie do ciebie nawet przez sen. –
Przeciągam się i wyplątuję z niej, rozglądam po otoczeniu. Oczywiście, jesteśmy w jej sypialni.
Oczy Any błyszczą chętnym zainteresowaniem, gdy czuje napierającego fiuta. – Są pewne
możliwości w tej mierze, ale myślę, że powinniśmy z tym zaczekać do niedzieli. – Nosem
pocieram ją tuż pod uchem i wspieram się na łokciu.
Jest zarumieniona. Rozgrzana.
– Jesteś strasznie napalony – beszta mnie.
– Tobie też nie można nic odmówić. – Uśmiecham się od ucha do ucha i napinam biodra,
drażniąc się z nią za pomocą mojej ulubionej części ciała. Usiłuje posłać mi spojrzenie pełne
dezaprobaty, ale marnie jej to wychodzi – jest ogromnie rozbawiona. Pochylam się i całuję ją.
– Dobrze się spało? – pytam.
Kiwa głową.
– Mnie też.
Jestem zaskoczony. Naprawdę dobrze spałem. Mówię jej to. Żadnych koszmarów. Tylko
sny…
– Która? – pytam.
– Wpół do ósmej.
– Wpół do ósmej? Niech to szlag! – Wyskakuję z łóżka i zaczynam naciągać dżinsy. Przygląda
mi się, próbując powstrzymać się od śmiechu.
– Masz na mnie fatalny wpływ – narzekam. – Mam spotkanie. Muszę lecieć… Mam być
w Portlandzie o ósmej. Śmiejesz się ze mnie?
– Tak – przyznaje.
– Jestem spóźniony. Nie spóźniam się. Kolejny pierwszy raz w dziejach, panno Steele. –
Naciągam kurtkę, wyciągam ręce i obejmuję jej głowę. – Niedziela – szepczę i całuję ją.
Chwytam z nocnego stoliczka zegarek, portfel i drobne, biorę buty i idę do drzwi. – Taylor
przyjedzie i zrobi porządek z twoim garbusem. Mówiłem poważnie. Nie jeźdź nim. Widzimy się
u mnie w niedzielę. Prześlę ci e-mailem o której.
Zostawiam ją trochę oszołomioną i wybiegam z mieszkania do samochodu.
Jadąc, nakładam buty. Kiedy tylko mam je na nogach, wciskam gaz i kieruję się do
Portlandu, szybko klucząc w porannym ruchu. Nie mam wyboru, spotkam się w dżinsach
z Eamonem Kavanaghiem i jego wspólnikami. Na szczęście to wideokonferencja.
Wpadam do pokoju w Heathmanie i włączam laptop. 8:02. Niech to szlag. Nie jestem
ogolony, ale przygładzam włosy i obciągam kurtkę, mając nadzieję, że nie zauważą T-shirtu pod
spodem.
A zresztą, co to kogo obchodzi, do jasnej cholery?
Otwieram WebEx i Andrea jest on-line, czeka na mnie.
– Dzień dobry, panie Grey. Pan Kavanagh jest spóźniony, ale w Nowym Jorku i tu, w Seattle,
są gotowi.
– Fred i Barney? – Moi Flintstonowie. Uśmiecham się na tę myśl.
– Tak, proszę pana. I Ros też.
– Wspaniale. Dzięki. – Jestem bez tchu. Widzę zdziwione spojrzenie Andrei, ale przecież nie
będę się tłumaczył. – Możesz mi zamówić ciepłego obwarzanka z serkiem śmietankowym,
wędzonego łososia i czarną kawę? Do apartamentu, zaraz.
– Tak, panie Grey. – Umieszcza w okienku link do konferencji. – Proszę, dla pana – mówi.
Klikam w niego i jestem połączony.
– Dzień dobry. – Dwóch menedżerów przy stole konferencyjnym w Nowym Jorku patrzy
z oczekiwaniem w kamerę. Ros, Barney i Fred w swoich okienkach.
Do roboty. Kavanagh zapowiadał, że chce zmodernizować swoją sieć medialną, używając
połączeń światłowodowych o wysokiej prędkości przesyłu. GEH może to dla niego zrobić – ale
czy to oferta serio? Potrzebuje dużego wsadu, ale efekt będzie bardzo opłacalny.
Podczas gdy rozmawiamy, w górnym prawym rogu ekranu pojawia się zawiadomienie o emailu
z pociągającym tematem. Najciszej jak się da klikam na niego.

Od: Anastasia Steele
Temat: Napad z pobiciem i skutki
Data: 27 maja 2011 08:05
Do: Christian Grey
Drogi Panie Grey,
chciałeś wiedzieć, dlaczego miałam mętlik w głowie po tym, jak… eufemistycznie
mówiąc… sprawiłeś mi lanie, ukarałeś mnie, pobiłeś i napadłeś.
Nie dramatyzujmy, panno Steele. Mogłaś się nie zgodzić.
Cóż, podczas całej tej niepokojącej procedury czułam się poniżona, pohańbiona
i molestowana.
Skoro tak się czułaś, dlaczego mnie nie powstrzymałaś? Masz hasła bezpieczeństwa.
I ku wielkiemu mojemu upokorzeniu masz rację, byłam podniecona, i to było
nieoczekiwane.
Wiem . Dobrze. W końcu się do tego przyznałaś.
Jak doskonale zdajesz sobie sprawę, cała seksualność to dla mnie nowość – żałuję
jedynie, że nie jestem bardziej doświadczona i stąd lepiej przygotowana. Byłam
wstrząśnięta, czując podniecenie. Ale tak naprawdę tąpnęło mnie moje samopoczucie
potem. I to trudniejsze do zdefiniowania. Byłam szczęśliwa, że jesteś szczęśliwy.
Czułam ulgę, że nie było to takie bolesne, jak się spodziewałam. A gdy leżałam
w Twoich ramionach, czułam się… zaspokojona.
Jak i ja, Anastasio, jak i ja…
Ale też odczuwałam z tego powodu wielki dyskomfort, nawet poczucie winy. Nadal nie
mogę sobie z tym poradzić i stąd ten mętlik. Czy to zaspokaja Twoją ciekawość?
Mam nadzieję, że świat Fuzji i Przejęć jest równie stymulujący jak zawsze… i że się nie
spóźniłeś.
Dziękuję za to, że ze mną zostałeś.
Ana

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz