11 wrz 2016

ŚRODA 1 CZERWCA 2011 (1 CZĘŚĆ)

Ranek okazał się interesujący. O 11:30 czasu pacyficznego wystartowaliśmy z Boeing Field;
pilotuje Stephan ze swoją pierwszą oficer, Jill Beighley; w Georgii mamy być o 19:30 czasu
wschodniego.
Billowi udało się ustalić na jutro spotkanie z władzami Brownfield Redevelopment
w Savannah i być może umówię się z nimi na drinka dzisiaj wieczorem. Jeżeli więc Anastasia nie
zechce się ze mną widzieć lub będzie miała inne plany, podróż nie okaże się całkowitą stratą
czasu.
Jasne, jasne. Wmawiaj to sobie, Grey.
Taylor zjadł ze mną lekki lunch i teraz porządkuje jakieś papiery, ja natomiast muszę
przeczytać całą masę dokumentów.
Jedyną niewiadomą w tym równaniu jest spotkanie z Aną. Zobaczymy, jak wszystko się
ułoży po przylocie do Savannah; mam nadzieję, że podczas lotu wpadnie mi do głowy jakiś
pomysł.
Przeczesuję ręką włosy i po raz pierwszy od bardzo dawna kładę się i zasypiam, podczas gdy
G550 leci na wysokości trzydziestu tysięcy stóp, zmierzając na międzynarodowe lotnisko
Savannah/Hilton Head. Jednostajny szum silników działa na mnie kojąco. Jestem zmęczony. Tak
bardzo zmęczony.
Będą ci się śniły koszmary, Grey.
Nie wiem, czemu teraz są znacznie gorsze. Zamykam oczy.
– Tak masz się przy mnie zachowywać. Rozumiesz?
– Tak, pani.
Przesuwa krwistoczerwony paznokieć po mojej piersi.
Wzdrygam się, szarpię krępujące mnie więzy i narasta we mnie ciemność, a skóra pod jej
dotykiem mi płonie. Ale nie wydaję żadnego dźwięku.
Nie mam odwagi.
– Jak będziesz grzeczny, będziesz mógł dojść. W moich ustach.
Kurwa.
– Ale jeszcze nie. Do tego jeszcze daleko.
Jej paznokieć pali moją skórę, od krocza w górę, do pępka.
Mam ochotę krzyczeć.
Chwyta moją twarz, ściska mi usta, zmuszając mnie, żebym je otworzył, i całuje mnie.
Język ma żarłoczny i wilgotny.
Strzela skórzanym pejczem.
I wiem, że trudno będzie mi to wytrzymać.
Ale nie odrywam oczu od swojej nagrody. Jej pieprzonych ust.
Gdy pierwsze uderzenie spada i pali moją skórę, ból i przypływ andrenaliny są rozkoszne.

– Panie Grey, lądujemy za dwadzieścia minut – informuje mnie Taylor, gwałtownie
wyrywając ze snu. – Dobrze się pan czuje?
– Tak. Oczywiście. Dziękuję.
– Podać panu wodę?
– Bardzo proszę.
Oddycham głęboko, by spowolnić galopujące serce, a Taylor podaje mi szklankę zimnej wody
Evian. Piję łapczywie, wdzięczny, że tylko Taylor jest ze mną na pokładzie. Nieczęsto śnię
o tamtych podniecających dniach z panią Lincoln.
Za oknem niebo jest błękitne, rzadkie obłoki różowieją we wczesnowieczornym słońcu.
Światło tutaj jest cudowne. Złociste. Kojące. Opadające słońce odbija się w cumulusach. Przez
chwilę marzę, by być teraz w szybowcu. Prądy wznoszące muszą tu być fenomenalne.
Tak!
To właśnie powinienem zrobić: zabrać Anę na lot szybowcem. To chyba będzie coś „więcej”,
prawda?
– Taylorze.
– Tak, proszę pana.
– Chciałbym w Georgii polatać z Aną szybowcem. Jutro o świcie, jeżeli znajdziemy
odpowiednie miejsce. Może też być później.
Tyle że wtedy będę musiał przesunąć spotkanie.
– Zajmę się tym.
– Koszty nie grają roli.
– W porządku, proszę pana.
– Dziękuję.
Teraz muszę tylko powiedzieć o tym Anie.

G550 zatrzymuje się na pasie w pobliżu terminalu Signature Flight Support, gdzie czekają już na
nas dwa samochody. Razem z Taylorem wysiadamy z samolotu w obezwładniający upał.
Do diabła, okropnie duszno, nawet o tej porze.
Przedstawiciel wręcza Taylorowi kluczyki do obydwu samochodów. Unoszę brew.
– Ford mustang?
– Nic innego nie udało mi się znaleźć w Savannah w tak krótkim czasie.
– Dobrze, że to przynajmniej czerwony kabriolet. Choć mam nadzieję, że w takim upale
będzie miał klimę.
– Powinien mieć pełne wyposażenie, proszę pana.
– Świetnie. Dziękuję.
Biorę od niego kluczyki i z aktówką w ręce zostawiam go, by mógł przeładować cały bagaż
z samolotu do swojego suburbana.
Ściskam dłonie Stephanowi i Beighley, dziękując za udany lot. W mustangu wyjeżdżam
z lotniska i ruszam w stronę centrum Savannah, słuchając z iPoda Bruce’a.

Andrea zarezerwowała mi apartament w Bohemina Hotel, którego okna wychodzą na rzekę
Savannah. W zapadającym zmierzchu widok z balkonu jest imponujący; rzeka lśni, odbijając
gasnące kolory nieba, oświetlony wiszący most i doki. Niebo płonie głęboką purpurą
przechodzącą w róż.
Widok jest niemal równie olśniewający jak zmierzch nad Soundem.
Nie mam jednak czasu stać tutaj i podziwiać widoki. Podłączam laptop, ustawiam
klimatyzację na pełną moc i dzwonię do Ros, by przedstawiła mi najświeższą sytuację.
– Christianie, skąd to nagłe zainteresowanie Georgią?
– Względy osobiste.
Prycha do słuchawki.
– Od kiedy to pozwalasz sobie na mieszanie życia prywatnego z interesami?
Odkąd poznałem Anastasię Steele.
– Nie lubię Detroit – odpowiadam ze złością.
– Okej – wycofuje się.
– Być może spotkam się później na drinka z koordynatorem Savannah Brownfield – mówię,
starając się ją ułagodzić.
– Nieważne, Christianie. Jest kilka innych spraw, które musimy omówić. Pomoc dotarła do
Rotterdamu. Kontynuujemy?
– Tak. Trzeba to załatwić. Obiecałem to na lunchu komitetu Koniec z Globalnym Głodem.
Sprawa musi być załatwiona, zanim spotkam się z nimi ponownie.
– Okej. Wymyśliłeś coś w sprawie zakupu wydawnictwa?
– Wciąż jeszcze nie zdecydowałem.
– Uważam, że SIP ma pewien potencjał.
– Tak. Może. Pozwól, że jeszcze się nad tym zastanowię.
– Mam spotkanie z Markiem w sprawie sytuacji Lucasa Woodsa.
– Okej, daj mi znać, jak poszło. Zadzwoń później.
– Załatwione. Na razie.
Staram się uniknąć tego, co nieuniknione. Wiem o tym. Uznałem jednak, że lepiej będzie
zaskoczyć pannę Steele – telefonicznie lub mailowo, tego jeszcze nie wiem – kiedy będę miał
pełny żołądek, wobec czego zamawiam kolację. Gdy na nią czekam, dostaję SMS-a od Andrei
z informacją, że spotkanie na drinka zostało odwołane. Nie przeszkadza mi to. Zobaczę się
z nimi jutro rano, pod warunkiem że nie będę latał szybowcem z Aną.
Zanim zjawia się obsługa hotelowa, dzwoni Taylor.
– Panie Grey.
– Taylorze. Wprowadziłeś się?
– Tak, proszę pana. Zaraz przyniosą pański bagaż.
– Świetnie.
– Brunswick Soaring Association ma wolny szybowiec. Poprosiłem Andreę, żeby
przefaksowała im pańskie uprawnienia pilotażowe. Jak papiery zostaną podpisane, możemy
lecieć.
– Doskonale.
– Odpowiada im każda pora od szóstej rano.
– Jeszcze lepiej. Powiedz, żeby przygotowali szybowiec na szóstą. Wyślij mi ich adres.
– Załatwione.
Rozlega się pukanie do drzwi – moje bagaże i kolacja zjawiły się jednocześnie. Jedzenie
pachnie wyśmienicie: smażone zielone pomidory, krewetki i kukurydzianka. Cóż, w końcu
jestem na Południu.
Przy jedzeniu rozmyślam, jak rozegrać wszystko z Aną. Może powinienem zjawić się u jej
matki w porze śniadania. Przyniósłbym bajgle, potem zabrałbym ją na lot szybowcem. Tak
chyba będzie najlepiej. Nie odzywała się przez cały dzień, przypuszczam więc, że się gniewa. Po
skończonej kolacji raz jeszcze czytam jej mail.
Co, u diabła, ma przeciwko Elenie? Nic nie wie o tym, co nas łączyło. Poza tym to było
dawno temu i teraz tylko się przyjaźnimy. Jakim prawem Ana się wścieka?
Zresztą gdyby nie Elena, Bóg jeden wie, co by się ze mną stało.
Pukanie do drzwi. Przyszedł Taylor.
– Dobry wieczór panu. Czy jest pan zadowolony z pokoju?
– Tak, może być.
– Mam tu dokumenty dla Brunswick Soaring Company.
Przeglądam umowę wynajmu. Wygląda, że jest w porządku. Podpisuję ją i oddaję Taylorowi.
– Tak, proszę pana. Od szóstej.
– Dam ci znać, gdyby coś się zmieniło.
– Mam rozpakować pańskie rzeczy?
– Tak, proszę.
Kiwa głową i idzie z moimi walizkami do sypialni.
Nie mogę usiedzieć na miejscu. Muszę dokładnie przemyśleć sobie wszystko, co zamierzam
powiedzieć Anie. Zerkam na zegarek; jest dwadzieścia po dziewiątej. Długo zwlekałem. Może
najpierw powinienem zaserwować sobie szybkiego drinka. Zostawiam Taylora, wciąż zajętego
rozpakowywaniem, i postanawiam, że przed kolejną rozmową z Ros i napisaniem maila do Any
zajrzę do hotelowego baru.
W mieszczącym się na dachu lokalu panuje tłok, udaje mi się jednak znaleźć miejsce przy
końcu baru i zamawiam piwo. Miejsce jest modne i nowoczesne, z nastrojowym światłem i luźną
atmosferą. Rozglądam się, starając się unikać spojrzeń dwóch siedzących obok mnie kobiet…
i nagle moją uwagę przyciąga jakiś ruch; refleks światła w lśniących rdzawych włosach.
To Ana. Kuźwa.
Nie patrzy w moją stronę, siedzi naprzeciwko kobiety, która musi być jej matką.
Podobieństwo jest uderzające.
Co za pieprzony zbieg okoliczności.
Ze wszystkich barów… Jezus.
Przyglądam się im urzeczony. Piją koktajle – chyba cosmopolitany. Matka Any jest
uderzająco piękna: jak Ana, tyle że starsza; wygląda na tuż przed czterdziestką, ma długie
ciemne włosy i oczy tak samo błękitne jak Any. Ma w sobie coś cygańskiego… na pierwszy rzut
oka zupełnie nie wygląda na członkinię klubu golfowego. Być może ubrała się tak na wyjście ze
swoją młodą piękną córką.
Coś fenomenalnego.
Chwytaj okazję, Grey.
Sięgam po telefon do kieszeni dżinsów. Pora, by wysłać Anie mail. To powinno być
interesujące. Sprawdzę, w jakim jest nastroju… i wszystko będę widział.

Od: Christian Grey
Temat: Towarzystwo przy kolacji
Data: 1 czerwca 2011 21:40 EST
Do: Anastasia Steele
Tak, jadłem kolację z panią Robinson. To tylko stara znajoma, Anastasio.
Nie mogę się doczekać naszego kolejnego spotkania. Tęsknię.
Christian Grey
Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

Jej matka ma poważną minę. Być może martwi się o córkę albo stara się wyciągnąć od niej
jakieś informacje.
Powodzenia, pani Adams.
Przez chwilę zastanawiam się, czy rozmawiają o mnie. Jej matka wstaje; chyba wychodzi do
toalety. Ana zagląda do torebki i wyjmuje z niej swojego blackberry’ego.
Zaczynamy…
Czyta, zgarbiona, bębniąc palcami w blat stołu. Zaczyna wściekle uderzać w klawisze
telefonu. Nie widzę jej twarzy, co mnie denerwuje, ale chyba nie przejęła się zbytnio tym, co
właśnie przeczytała. Po chwili odkłada telefon, najwyraźniej z obrzydzeniem.
Niedobrze.
Wraca jej matka i kiwa na kelnera, żeby przyniósł im następne drinki. Ciekawe, ile już
wypiły.
Sprawdzam telefon i jak było do przewidzenia, przyszła odpowiedź

Od: Anastasia Steele
Temat: STARE towarzystwo przy kolacji
Data: 1 czerwca 2011 21:42 EST
Do: Christian Grey
Nie tylko stara znajoma.
Znalazła sobie kolejnego małolata, którego może pożreć?
Jesteś już dla niej za stary?
Czy dlatego właśnie Wasz związek się skończył?

Co do cholery? Czytając, czuję narastający gniew.
Isaac jest pod trzydziestkę.
Jak ja.
Jak ona śmie?
Przemawia przez nią alkohol?
Pora się określić, Grey.

Od: Christian Grey
Temat: Uważaj…
Data: 1 czerwca 2011 21:45 EST
Do: Anastasia Steele
Nie będę o tym rozmawiać za pośrednictwem poczty elektronicznej.
Ile cosmopolitanów zamierzasz wypić?
Christian Grey
Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

Patrzy na telefon, gwałtownie prostuje się na krześle i rozgląda po barze.
Czas na przedstawienie, Grey.
Kładę na barze dziesięć dolców i wolnym krokiem podchodzę do ich stolika.
Nasze spojrzenia się spotykają. Ana blednie – sądzę, że jest w szoku – a ja nie wiem, jak
powinienem się z nimi przywitać ani jak zachować spokój, gdy wspomni o Elenie.
Drżącymi palcami wsuwa włosy za uszy. Znak, że jest zdenerwowana.
– Cześć – mówi spiętym, piskliwym głosem.
– Cześć.
Pochylam się i całuję ją w policzek. Pachnie oszałamiająco. Sztywnieje, gdy moje usta
dotykają jej policzka. Wygląda ślicznie; trochę się opaliła i nie ma stanika. Jej piersi napierają na
jedwabny materiał bluzki, lecz długie włosy Any je skrywają.
Mam nadzieję, że tylko ja mogę na nie patrzeć.
I chociaż jest zła, cieszę się, że ją widzę. Stęskniłem się.
– Christianie, przedstawiam ci moją matkę, Carlę. – Ana wskazuje swoją mamę.
– Pani Adams, to zaszczyt móc panią poznać.
Jej mama bacznie mi się przygląda.
Psiakrew. Sprawdza mnie. Zignoruj to, Grey.
Po dłuższej-niż-to-konieczne chwili wyciąga do mnie rękę.
– Christianie.
– Co ty tu robisz? – pyta Ana oskarżycielskim tonem.
– Przyjechałem do ciebie, rzecz jasna. Zatrzymałem się w tym hotelu.
– Mieszkasz tutaj? – pyta piskliwie.
Tak. Mnie też trudno w to uwierzyć.
– Cóż, napisałaś wczoraj, że żałujesz, że mnie tu nie ma – mówię, próbując ocenić jej
reakcję. Jak dotąd: niepokój, napięcie, oskarżycielski ton, wymuszony głos. Nie wróży to dobrze.
– Zawsze do usług, panno Steele – dodaję z kamienną twarzą w nadziei, że się rozchmurzy.
– Christianie, może się z nami napijesz? – proponuje łaskawie pani Adams i patrzy
wymownie na kelnera.
Potrzebuję czegoś mocniejszego od piwa.
– Poproszę gin z tonikiem – zwracam się do kelnera. – Hendricksa, jeśli macie, albo Bombay
Sapphire. Do Hendricksa ogórek, limonka z Bombayem.
– I jeszcze dwa cosmo, poprosimy – dodaje Ana, zerkając na mnie z niepokojem.
I dobrze, że się niepokoi. Uważam, że dość już wypiła.
– Christianie, weź sobie, proszę, krzesło.
– Dziękuję, pani Adams.
Przysuwam krzesło i siadam obok Any.
– Przypadkiem zatrzymałeś się w hotelu, do którego przyszłyśmy akurat na drinka? –
Z tonu Any wnioskuję, że jest spięta.
– A może to wy przyszłyście na drinka akurat do hotelu, w którym się zatrzymałem?
Właśnie zjadłem kolację, przyszedłem tutaj i zobaczyłem ciebie. Byłem roztargniony, myślałem
o twoim ostatnim mailu – spoglądam na nią znacząco – i nagle patrzę, a to ty. Niezwykły zbieg
okoliczności, czyż nie?
Ana jest zakłopotana.
– Rano byłyśmy z mamą na zakupach, po południu poszłyśmy na plażę. Wieczorem
postanowiłyśmy wypić kilka koktajli – wyjaśnia pośpiesznie, jakby się usprawiedliwiała, że pije
w barze z matką.
– Kupiłaś tę bluzkę? – pytam.
Naprawdę wygląda przepięknie. Bluzeczka jest w kolorze szmaragdowej zieleni; dobrze
wybrałem – kolory kamieni szlachetnych – paletę barw ubrań skomponowanych dla niej przez
Caroline Acton.
– Bardzo ci w tym kolorze do twarzy. I opaliłaś się trochę. Wyglądasz prześlicznie. – Słysząc
mój komplement, zarumienia się i unosi wargi w uśmiechu. – Cóż, zamierzałem złożyć ci jutro
wizytę. Ale spotkałem cię tutaj.
Ujmuję ją za rękę, bo pragnę jej dotknąć, i lekko ściskam. Kciukiem gładzę jej dłoń, a jej
oddech się zmienia.
Tak, Ano. Poczuj to.
Nie gniewaj się na mnie.
Spogląda mi w oczy i nagradza mnie nieśmiałym uśmiechem.
– Chciałem zrobić ci niespodziankę. Ale jak zwykle, Anastasio, to ty zaskoczyłaś mnie,
zjawiając się tutaj. Nie chcę przeszkadzać tobie i twojej mamie. Wypiję szybko drinka i sobie
pójdę.
Zwalczam chęć pocałowania jej ręki. Nie wiem, co powiedziała o nas swojej matce, jeżeli
w ogóle coś mówiła.
– Christianie, bardzo się cieszę, że mogłam cię wreszcie poznać osobiście. Ana bardzo
serdecznie się o tobie wyrażała – mówi pani Adams z czarującym uśmiechem.
– Doprawdy? – Spoglądam na Anę, która się rumieni.
Serdecznie, tak?
Dobrze słyszeć.
Kelner stawia przede mną mój gin z tonikiem.
– Hendricks, proszę pana.
– Dziękuję.
Anie i matce podaje świeże cosmopolitany.
– Do kiedy zostajesz w Georgii, Christianie? – pyta matka Any.
– Do piątku, proszę pani.
– Zjesz z nami jutro kolację? I proszę, mów mi Carla.
– Bedę zachwycony, Carlo.
– Świetnie – mówi. – Wybaczcie mi oboje, muszę wyjść do toalety.
Przecież dopiero w niej była?
Wstaję, gdy odchodzi, po czym siadam, by stawić czoła gniewowi panny Steele. Znowu
ujmuję ją za rękę.
– A więc gniewasz się na mnie, że jadłem kolację ze starą przyjaciółką. – Całuję ją w dłoń.
– Tak – pada zwięzła odpowiedź.
Czyżby była zazdrosna?
– Nasz seksualny związek skończył się dawno temu, Anastasio. Nie pragnę nikogo, tylko
ciebie. Czy jeszcze o tym nie wiesz?
– Dla mnie jest pedofilką, Christianie.
Czuję mrowienie na skórze głowy.
– Jesteś bardzo krytyczna. To nie było tak. – Przygnębiony puszczam jej rękę.
– Och, to znaczy jak? – pyta gniewnie, wysuwając do przodu tę swoją upartą bródkę.
Czy znowu przemawia przez nią alkohol?
Mówi dalej.
– Wykorzystała bezbronnego piętnastolatka. Gdybyś był piętnastoletnią dziewczynką, a pani
Robinson panem Robinson, który cię uwodzi i nakłania do stosunków sadomasochistycznych, też
uważałbyś, że to w porządku? Gdyby na przykład chodziło o Mię?
Och, teraz już przesadza.
– Ano, to nie było tak.
W jej oczach pojawia się błysk. Jest naprawdę zła. Dlaczego? To nie ma z nią nic wspólnego.
Ale nie chcę wdawać się z nią w kłótnię tutaj, w barze. Miarkuję swój ton.
– Och, ja tego tak nie odbierałem. To było dla mnie zbawienne. Właśnie tego
potrzebowałem.
Dobry Boże, gdyby nie Elena, pewnie bym już nie żył. Z trudem udaje mi się zachować
spokój.
Ana marszczy brwi.

– Nie rozumiem.
Spraw, żeby się zamknęła, Grey.
– Anastasio, zaraz wróci twoja matka. Krępuję się, rozmawiając o tym teraz. Może później.
Jeżeli nie chcesz mnie tutaj, mój odrzutowiec jest gotów w każdej chwili do startu na Hilton
Head. Mogę wyjechać.
Na jej twarzy maluje się przerażenie.
– Nie, nie jedź. Proszę. Jestem podekscytowana, że przyjechałeś – dodaje szybko.
Podekscytowana? Sądziłem co innego.
– Po prostu próbuję ci wytłumaczyć – mówi. – Jestem zła, że ledwie wyjechałam, a ty już
umawiasz się z nią na kolację. Przypomnij sobie, jak reagujesz, kiedy tylko José się do mnie
zbliży. A on jest jedynie moim przyjacielem, nigdy nie uprawiałam z nim seksu. Natomiast ty
i ona…
– Jesteś zazdrosna?
Jak mam ją przekonać, że Elena i ja tylko się przyjaźnimy? Naprawdę nie ma o co być
zazdrosna.
Jak widać, panna Steele jest zaborcza.
Po chwili zdaję sobie sprawę, że mi się to podoba.
– Tak, i zła o to, co ci zrobiła – mówi dalej.
– Anastasio, ona mi pomogła. To wszystko. A co do twojej zazdrości, postaw się na moim
miejscu. Nigdy przez ostatnich siedem lat nie musiałem się przed nikim tłumaczyć z moich
poczynań. Dosłownie nikim. Robię, co mi się podoba, Anastasio. Lubię swoją niezależność. Nie
poszedłem na spotkanie z panią Robinson, żeby ci dokuczyć. Poszedłem, ponieważ raz na jakiś
czas jemy razem kolację. Jest moją przyjaciółką i partnerką w interesach.
Ana robi wielkie oczy.
Och. Nie wspominałem o tym?
Bo i czemu? To nie ma nic wspólnego z nią.
– Tak, prowadzimy razem interesy. Seksu już nie uprawiamy. Od wielu lat.
– Czemu wasz związek się skończył?
– Dowiedział się o nim jej mąż. Czy możemy porozmawiać o tym kiedy indziej? Gdzieś,
gdzie będziemy sami?
– Chyba nigdy nie zdołasz mnie przekonać, że ona nie jest w pewnym sensie pedofilem.
Do kurwy nędzy, Ano! Dość już tego!
– Ja o niej w ten sposób nie myślę. Starczy już tego! – mówię groźnie.
– Kochałeś ją?
Co takiego?
– Jak tam, porozmawialiście sobie? – Wraca Carla.
Ana uśmiecha się z przymusem, a mnie skręca w żołądku.
– Tak, mamo.
Czy kochałem Elenę?
Biorę łyk mojego drinka. Ja ją, kurwa, wielbiłem… ale czy ją kochałem? Co za idiotyczne
pytanie. Nie mam pojęcia, czym jest romantyczna miłość. Wszystkie te ckliwe serduszka
i kwiatki, o których Ana marzy. Nabiła sobie głowę bzdurami, czytając dziewiętnastowieczne
romansidła.
Mam dość.
– Drogie panie. Zostawię was. Bardzo proszę, dopiszcie to do mojego rachunku, pokój numer
612. Anastasio, zadzwonię do ciebie rano. Carlo, widzimy się jutro.
– Och, jak miło słyszeć, jak ktoś zwraca się do mnie moim pełnym imieniem.
– Piękne imię dla pięknej dziewczyny.
Ściskam dłoń Carli. Mój komplement był szczery, uśmiech już nie.
Ana milczy. Patrzy na mnie, ale ignoruję jej wzrok. Całuję ją w policzek.
– Narka, złotko – szepczę jej do ucha, po czym odwracam się i opuszczam bar.
Ta dziewczyna prowokuje mnie jak nikt inny.
I jest na mnie wkurzona; może ma PMS. Wspominała, że w tym tygodniu powinna dostać
okres. Wpadam do pokoju, zatrzaskuję drzwi i idę prosto na balkon. Na zewnątrz jest ciepło.
Oddycham głęboko, chłonąc ostry, słonawy zapach rzeki. Zapadła noc i rzeka jest czarna jak
atrament, identyczna jak niebo… i mój nastrój. Nawet nie zdążyłem wspomnieć o jutrzejszym
locie szybowcem. Wspieram się o balustradę balkonu. Światła na brzegu i most dodatkowo
upiększają widok… jednak nie łagodzą mojego gniewu.
Czemu tak bronię związku, który zaczął się, kiedy Ana była w czwartej klasie? Przecież to
nie ma z nią nic wspólnego. Owszem, związek był niezbyt konwencjonalny. Ale to wszystko.
Obiema rękami przeczesuję włosy. Podróż nie przebiega tak, jak sobie wyobrażałem. Być
może przyjazd tu był błędem. I pomyśleć, że to właśnie Elena mnie do niego namówiła.
Dzwoni telefon. Mam nadzieję, że to Ana, niestety, tylko Ros.
– Słucham – warczę do telefonu.
– Jezu, Christian. Przeszkadzam w czymś?
– Nie, przepraszam. Z czym dzwonisz?
Uspokój się, Grey.
– Chciałam zdać ci relację z mojej rozmowy z Markiem. Ale jeżeli chwila nie jest
odpowiednia, zadzwonię rano.
– Nie, mów.
Ktoś puka do drzwi.
– Chwileczkę, Ros.
Otwieram drzwi, spodziewając się ujrzeć za nimi Taylora lub kogoś z obsługi hotelowej, ale
przede mną stoi Ana, skrępowana i prześliczna.
Przyszła.
Otwieram drzwi szerzej i gestem zapraszam ją do środka.
– Doliczyliście odprawy? – pytam Ros, nie odrywając wzroku od Any.
– Tak.
Ana wchodzi do pokoju i patrzy na mnie z niepokojem. Usta ma rozchylone i wilgotne, oczy
pociemniałe. Co jest? Zmieniła zdanie? Znam to spojrzenie. To pożądanie. Pragnie mnie. I ja
także jej pragnę, zwłaszcza po sprzeczce w barze.
Po cóż in n ego by tu przychodziła?
– Jakie są koszty? – zwracam się z pytaniem do Ros.
– Prawie dwa miliony.
Gwiżdżę przez zęby.
– Sporo nas ten błąd kosztował.
– GEH dostanie zakłady światłowodowe.
Ros ma rację, to był jeden z naszych celów.
– A Lucas? – pytam.
– Źle to przyjął.
Otwieram minibar i gestem daję Anie znać, żeby coś sobie z niego wzięła. Zostawiam ją
i idę do łazienki.
– To znaczy?
– Dostał ataku.
W łazience odkręcam kurek, zaczynam napełniać wodą ogromną, wpuszczoną w podłogę
marmurową wannę i dodaję nieco zapachowego płynu do kąpieli. W wannie zmieściłoby się co
najmniej sześć osób.
– Przecież większość tych pieniędzy jest dla niego – przypominam Ros i sprawdzam
temperaturę wody. – Poza tym dostał też cenę wykupu. Zawsze może zacząć od nowa.
Obracam się, żeby wyjść z łazienki, ale powodowany impulsem postanawiam zapalić
świeczki artystycznie ustawione na półce. Zapalone świeczki chyba liczą się jako „więcej”?
– Cóż, grozi prawnikami, chociaż nie bardzo wiem czemu. Sprawa jest absolutnie czysta. To
woda? – pyta Ros.
– Tak, przygotowuję sobie kąpiel.
– Och, mam skończyć?
– Nie. Coś jeszcze?
– Tak, Fred chce z tobą rozmawiać.
– Poważnie?
– Przejrzał nowe projekty Barneya.
Wracam do salonu, słuchając, jak Ros przedstawia mi rozwiązanie problemów w projekcie
tabletu, i proszę ją, żeby Andrea przesłała mi poprawione schematy. Ana wyjęła z barku butelkę
soku pomarańczowego.
– Czy to twój nowy sposób zarządzania: nie ma mnie? – pyta Ros.
Wybucham śmiechem, choć ubawił mnie raczej wybór Any. Mądra kobieta. Informuję Ros,
że w biurze zjawię się dopiero w piątek.
– Naprawdę chcesz zrezygnować z Detroit?
– Tutaj jest działka, która mnie interesuje.
– Czy Bill o tym wie? – pyta znienacka.
– Tak, powiedz mu, żeby zadzwonił.
– Jasne. Poszedłeś na drinka z tymi gośćmi z Savannah?
Wyjaśniam jej, że spotkam się z nimi jutro. Staram się mówić ugodowym, spokojnym
tonem, ponieważ jest to dla Ros drażliwa kwestia.
– Chcę sprawdzić, co Georgia ma do zaproponowania, jeżeli w to wejdziemy.
Z półki zdejmuję szklankę i podaję ją Anie, pokazując jednocześnie na kubełek z lodem.
– Jeżeli ich propozycja będzie atrakcyjna – mówię dalej – chyba powinniśmy ją rozważyć,
chociaż ten cholerny upał jest zabójczy.
Ana nalewa sobie sok.
– Trochę późno na zmianę zdania, Christianie, chociaż z drugiej strony może to być mocny
argument przetargowy w negocjacjach z Detroit – myśli na głos Ros.
– Zgadzam się, Detroit ma swoje zalety, no i jest tam chłodniej.
Ale czai się tam na mnie zbyt wiele duchów.
– Niech Bill do mnie zadzwoni. Jutro. – Jest już późno, a ja mam gościa. – Tylko nie za
wcześnie – ostrzegam Ros.
Ros życzy mi dobrej nocy i rozłącza się.
Ana spogląda na mnie z rezerwą, gdy ja napawam oczy jej widokiem. Gęste włosy opadają
na jej drobne ramiona, okalając jej uroczą, zamyśloną twarzyczkę.
– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – mówi niemal szeptem.
– Nie.
– Nie, nie odpowiedziałeś na moje pytanie, czy nie, nie kochałeś jej?
Nie da mi spokoju. Opieram się o ścianę i krzyżuję ramiona na piersiach, żeby jej w nie nie
porwać.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz