6 sie 2016

CZWARTEK 26 MAJA 2011 (2 CZĘŚĆ)

A3 przyjemnie się prowadzi, chociaż ma niższy moment obrotowy niż samochody, do których
przywykłem. Zatrzymuję się przed sklepem monopolowym na obrzeżach Portlandu, by kupić
szampana na opicie dzisiejszego wydarzenia. Daję sobie spokój z Cristalem i Dom Pérignon na
korzyść Bollingera, głównie z tego względu, że to rocznik 1999 i butelka jest schłodzona, ale też
dlatego, że jest różowy… Symbolicznie, myślę ze złośliwym uśmiechem, podając kasjerowi kartę
American Express.
Gdy Ana otwiera drzwi, nadal ma na sobie tę samą niesamowitą szarą sukienkę. Chętnie
bym ją z niej zerwał.
– Cześć – mówi. Jej oczy są wielkie i świetliste w bladej twarzy.
– Cześć.
– Wejdź. – Robi wrażenie onieśmielonej i czującej się niezręcznie. Dlaczego? Co się stało?
– Pozwoliłem sobie. – Demonstruję butelkę. – Pomyślałem, że uczcimy twój dyplom. Nic nie
przebije dobrego Bollingera.
– Interesujący dobór słów. – Ton jej głosu jest sardoniczny.
– Och, podoba mi się twoje poczucie humoru, Anastasio. – Trafiła w punkt… zuch
dziewczyna.
– Mamy tylko filiżanki do herbaty. Spakowałyśmy wszystkie kieliszki.
– Filiżanki? Nie mam nic przeciwko.
Odprowadzam ją wzrokiem, gdy idzie do kuchni. Jest zdenerwowana, spłoszona. Może po
przeżyciach dzisiejszego dnia lub dlatego, że zgodziła się na moje warunki, a może, bo jest tu
sama – o ile wiem, Kavanagh spędza wieczór z rodziną; jej ojciec mi powiedział. Oby szampan
pomógł Anie się rozluźnić i… rozwiązał jej język.
Pokój stoi pusty, widzę tylko zapakowane skrzynki, kanapę i stół. Na stole paczka w szarym
papierze z dołączonym liścikiem.

„Zgadzam się na warunki, Angelu; bo wiesz,
jaka kara będzie dla mnie najlepsza; tylko –
tylko – postaraj się, aby nie była cięższa,
niż mogę znieść!1”.

– Filiżanki wystarczą, Anastasio – odpowiadam z roztargnieniem. Zapakowała książki –
pierwsze wydanie, które jej posłałem. Oddaje mi je. Nie chce ich. Stąd zdenerwowanie.
Do diabła, jak zareaguje na samochód?
Podnosząc wzrok, widzę, że stoi w pokoju, obserwuje mnie. I ostrożnie stawia filiżanki na
stole.
– To dla ciebie. – Głos ma cienki.
– Hm, już na to wpadłem – mruczę. – Bardzo trafny cytat. – Śledzę palcem jej pismo. Litery
są drobne, zgrabne. Zastanawiam się, jak zinterpretowałby je grafolog. – Myślałem, że jestem
d’Urberville’em, nie Angelem. Wybrałaś poniżenie. – Oczywiście, idealny cytat. Mój uśmiech ma
ironiczne zabarwienie. – Mogłem być pewien, że znajdziesz coś równie stosownego.
– To również prośba – szepcze.
– Prośba? Do mnie, żebym był wobec ciebie łagodny?
Kiwa głową.
Sam traktowałem te książki jak inwestycję, ale uznałem, że dla niej znaczą coś więcej.
– Kupiłem je dla ciebie. – To niewinne łgarstwo, jako że już mam inny egzemplarz. – Będę
wobec ciebie łagodniejszy, jeśli je przyjmiesz. – Zachowuję spokojny, cichy ton, ukrywając zawód.
– Christianie, nie mogę ich przyjąć, to po prostu zbyt wiele.
No i proszę, kolejna batalia woli.
Plus ça chan ge, plus c’est la m êm e chose2.
– Sama widzisz, to jest to, o czym mówiłem, przeciwstawiasz mi się. Chcę, żebyś je wzięła,
i koniec dyskusji. To bardzo proste. Nie musisz się nad tym zastanawiać. Jako uległa po prostu
byłabyś za nie wdzięczna. Zaakceptowałabyś to, że je dla ciebie kupiłem, bo tak mi się podoba.
– Nie byłam uległą, kiedy je dla mnie kupiłeś – mówi ze spokojem.
Jak zawsze ma odpowiedź na wszystko.
– Nie byłaś… ale wyraziłaś zgodę, Anastasio.
Czy renegocjuje naszą transakcję? Boże, z tą dziewczyną jest jak na kolejce górskiej.
– Więc są moje i mogę z nimi zrobić, co chcę?
– Tak. – Myślałem , że uw ielbiasz H ardy’ego?
– W takim razie przekażę je fundacji dobroczynnej; tej, która działa w Darfurze, bo to chyba
będzie bliskie twojemu sercu. Mogą je wystawić na aukcji.
– Jeśli tak chcesz. – Nie zamierzam cię powstrzymywać.
Jeśli o mnie chodzi, możesz je spalić…
Jej blada twarz nabiera kolorów.
– Pomyślę o tym – mruczy.
– Nie myśl, Anastasio. Nie o tym. – Zatrzymaj je, proszę. Są dla ciebie, bo twoją pasją są
książki. Powiedziałaś mi to nieraz. Ciesz się nimi.
Postawiwszy szampana na stole, staję przed nią i biorę ją pod brodę – odchylam jej głowę
tak, że nasze oczy się spotykają.
– Kupię ci wiele rzeczy, Anastasio. Przyzwyczaj się do tego. Stać mnie na to. Jestem bardzo
zamożnym człowiekiem. – Całuję ją lekko. – Proszę – dodaję i cofam rękę.
– Czuję się zawstydzona – mówi.
– Nie powinnaś. Za dużo o tym myślisz. Nie oceniaj się w jakichś mętnych kategoriach
moralnych, opierając się na tym, co inni o tobie sądzą. Nie marnuj energii. Wszystko przez to, że
masz zastrzeżenia wobec naszych ustaleń; to całkiem naturalne. Nie wiesz, w co wchodzisz.
Jej twarz wyraża głęboki niepokój.
– Hej, daj spokój. Nie masz w sobie niczego, czego mogłabyś się wstydzić, Anastasio. Nie
pozwolę ci się tym zadręczać. Po prostu posłałem ci kilka starych tomiszczy, bo myślałem, że coś
dla ciebie znaczą, to wszystko.
Mruga i wpatruje się w paczkę, wyraźnie przeżywając rozterkę.
Zachowaj je, Anastasio – są dla ciebie.
– Napijmy się szampana – szepczę. Nagradza mnie lekkim uśmiechem. – Tak lepiej. –
Otwieram butelkę i napełniam filiżanki jak naparstki, które przede mną postawiła.
– Różowy. – Jest zaskoczona, a ja nie mam serca jej powiedzieć, dlaczego wybrałem ten
rodzaj.
– Bollinger La Grande Année Rosé tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty dziewiąty.
Znakomity rocznik.
– W filiżankach do herbaty. – Uśmiecha się szeroko. Zaraźliwie.
– W filiżankach do herbaty. Gratulacje z okazji zdobycia dyplomu, Anastasio.
Trącamy się filiżankami i piję. Dobrze smakuje, tak jak się tego spodziewałem.
– Dziękuję. – Podnosi filiżankę do ust i pociąga łyczek. – Przejdziemy przez te granice do
ustalenia?
– Zawsze chętna. – Biorę ją za rękę i prowadzę do kanapy, jedynego mebla, który pozostał
w pokoju dziennym, i siadamy, otoczeni skrzynkami.
– Twój ojczym to bardzo małomówny człowiek.
– Udało ci się do tego doprowadzić, że jadł ci z ręki.
Śmieję się pod nosem.
– Tylko dlatego, że znam się na wędkowaniu.
– Skąd wiedziałeś, że lubi łowić ryby?
– Ty mi powiedziałaś. Kiedy poszliśmy na kawę.
– Och, tak? – Bierze kolejny łyczek i zamyka oczy, rozkoszując się smakiem. Otwiera je
i mówi: – Próbowałeś wina na przyjęciu?
– Tak. Było paskudne. – Krzywię się.
– Myślałam o tobie, kiedy go spróbowałam. Jak to się stało, że tak się znasz na winach?
– Nie znam się, Anastasio, tylko wiem, co lubię. – I lubię ciebie. – Jeszcze? – Kiwnięciem
głowy wskazuję butelkę na stole.
– Proszę.
Sięgam po szampana i uzupełniam jej filiżankę. Patrzy na mnie podejrzliwie. Wie, że chcę ją
upić.
– Mieszkanie jest prawie puste. Jesteś gotowa do przeprowadzki? – pytam, chcąc odwieść jej
uwagę od tego, o czym myśli.
– Mniej więcej.
– Jutro pracujesz?
– Tak, to mój ostatni dzień w sklepie.
– Pomógłbym ci przy przeprowadzce, ale obiecałem odebrać siostrę z lotniska. Mia
przylatuje z Paryża wcześnie w sobotę. Jutro wracam do Seattle, ale słyszę, że Elliot ma wam
pomóc.
– Tak, Kate bardzo się z tego cieszy.
Jestem zaskoczony, że Elliot nadal interesuje się przyjaciółką Any; to nie w jego stylu.
– Tak, Kate i Elliot, kto by pomyślał? – Ich związek komplikuje sprawę. W głowie słyszę głos
matki: „Mógłbyś przywieźć Anastasię”.
– A co z twoją pracą w Seattle? – pytam.
– Mam kilka rozmów kwalifikacyjnych. Staram się o staż.
– Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć?
– Uhm… mówię ci teraz.
– Gdzie? – pytam, ukrywając frustrację.
– W paru wydawnictwach książkowych.
– Czy to chcesz robić? Pracować w wydawnictwie?
Kiwa głową, ale nadal nie mówi nic bliżej.
– Więc? – naciskam.
– Co więc?
– Nie udawaj matołka, Anastasio. W którym wydawnictwie? – W myślach przebiegam listę
wszystkich znanych mi wydawnictw w Seattle. Jest ich cztery… tak myślę.
– W takim małym – odpowiada wymijająco.
– Dlaczego nie chcesz, żebym wiedział?
– To bezprawny nacisk – mówi.
Co to znaczy? Marszczę brwi.
– Och, teraz to ty udajesz matołka – mówi, jej oczy migocą rozbawieniem.
– Matołka? – Śmieję się głośno. – Ja? Mój Boże, wymagający z ciebie przeciwnik. Wypij,
porozmawiajmy o tych granicach do ustalenia.
Mruga, bierze urywany oddech i opróżnia filiżankę. Ten temat wprawia ją
w zdenerwowanie. Proponuję jej jeszcze łyka dla kurażu.
– Proszę – odpowiada.
Z butelką w dłoni pytam po chwili milczenia:
– Jadłaś coś?
– Tak. Trzydaniowy posiłek z Rayem – odpowiada zirytowana i przewraca oczami.
Och, Anastasio. Mogę przynajmniej coś zrobić z tym demonstracyjnym brakiem szacunku.
Pochylając się, biorę ją za podbródek i patrzę groźnie.
– Następnym razem, kiedy przewrócisz oczami, przełożę cię przez kolano.
– Och. – Wygląda na trochę zszokowaną, ale też nieco zaintrygowaną.
– Och. Więc zaczynamy, Anastasio. – Z wilczym uśmiechem napełniam jej filiżankę. Bierze
długi łyk. – Więc teraz cię zaciekawiłem, czy tak?
Kiwa głową.
– Odpowiedz.
– Tak, zaciekawiłeś – odpowiada z uśmiechem skruchy.
– Dobrze. – Wyjmuję z kieszeni jej e-maila i Aneks 3 do kontraktu. – Więc czynności
seksualne. Załatwiliśmy większość z nich. – Przysuwa się bliżej do mnie i czytamy listę.

ANEKS 3
Granice do ustalenia
Do omówienia i uzgodnienia między stronami:
Czy Uległa godzi się na:
• Masturbację
• Oralną stymulację kobiecych genitaliów
• Oralną stymulację męskich genitaliów
• Połykanie nasienia
• Stosunek dopochwowy
• Penetrację dopochwową całą ręką
• Stosunek analny
• Penetrację odbytu całą ręką

– Mówisz nie na penetrację całą ręką. Jakieś inne obiekcje? – pytam.
Przełyka ślinę.
– Stosunek analny niezbyt mnie uszczęśliwia.
– Zgadzam się na wyłączenie penetracji całą ręką, ale naprawdę chciałbym być panem
twojego tyłeczka, Anastasio.
Wciąga gwałtownie oddech, wpatrując się we mnie.
– Ale zaczekamy z tym. Poza tym nie jest to coś, w co moglibyśmy się zagłębić od razu i bez
opamiętania. – Nie potrafię się powstrzymać od złośliwego uśmieszku. – Twój tyłeczek
potrzebuje treningu.
– Treningu? – Otwiera szeroko oczy.
– O, tak. To wymaga starannego przygotowania. Stosunek analny może być bardzo
przyjemny, uwierz mi. Ale jeśli go spróbujemy i ci się nie spodoba, nie musimy tego powtarzać. –
Rozkoszuję się jej zszokowaną miną.
– Robiłeś to? – pyta.
– Tak.
– Z mężczyzną?
– Nie. Nigdy nie uprawiałem seksu z facetem. To nie w moim guście.
– Z panią Robinson?
– Tak. – I z wielkim gumowym dildem przypiętym do pasa.
Anna marszczy czoło i szybko przechodzę dalej, zanim mogłaby zadać mi więcej pytań na
ten temat.
– I… połykanie nasienia. No, z tego dostałaś piątkę. – Spodziewam się, że się uśmiechnie, ale
patrzy na mnie z głębokim namysłem, jakby ujrzała mnie w nowym świetle. Myślę, że nadal
obraca w myślach obraz pani Robinson i stosunku analnego. Och, maleńKa. Byłem oddany Elenie
duszą i ciałem. Mogła ze mną robić, co tylko chciała. I sprawiało mi to przyjemność.
– Więc połykanie nasienia okej? – pytam, starając się przywrócić ją do rzeczywistości. Kiwa
głową i kończy szampana.
– Jeszcze? – pytam.
Spokojnie, Grey, chcesz tylko, żeby była zawiana, nie pijana.
– Jeszcze – szepcze.
Znów napełniam jej filiżankę i wracamy do listy.
– Zabawki erotyczne?

Czy Uległa godzi się na używanie:
• Wibratorów
• Zatyczek analnych
• Sztucznych penisów
• Innych zabawek dopochwowych/analnych

– Zatyczki analne? Czy to znaczy dokładnie to, co jest napisane? – krzywi się.
– Tak. I odnosi się do wyżej wymienionego stosunku analnego. I treningu.
– Och. Co to za „inne”?
– Paciorki, jajka, tego rodzaju drobiazgi.
– Jajka? – W szoku unosi ręce do ust.
– Nie chodzi o prawdziwe jajka. – Śmieję się.
– Miło mi, że uważasz, że jestem śmieszna. – Trzeźwieję, słysząc, że jest urażona.
– Przepraszam. Jest mi przykro.
Do jasnej cholery, Grey. Bądź dla niej łagodny.
– Jakiś problem z zabawkami?
– Nie – ucina ostro.
Niech to szlag. Naburmuszyła się.
– Anastasio, jest mi przykro. Uwierz. Nie chciałem się śmiać. Nigdy nie rozmawiałem na te
tematy tak szczegółowo. Po prostu jesteś strasznie niedoświadczona. Przepraszam.
Wydyma usta i znów pociąga szampana.
– Teraz… krępowanie – mówię, gdy wracamy do listy.

Czy Uległa godzi się na:
• Krępowanie liną
• Krępowanie skórzanymi kajdankami
• Krępowanie kajdankami/kajdanami
• Krępowanie taśmą
• Krępowanie innymi środkami

– No? – pytam łagodnie.
– Może być – szepcze i czytamy dalej.

Czy Uległa godzi się na wiązanie:
• Rąk z przodu
• Kostek u nóg
• Łokci
• Rąk z tyłu
• Kolan
• Przegubów wraz z kostkami u nóg
• Do stałych elementów, mebli itp.
• Z użyciem pręta rozpórkowego
• Podwieszanie
Czy Uległa godzi się na noszenie opaski na oczach?
Czy Uległa godzi się na kneblowanie?
– No, o podwieszaniu mówiliśmy. I możemy je wyłączyć, jeśli chcesz, żeby weszło do granic
nie do przekroczenia. Podwieszanie wymaga dużo czasu, a ja i tak będę cię miał tylko na krótko.
Coś jeszcze?
– Nie śmiej się ze mnie, ale co to jest pręt rozpórkowy?
– Obiecuję się nie śmiać. Dwa razy przeprosiłem. – Na litość boską. – Nie każ mi tego znów
robić. – Mówię ostrzej, niż zamierzałem, i Ana odchyla się ode mnie.
Niech to szlag.
Zignoruj jej reakcję, Grey. Jedź dalej z tym koksem .
– Pręt rozpórkowy to pręt z obejmami na kostki u nóg i czasem ręce. Duża przyjemność.
– Okej. No, kneblowanie. Boję się, że nie będę mogła oddychać.
– To będzie mój problem, gdybyś nie mogła oddychać. Nie chcę, żebyś się udusiła. – Zabawy
z dławieniem to zupełnie nie w moim guście.
– A jak mam użyć hasła bezpieczeństwa, kiedy będę zakneblowana? – dopytuje się.
– Po pierwsze, mam nadzieję, że nigdy nie będziesz musiała ich stosować. Ale gdy będziesz
zakneblowana, będziemy sygnalizować rękami.
– Denerwuję się, gdy myślę o tym kneblowaniu.
– Okej. Zapamiętam.
Przygląda mi się chwilę, jakby rozwiązywała zagadkę sfinksa.
– Czy dlatego lubisz wiązać swoje uległe, żeby cię nie dotykały? – pyta.
– To jeden z powodów.
– Czy to dlatego mnie związałeś?
– Tak.
– Nie lubisz o tym rozmawiać – zauważa.
– Tak. Nie lubię.
Nie zamierzam poruszać z tobą tego tematu, Anastasio. Daj sobie spokój.
– Masz ochotę na jeszcze jeden łyk? – pytam. – To dodaje ci odwagi, a muszę wiedzieć, jaki
jest twój stosunek względem bólu. – Dolewam jej i bierze łyczek, wytrzeszczając oczy
i zaniepokojona. – Więc jaki masz generalnie stosunek do bólu?
Nadal milczy.
Duszę westchnienie.
– Gryziesz wargę. – Na szczęście przestaje, ale teraz zapada w namysł i opuszcza głowę.
– Czy w dzieciństwie byłaś karana fizycznie? – podpowiadam jej delikatnie.
– Nie.
– Więc nie masz żadnej sfery porównawczej?
– Nie mam.
– To nie takie złe, jak myślisz. Tutaj największym twoim wrogiem jest wyobraźnia. – Zaufaj
mi co do tego, Anastasio. Proszę.
– Musisz to robić?
– Tak.
– Dlaczego?
Naprawdę lepiej dla ciebie, żebyś nie wiedziała.
– To oczywiste, Anastasio. To właśnie robię. Widzę, że jesteś zdenerwowana. Przejdźmy
dalej. Czytamy listę:

• Klapsy
• Chłosta
• Gryzienie
• Szczypczyki na genitalia
• Gorący wosk
• Chłosta łopatką
• Chłosta trzcinką
• Szczypczyki na sutki
• Lód
• Inne rodzaje/sposoby zadawania bólu

– No cóż, nie godzisz się na szczypczyki na genitalia. Świetnie. Ale najbardziej boli trzcinka.
Ana blednie.
– Możemy dojść do tego stopniowo – szybko deklaruję.
– Albo w ogóle tego nie robić – kontruje.
– To część transakcji, maleńka, ale dojdziemy do wszystkiego powolutku, Anastasio, nie będę
cię za bardzo popędzał.
– Najbardziej przejmuję się karaniem.
– No cóż, cieszę się, że mi o tym powiedziałaś. Na razie możemy skreślić z listy trzcinkę.
A kiedy będziesz sobie dobrze radzić ze wszystkimi innymi rzeczami, zwiększymy
intensywność. Zaczniemy powoli.
Wydaje się niepewna, więc pochylam się i ją całuję.
– No proszę, nie poszło tak źle, prawda?
Wzrusza ramionami, nadal niepewna.
– Słuchaj, chcę pomówić o jeszcze jednej sprawie, a potem zabieram cię do łóżka.
– Do łóżka? – wykrzykuje i krew napływa jej do policzków.
– Daj spokój, Anastasio, po tym, jak to wszystko z tobą obgadałem, chcę pieprzyć cię do
przyszłego tygodnia, począwszy od zaraz. Na ciebie też to musiało zadziałać.
Wierci się obok mnie, wciąga świszczący oddech i ściska razem uda.
– Widzisz? Poza tym chcę czegoś spróbować.
– Czegoś bolesnego?
– Nie… Przestań wszędzie widzieć ból. To przede wszystkim przyjemność. Czy do tej pory
sprawiłem ci ból?
– Nie.
– Więc widzisz. Słuchaj, dziś wcześniej mówiłaś o tym, że chcesz więcej. – Zatrzymuję się.
Niech to diabli. Jestem n ad przepaścią.
Okej, Grey, jesteś pewien co do tego?
Muszę spróbować. Nie chcę jej stracić, zanim zaczniemy.
Skok na głęboką wodę.
Biorę ją za rękę.
– Być może moglibyśmy spróbować poza tymi momentami, kiedy jesteś moją uległą. Nie
wiem, czy to zaskoczy. Nie wiem, czy da się wszystko oddzielić. To może nie zadziałać. Ale chcę
spróbować. Może jedna noc w tygodniu. Nie wiem.
Szczęka jej opada.
– Pod jednym warunkiem.
– Jakim? – pyta, oddech jej się rwie.
– Zechcesz łaskawie przyjąć ode mnie prezent na zakończenie studiów
– Och – mówi, szerzej otwierając powieki na znak niepewności.
– Chodź. – Podnoszę ją na równe nogi, zdejmuję kurtkę i zakładam ją na jej ramiona. Biorąc
głęboki oddech, otwieram drzwi wejściowe i prezentuję stojące przy krawężniku audi A3.
– To dla ciebie. Gratuluję ukończenia studiów. – Obejmuję ją i całuję we włosy.
Kiedy uwalniam ją z uścisku, wpatruje się oniemiała w samochód.
Okej… sytuacja może się rozwinąć w każdym kierunku.
Biorąc ją za rękę, schodzę po schodkach. Idzie za mną jak w transie.
– Anastasio, ten twój garbus jest stary i szczerze mówiąc, niebezpieczny. Nigdy bym sobie
nie wybaczył, gdyby coś ci się przytrafiło, podczas gdy tak łatwo mi naprawić tę sytuację.
Wpatruje się w samochód, nie znajdując słów.
Niech to szlag.
– Wspomniałem o nim twojemu ojczymowi. Jest cały na tak.
Może trochę naciągam fakty.
Jej usta nadal są otwarte w wyrazie konsternacji, gdy się odwraca i mierzy mnie
rozjuszonym wzrokiem.
– Wspomniałeś o tym Rayowi? Jak mogłeś? – Jest zirytowana, naprawdę zirytowana.
– To prezent, Anastasio. Nie możesz po prostu powiedzieć „dziękuję”?
– Ale wiesz, że to za dużo.
– Dla mnie nie, nie dla mojego spokoju umysłu.
Nie przeginaj, Anastasio. Chcesz więcej. To jest cena.
Garbi się i odwraca do mnie, chyba zrezygnowana. Nie jest to całkiem ta reakcja, na którą
liczyłem. Lekki rumieniec spowodowany szampanem zniknął i jej twarz znów jest blada.
– Ze względu na ciebie cieszę się, że mi go pożyczasz, tak jak laptopa.
Kręcę głową. Dlaczego jest tak trudna? Żadna z moich uległych nigdy nie zareagowała tak
na samochód. Zwykle były zachwycone.
– Okej. Pożyczam. Na zawsze – zgadzam się przez zaciśnięte zęby.
– Nie, nie na zawsze, ale na teraz. Dziękuję ci – mówi cicho i stając na palcach, całuje mnie
w policzek. – Dziękuję za samochód, panie.
To jest to słowo. Z jej najsłodszych ust. Porywam ją i przytulam, jej włosy spływają mi
między palce.
– Jesteś trudną kobietą, Anastasio Steele. – Całuję ją z całą mocą, nakłaniając językiem do
otwarcia ust, i po chwili odpowiada, dorównując mojemu zapałowi, jej język pieści mój. Reaguję
całym ciałem; pożądam jej. Tu. Teraz. Na oczach ludzi. – Gdyby nie cały zasób mojej woli,
zerżnąłbym cię na masce tego samochodu, żeby tylko ci pokazać, że jesteś moja, i jak chcę ci
kupić pieprzony samochód, to kupuję ci pieprzony samochód. Teraz zabieram cię do domu
i rozbieram – warczę. Całuję ją jeszcze raz wymagająco i władczo. Biorąc ją za rękę, sadzę
długimi krokami z powrotem do mieszkania, zatrzaskuję za nami drzwi i idę prosto do jej
sypialni. Tam puszczam jej rękę i zapalam nocną lampkę.
– Proszę, nie złość się na mnie – szepcze Ana.
Jej słowa tłumią pożar mojego gniewu.
– Przepraszam za samochód i książki… – urywa i oblizuje wargi. – Boję się ciebie, kiedy
jesteś zły.
Niech to szlag. Nikt nigdy wcześniej mi tak nie powiedział. Zamykam oczy. Ostatnie, czego
chcę, to ją przestraszyć.
Uspokój się, Grey.
Ona jest tu. Bezpieczna. Chętna. Nie schrzań tego tylko z tego pow du, że nie wie, jak się
zachować.
Otwierając oczy, widzę, że Ana mnie obserwuje, nie w strachu, ale w oczekiwaniu.
– Odwróć się – rozkazuję łagodnym głosem. – Chcę cię wydobyć z tej sukni.
Natychmiast spełnia rozkaz.
Grzeczna dziewczynka.
Zdejmuję z niej i rzucam na podłogę moją kurtkę, potem unoszę jej włosy na karku.
Wyczuwalny dotyk jej gładkiej skóry jest kojący. Teraz, gdy robi to, co jej każę, rozluźniam się.
Opuszką palca sunę w dół kręgosłupa do miejsca, w którym w szarym szyfonie zaczyna się
zamek błyskawiczny.
– Lubię patrzeć na tę sukienkę. Lubię oglądać twoją piękną, nieskazitelną skórę.
Zahaczając palce o plecy sukni, przyciągam Anę bliżej, tak że cała jest przy mnie. Zanurzam
twarz w jej włosach i wdycham ich zapach.
– Cudownie pachniesz, Anastasio. Bardzo słodko.
Jak jesień.
Jej woń dodaje otuchy, przypomina mi czas obfitości i szczęścia. Nadal wciągając w nozdrza
jej uroczy zapach, sunę nosem od ucha, przez szyję, do ramion, cały czas całując. Powoli
rozsuwam zamek sukni i całuję, i liżę, i ssę jej skórę aż do barku.
Drży pod moim dotykiem.
Och, maleńka.
– Musisz się nauczyć być nieruchoma – szepczę między pocałunkami i uwalniam węzeł na
karku. Sukienka opada do jej stóp.
– Nie masz biustonosza, panno Steele. To mi się podoba.
Ważę w dłoni jej pierś i czuję, jak pod tym dotknięciem sutek staje się twardy niczym drobny
rzeczny kamyk.
– Podnieś ręce i obejmij mi głowę – rozkazuję, sunąc ustami po jej szyi. Robi, co jej każę, i jej
pierś szczelniej wypełnia moją dłoń. Wbija mi palce we włosy tak, jak lubię, i szarpie.
Ach… Jak dobrze.
Skłania głowę na ramię i wykorzystuję to, całując ją tam, gdzie puls łomoce pod skórą.
– Mhm… – mruczę z uznaniem, drażniąc i szarpiąc jej sutki.
Jęczy, odchylając się do tyłu i jeszcze bardziej napierając idealnymi piersiami na moje ręce.
– Chcesz tak dojść?
Odchyla się jeszcze bardziej.
– Podoba ci się tak, prawda, panno Steele?
– Mhm…
– Powiedz mi – naciskam, kontynuując zmysłowy atak na sutki.
– Tak – szepcze.
– Tak…?
– Tak… panie.
– Grzeczna dziewczynka.
Łagodnie szczypię i obracam w palcach sutki i Ana konwulsyjnie uderza o mnie całym ciałem,
jęcząc i szarpiąc mnie za włosy.
– Nie wydaje mi się, żebyś była już gotowa – mówię i unieruchamiam ręce, tylko
podtrzymując jej piersi i zębami lekko szarpiąc małżowinę ucha. – Poza tym wzbudziłaś moje
niezadowolenie. Więc może w ogóle nie pozwolę ci dojść.
Ugniatam jej piersi i powracam palcami do sutków, kręcąc je i szarpiąc. Jęczy i trze tyłkiem
o mój spęczniały członek. Przesuwam ręce na jej biodra, unieruchamiam ją i patrzę na jej
majteczki.
Bawełna. Biała. Łatwizna.
Zahaczam o nie palce i rozciągam je, ile się tylko da, a potem przebijam kciukami szew
z tyłu. Rozchodzą mi się w rękach i odrzucam je do stóp Anastasii.
Oddech grzęźnie jej w gardle.
Sunę palcami po jej tyłeczku i wsuwam jeden w pochwę.
Ana jest mokra. Bardzo mokra.
– O, tak. Moja słodka dziewczyna jest gotowa.
Obracam ją twarzą do siebie i wsuwam sobie palec do ust.
Mmm. Słona.
– Świetnie smakujesz, panno Steele.
Jej usta się rozchylają, a oczy ciemnieją pożądaniem. Chyba jest trochę zszokowana.
– Rozbierz mnie. – Nie spuszczam z niej oczu. Odchyla głowę, rozważając moje polecenie,
ale się waha. – Dasz radę – zachęcam ją. Unosi głowę i nagle uderza mnie myśl, że zaraz mnie
dotknie, a nie jestem gotowy. Niech to szlag.
Instynktownie łapię ją za ręce.
– Och, nie. Nie T-shirt.
Chcę jej na jeźdźca. Jeszcze tego nie przerabialiśmy i może stracić równowagę, więc będę
potrzebował koszulki dla ochrony.
– Może będziesz musiała mnie dotknąć, żeby zrobić to, co zaplanowałem. – Uwalniam jedną
jej rękę, ale drugą kładę na spęczniałym fiucie, który walczy w dżinsach o wolność.
– Tak na mnie działasz, panno Steele.
Wciąga oddech, wpatrzona w rękę. Zaciska palce na fiutowskim i zerka na mnie z uznaniem.
Uśmiecham się szeroko.
– Chcę być w tobie. Zdejmij mi dżinsy. Ty dowodzisz. – Szczęka jej opada. – Co zamierzasz
ze mną zrobić?
Jej twarz ulega przemianie, rozjaśnia się zachwytem i zanim mogę zareagować, Ana mnie
popycha. Ze śmiechem ląduję na łóżku, po części z uznania dla jej brawury, po części dlatego, że
mnie dotknęła i nie wpadłem w panikę. Zdejmuje ze mnie buty, skarpetki, ale okropnie się przy
tym męczy – przypomina mi się wywiad i borykanie się z magnetofonem.
Patrzę na nią. Rozbawiony. Podniecony. Zastanawiam się, co dalej wykombinuje. Zdjęcie
dżinsów to będzie dla niej cholerny wysiłek, przecież leżę. Wyskakuje ze swoich czółenek, idzie
na czworakach po łóżku, dosiada mnie okrakiem i wsuwa palce za pasek dżinsów.
Zamykam oczy i unoszę biodra, rozkoszując się bezwstydną Aną.
– Musisz się nauczyć być nieruchomo – fuka na mnie ostro i szarpie włosy łonowe.
Ach! Jaka jesteś zuchwała, o pani.
– Tak, panno Steele – drażnię się z nią przez zaciśnięte zęby. – Kondom. W kieszeni.
W oczach błyska jej wyraźny zachwyt i gmera palcami w mojej kieszeni, zanurzając je
głębiej, szturchając stojącego wacka.
Ach…
Wyjmuje obie foliowane paczuszki i rzuca je na łóżko, obok mnie. Niezdarnie gmera przy
guziku paska i w drugim podejściu rozpina go.
Jej naiwność jest urzekająca. Najwyraźniej nigdy wcześniej tego nie robiła. Znów pierwszy
raz… i jest kurewsko podniecający.
– Co za zapał, panno Steele – drażnię się z nią.
Jednym ruchem rozpina zamek spodni i szarpiąc za pasek, patrzy na mnie bezradnie.
Muszę się bardzo starać, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
Taa, maleńka, jak zamierzasz to ze mnie ściągnąć?
Przesuwając się w dół po moich nogach, ściąga dżinsy, skoncentrowana jak diabli, urocza.
Postanawiam jej pomóc.
– Nie dam rady się nie ruszać, jak będziesz przygryzała tę wargę – ostrzegam ją, dźwigając
biodra.
Podnosi się na kolana, zdziera ze mnie dżinsy, bokserki i pozbywa się ich, ciskając je na
podłogę. Siada na mnie wpatrzona we fiuta i oblizuje się.
O rany, rany.
Wygląda, że dech zapiera, ciemne włosy opadają łagodnymi falami wokół piersi.
– A co teraz zamierzasz? – szepczę.
Zerka na mnie, a potem wyciąga rękę i chwyta mnie zdecydowanym ruchem, mocno ściska,
przejeżdżając kciukiem po czubku.
Jezu.
Pochyla się.
I jestem w jej ustach.
O ja pierniczę.
Ssie mocno. Rzucam się pod nią.
– Jezu, Ana, spokojnie – syczę przez zaciśnięte zęby. Ale bez litości obciąga mi fiuta.
O ja pierniczę. Jej entuzjazm jest rozbrajający. Suwa językiem góra–dół, wjeżdżam w nią
i wyjeżdżam, dobijając do ściany gardła. Zaciska mocno usta. Kiedy patrzę na tę erotyczną scenę,
jestem tak wniebowzięty, że doszedłbym od samego patrzenia.
– Dość, Ana, dość. Nie chcę skończyć.
Prostuje się, siada, usta ma wilgotne, a skierowane prosto na mnie oczy są jak dwa ciemne
jeziorka.
– Twoja niewinność i entuzjazm są bardzo rozbrajające. – Ale w tej chwili chcę cię tak walić,
żeby cię widzieć. – Ty na górze, tego nam trzeba. Masz, nałóż to. – Wkładam jej do ręki
prezerwatywę. Ogląda ją ze skupieniem, a potem rozrywa zębami opakowanie.
Napalona.
Wyjmuje kondom i pyta wzrokiem o dalsze wskazówki.
– Złap od góry w dwa palce i rozwiń. Lepiej, żeby powietrze nie dostało się do czubka.
Kiwa głową i robi dokładnie, jak jej kazałem, pochłonięta zadaniem, bardzo skupiona,
wystawiając koniuszek języka spomiędzy warg.
– Chryste, ty mnie tu zakatujesz – krzyczę przez zaciśnięte zęby.
Zrobiwszy swoje, siada rozluźniona, podziwiając pracę swoich rąk albo mnie – nie jestem
pewien, ale mam to gdzieś.
– A teraz zanurzenie maksymalne. – Nagle się prostuję, zaskakując ją, tak że jesteśmy
twarzą w twarz. – W ten deseń – szepczę, obejmując ją i unosząc. Drugą ręką nacelowuję fiuta
i powoli opuszczam ją na siebie.
Tracę oddech, gdy zamyka oczy i rozkosz hałaśliwie tętni jej w gardle.
– Tak dobrze, maleńka, poczuj mnie, poczuj całego.
Tak. Dobrze. Ją. Czuć.
Obejmuję ją, dając jej czas, by mnie rozpoznała. W ten deseń. W swoim ciele.
– Tak jest głęboko. – Mówię chrypliwie, gdy napinam i unoszę biodra, wpychając się w nią
dalej.
Jęczy, głowa bezwładnie opada jej na ramię.
– Jeszcze – szepcze.
Otwiera oczy, przewiercając mnie ich blaskiem. Pożądaniem. Pragnieniem. Rozkoszuję się
jej rozkoszą. Spełniam jej prośbę i znów jęczy, odrzucając głowę, wzburzona kaskada włosów
spływa po jej ramionach. Powoli kładę się na łóżku, widz własnego spektaklu.
– Ruszasz się, Anastasio, w górę i w dół, jak sobie życzysz. Złap mnie za ręce. – Wyciągam je
i chwyta, teraz siedząc pewniej na mnie. Powoli się dźwiga, a potem opada na mnie.
Oddech mam krótki, urywany, ale narzucam sobie opanowanie. Ana znów się unosi i gdy
zjeżdża, tym razem podnoszę biodra na jej spotkanie.
O, tak.
Zamykając oczy, smakuję każdy cudowny cal jej ciała. Znajdujemy wspólny rytm, gdy na
mnie pędzi. Dalej i dalej, i dalej, i dalej. Wygląda fantastycznie; tańczące piersi, rozkołysane
włosy, bezwładne usta, gdy wchłania każde pchnięcie rozkoszy.
Spogląda mi w oczy, pełna cielesnego pożądania i zachwytu. Boże, jest piękna.
Krzyczy, gdy jej ciało przejmuje nad nią władzę. Jest blisko, więc trzymając ją za ręce,
potęguję uścisk, gdy wybucha wokół mnie. Chwytam ją za biodra, trzymam, gdy podczas
orgazmu krzyczy. Zaciskam jeszcze mocniej ręce i bezdźwięcznie się zatracam, eksplodując
w niej w środku.
Bezwładnie opada na mnie, ja leżę, dysząc pod nią.
Mój Boże, nic tylko się z nią pieprzyć.
Chwilę leżymy razem, rozkoszuję się jej ciężarem. Porusza się i choć nadal mam na sobie
koszulkę, pieszczotliwie gładzi mnie nosem, a potem kładzie rozpostarte dłonie na torsie.
Szybki, mocarny mrok wpełza w moją pierś, w gardło, zabiera powietrze, dusi mnie.
Nie. Nie dotykaj mnie.
Chwytam Anę za rękę i przyciągam jej palce do ust. Zmieniam pozycję tak, że teraz jestem
na górze, i nie może mnie już dotykać.
– Nie rób tego – proszę i całuję ją w usta, gasząc w sobie lęk.
– Dlaczego nie lubisz, jak się ciebie dotyka?
– Bo jestem popieprzony na pięćdziesiąt sposobów, Anastasio. – Po latach terapii wiem, że
to jedyna prawda.
Jej oczy są szeroko rozwarte, pytające, spragnione dalszych informacji. Ale nie musi znać
tego mojego syfu.
– Miałem bardzo ciężkie wejście w życie. Nie chcę cię obciążać szczegółami. Po prostu nie
chcę. – Łagodnie gładzę nosem jej nos i wychodzę z niej. Siadam, zdejmuję prezerwatywę
i odrzucam obok łóżka. – No, to chyba podstawy podstaw mamy opanowane. Jak się podobało?
Przez chwilę nie wie, co odpowiedzieć, po czym skłania głowę na ramię i się uśmiecha.
– Jeśli choć chwilkę wyobrażałeś sobie, że uznam, iż dałeś mi władzę, to nie wziąłeś pod
uwagę mojej średniej. Ale dziękuję i za to złudzenie.
– Panno Steele, twoja buzia jest nie tylko piękna. Jak do tej pory zaznałaś sześciu orgazmów
i wszystkie były moje. – Dlaczego ten prosty fakt sprawia mi taką frajdę?
Ucieka wzrokiem do sufitu, jej twarz zasnuwa cień poczucia winy.
Co to takiego?
– Masz mi coś do powiedzenia? – pytam.
Waha się.
– Dziś rano coś mi się śniło.
– Tak?
– Kiedy spałam, miałam dobrze. – Nagle zasłania twarz ramieniem, zażenowana chowa się
przede mną. Jestem głęboko zaskoczony jej wyznaniem, ale też podniecony i zachwycony.
Zm ysłow e stw orzon ko.
Zerka znad ramienia. Czy spodziewa się, że będę zły?
– We śnie? – pytam.
– Obudził mnie – szepcze.
– No pewnie. – Jestem zafascynowany. – O czym śniłaś?
– O tobie – mówi cienkim głosikiem.
O mnie!
– Co robiłem?
Znów kryje się za ramieniem.
– Anastasio, co robiłem? Nie będę powtarzał pytania. – Dlaczego jest taka zażenowana? To,
że o mnie śniła, jest takie… chwytające za serce.
– Miałeś palcat – mamrocze.
Odsuwam jej rękę tak, że widzę jej twarz.
– Naprawdę?
– Tak. – Jej twarz ma barwę żywej czerwieni.
To zbieranie informacji musiało zostawić efekt, dobry efekt. Uśmiecham się do niej.
– Jest jeszcze dla ciebie nadzieja. Mam kilka palcatów.
– Z naturalnej skórzanej plecionki? – W głosie ma cichy optymizm.
Głośno się śmieję.
– Nie, ale na pewno mógłbym się o taki postarać.
Muskam ją wargami i wstaję się ubrać. Ona robi to samo, wkłada dres i krótką halkę.
Zbieram z podłogi prezerwatywę i zwijam w kłębek. Teraz, gdy zgodziła się być moja,
potrzebuje środków antykoncepcyjnych. Ubrana siada po turecku na łóżku, przyglądając mi się,
gdy wkładam spodnie.
– Kiedy będziesz miała okres? – pytam. – Nie cierpię tego ustrojstwa. – Unoszę zwinięty
kondom i wciągam na siebie spodnie.
Jest zaskoczona.

– No? – naciskam.
– W przyszłym tygodniu – odpowiada zaróżowiona.
– Musisz wybrać jakiś środek antykoncepcyjny.
Siadam na łóżku, wkładając skarpetki i buty. Ana się nie odzywa.
– Masz lekarza? – pytam. Potrząsa głową. – Mogę wezwać mojego, żeby cię przyjął…
w niedzielę rano, zanim do mnie przyjedziesz. A może też przyjąć cię u mnie. Gdzie wolisz?
Jestem pewien, że doktor Baxter ze względu na mnie przyjedzie z wizytą domową, chociaż
nie widziałem go od jakiegoś czasu.
– U ciebie – mówi Ana.
– Okej. Podam ci datę.
– Wychodzisz?
Wydaje się zaskoczona.
– Tak.
– Jak wrócisz? – pyta.
– Taylor mnie odbiera.
– Mogę cię odwieźć. Mam śliczny nowy samochód.
Tak lepiej. Przyjęła samochód, jak powinna, ale po tym całym szampanie nie powinna
prowadzić.
– Wydaje mi się, że za dużo wypiłaś.
– Chciałeś, żebym była wstawiona?
– Tak.
– Dlaczego?
– Bo za dużo główkujesz i jesteś skryta, jak twój ojczym. Kropelka wina i język ci się
rozwiązuje, a ja muszę wiedzieć, co naprawdę myślisz. Inaczej się zamykasz i nie mam pojęcia,
co siedzi w twojej głowie. In vin o veritas, Anastasio.
– A ty uważasz, że zawsze mówisz mi to, co naprawdę myślisz?
– Staram się. Nasz układ zadziała tylko wtedy, kiedy będziemy mówili sobie prawdę.
– Chcę, żebyś został i użył tego. – Chwyta drugi kondom i macha nim w moim kierunku.
Spełniaj jej oczekiwania, Grey.
– Dziś wieczór przekroczyłem tu zbyt wiele granic. Muszę jechać. Widzimy się w niedzielę.
– Wstaję. – Będę miał dla ciebie skorygowany kontrakt i wtedy możemy zacząć naprawdę grać.
– Grać? – piszczy.
– Chciałbym odegrać z tobą pewną scenę. Ale wpierw musisz podpisać kontrakt, żebym
wiedział, że jesteś gotowa.
– Och. Więc mogę przeciągnąć obecny stan, jak nie podpiszę?
Niech to szlag. O tym nie pomyślałem.
Unosi podbródek na znak oporu.
Ach… panna Steele znów rządzi, chociaż ulega. Zawsze znajdzie sposób.
– Hm, chyba mogłabyś, ale mogę się załamać pod tą całą presją.
– Załamać się? Jak? – dopytuje się. Jej oczy błyszczą ciekawością.
– Mógłby ze mnie wyleźć naprawdę paskudny typ – drażnię się z nią, zwężając oczy.
– Jak paskudny? – Robi tę samą minę.
– Och, wiesz, wybuchy, pościgi samochodowe, porwania, trzymanie w celi.
– Porwałbyś mnie?
– O, tak.
– Trzymał wbrew mojej woli?
– O, tak. – To dopiero ciekawy pomysł. – I wtedy moglibyśmy rozmawiać na okrągło. PPW.
– Pogubiłam się – mówi zakłopotana i trochę bez tchu.
– Pełne Przekazanie Władzy; bez ograniczeń czasowych. – W głowie mi wiruje, gdy
wyobrażam sobie możliwości. Jest ciekawa. – Więc nie masz wyboru – dodaję żartobliwym
tonem.
– Najwyraźniej. – Używa sarkastycznego tonu i przewraca oczami, być może szukając
w niebie inspiracji, by zrozumieć moje poczucie humoru.
O słodka radości.
– Anastasio Steele, czy właśnie nie przewróciłaś oczami?
– Nie!
– Myślę, że tak. Co ci zapowiedziałem, jeśli jeszcze raz będziesz przewracać oczami pod
moim adresem? – Te słowa wiszą w powietrzu, gdy znów siadam na łóżku. – Podejdź tu.
Przez chwilę patrzy na mnie, blednąc.
– Nie podpisałam – szepcze.
– Coś ci zapowiedziałem. Dotrzymuję słowa. Zamierzam sprawić ci lanie i potem przerżnąć
bardzo szybko i bardzo mocno. Wygląda na to, że jednak będziemy potrzebowali tego kondoma.
Zgodzi się? Nie zgodzi? Teraz się okaże. To będzie dowód, czy może to zrobić czy nie.
Przyglądam się jej beznamiętnie, czekając na decyzję. Jeśli powie „nie”, to znaczy, że całe jej
gadanie o zostaniu moją uległą to tylko czcza paplanina.
I będzie koniec.
Dokonaj właściwego wyboru, Anastasio.
Ma poważną minę, oczy szeroko rozwarte i chyba waży swoją decyzję.
– Czekam – mruczę. – Nie jestem człowiekiem cierpliwym.
Biorąc głęboki oddech, prostuje nogi, idzie do mnie na czworakach; ukrywam ulgę.
– Grzeczna dziewczynka. Stań.
Robi, co jej kazałem, i podaję jej rękę. Kładzie na niej kondom. Mocno chwytam ją za rękę
i nagle przerzucam ją przez kolano, tak że jej głowa, barki i tors leżą na łóżku. Drugą nogą
zakładam jej nożyce, unieruchamiam ją. Chciałem ją sprać od chwili, w której spytała, czy jestem
gejem.
– Obie ręce na prześcieradle na wysokości głowy – rozkazuję i natychmiast spełnia polecenie.
– Dlaczego to robię, Anastasio?
– Bo przewracałam oczami pod twoim adresem – mówi ochrypłym szeptem.
– Czy myślisz, że to grzecznie?
– Nie.
– Zrobisz to znowu?
– Nie.
– Sprawię ci lanie za każdym razem, gdy to zrobisz, zrozumiano?
Będę się rozkoszował tą chwilą. To kolejny pierwszy raz w dziejach.
Bardzo starannie – smakując każdy ruch – zsuwam z niej dres. Jej śliczna dupka jest naga
i oczekująca. Gdy kładę rękę na pośladku, Ana napina się całym ciałem… czeka. Ma atłasową
w dotyku skórę, gładzę każdy pośladek, pieszczę je. Ma cudowny, przecudowny tyłeczek. Nadam
mu różowy kolor… będzie miał barwę jak szampan.
Unoszę rozpostartą dłoń i wymierzam jej mocnego klapsa, tuż nad spojeniem ud.
Oddech staje jej w gardle. Chce się podnieść, ale przygważdżam ją na wysokości krzyży,
a gładząc drugą ręką, powoli pieszczę obszar, który tuż przed chwilą poczęstowałem klapsem.
Nieruchomieje.
Dyszy.
Wyczekuje.
Tak. Zaraz to powtórzę.
Daję jej drugiego, trzeciego, czwartego klapsa.
Wykrzywia się z bólu, zaciska kurczowo powieki. Ale nie prosi mnie, bym przestał, chociaż
wije się między moimi nogami.
– Nie ruszaj się albo będę cię prał dłużej – ostrzegam.
Rozmasowuję jej słodkie ciało i znów daję klapsy. Na przemian – lewy pośladek, prawy
pośladek, środek.
Krzyczy. Ale nie odrywa rąk od prześcieradła i nadal nie prosi, bym przestał.
– Dopiero się rozgrzewam. – Mam ochrypły głos. Znów smagam ją dłonią, po czym sunę nią
po różowym śladzie na pośladku. Jej dupka ślicznie różowieje. Wygląda bosko.
Znów klaps.
A ona znów krzyczy.
– Nikt cię nie usłyszy, maleńka, tylko ja.
Daję jej klapsa za klapsem – zachowując identyczny wzorzec; lewy pośladek, prawy
pośladek, środek – i za każdym razem piszczy. Kiedy dochodzę do osiemnastu, przestaję. Jestem
bez tchu, dłoń mnie piecze, wacek stoi na baczność.
– Dość – chrypię, próbując złapać oddech. – Dobra robota, Anastasio. Teraz cię zerżnę.
Delikatnie masując, obiegam dłonią zaróżowione półkule i sunę w dół. Jest mokra.
A ja sztywnieję jeszcze bardziej.
Wnikam dwoma palcami do pochwy.
– Poczuj to. Przekonaj się, jak bardzo twoje ciało to lubi. Jesteś zlana. Tylko dla mnie. –
Wsuwam i wysuwam palce, a ona jęczy, jej ciało z każdym moim ruchem owija się wokół
palców, jej oddech przyspiesza.
Wyciągam palce.
Pożądam jej. Teraz.
– Następnym razem nauczę cię liczyć. Gdzie ten kondom? – Biorę go z prześcieradła
i łagodnie zsuwam ją na łóżko. Leży twarzą w dół. Rozpinam rozporek, nie zawracając sobie
głowy zdejmowaniem dżinsów, raz-dwa rozprawiam się z opakowaniem, nawijam kondom
szybko i sprawnie. Unoszę jej biodra tak, że przechodzi do klęku, i gdy staję za nią, jej tyłek
w całej swej różowej krasie celuje w sufit.
– Teraz cię wezmę. Możesz dojść – warczę, pieszcząc jej zadek i biorąc fiuta w dłoń. Jednym
szybkim pchnięciem jestem w niej.
Jęczy, gdy pracuję. W nią. Z niej. W nią. Z niej. Łomocę, patrząc, jak wacek znika z pola
widzenia poniżej różowej dupki.
Ana szeroko rozdziawia usta, coraz cieńszym głosem stęka i jęczy z każdym pchnięciem.
Skończ już, Anastasio.
Zaciska się wokół mnie i krzyczy, gdy gwałtownie dochodzi.
– Och, Ana! – Podążam za nią poza krawędź, szczytuję, tracąc wszelkie poczucie czasu
i miejsca.
Padam obok niej, kładę ją na sobie, obejmuję, szepczę jej we włosy:
– Och, maleńka, witaj w moim świecie.
Jej ciężar mnie przygważdża, lecz Ana nie próbuje mnie dotknąć. Ma zamknięte oczy i jej
oddech wraca do normy. Gładzę jej włosy. Delikatne, w kolorze ciemnego mahoniu, lśnią
w świetle nocnej lampki. Ana pachnie sobą, jabłkami i seksem. Ten zapach uderza do głowy.
– Dobra robota, maleńka.
Nie zalała się łzami. Robiła, co jej kazałem. Sprostała każdemu wyzwaniu, przed którym ją
postawiłem; jest naprawdę nadzwyczajna. Bawię się cienkim ramiączkiem taniej bawełnianej
haleczki.
– Sypiasz w czymś takim?
– Tak. – Ma senny głos.
– Powinnaś chodzić w jedwabiach i satynach, piękna dziewczyno. Wezmę cię na zakupy.
– Lubię mój dres – kłóci się.
Oczywiście, że lubi.
Całuję ją we włosy.
– Zobaczymy.
Zamykając oczy, rozkoszuję się cichą chwilą, napełnia mnie od środka, rozgrzewa dziwne
poczucie spełnienia.
Jest dobrze. Za dobrze.
– Muszę iść – mruczę i całuję ją w czoło. – W porządku?
– W porządku – odpowiada lekko stłumionym głosem.
Delikatnie wydobywam się spod niej i wstaję.
– Gdzie masz łazienkę? – pytam, zdejmując zużytą prezerwatywę i zapinając dżinsy.
– W korytarzu w lewo.
W łazience pozbywam się prezerwatywy do kosza na śmieci i zauważam na półce oliwkę dla
niemowląt.
Tego mi trzeba.
Kiedy wracam, jest ubrana i unika mojego wzroku. Czemu nagle taka nieśmiała?
– Znalazłem trochę oliwki dla niemowląt. Pozwól, że wetrę ci w pupę.
– Nie. Wszystko w porządku – mówi, oglądając paznokcie i nadal unikając mojego wzroku.
– Anastasio – mówię ostrzegawczo.
Proszę, rób, co ci kazano.
Siadam za nią i ściągam jej spodnie. Wyciskam na rękę trochę oliwki i czule wcieram
w obolałą dupkę.
Buntowniczym gestem bierze się pod boki, ale milczy.
– Lubię cię dotykać – mówię sam do siebie. – Gotowe. – Naciągam na nią dres. – Teraz
wychodzę.
– Odprowadzę cię – mówi cicho, stając z boku.
Biorę ją za rękę i niechętnie puszczam, gdy docieramy do frontowych drzwi. Po części nie
chcę wyjść.
– Nie musisz zadzwonić po Taylora? – pyta, wzrok mając utkwiony w zamku błyskawicznym
mojej skórzanej kurtki.
– Taylor jest tu od dziewiątej. Spójrz na mnie.
Wielkie niebieskie oczy zerkają na mnie spod długich czarnych rzęs.
– Nie płakałaś. – Mój głos jest cichy.
I pozwoliłaś mi dać ci lanie. Jesteś zadziwiająca.
Chwytam ją w objęcia i całuję, wlewając w pocałunek wdzięczność i ściskając ją mocno.
– W niedzielę – rozgorączkowany szepczę przy jej ustach. Nagle uwalniam ją z uścisku,
zanim pokusi mnie spytać, czy mogę zostać, i wychodzę na zewnątrz, gdzie Taylor czeka w SUVie.
W samochodzie oglądam się, ale zniknęła. Prawdopodobnie zmęczona… jak ja.
Miło zmęczony.
To była moja najprzyjemniejsza konwersacja na temat granic do zaakceptowania, jaką
kiedykolwiek odbyłem.
Niech to cholera, ta kobieta jest nieprzewidywalna. Zamykając oczy, widzę, jak mnie
ujeżdża, ekstatycznie odchylając głowę. Nie robi nic na pół gwizdka. Oddaje się na setkę.
I pomyśleć, że zaledwie tydzień temu po raz pierwszy uprawiała seks.
Ze mną. I z nikim innym .
Uśmiecham się szeroko, wyglądając z okna samochodu, ale widzę tylko własną twarz, zjawę
na szkle. Więc zamykam oczy i oddaję się snom na jawie.
Trenowanie jej będzie wielką przyjemnością.

Taylor budzi mnie z drzemki.
– Jesteśmy na miejscu, panie Grey.
– Dziękuję – mamroczę. – Rano mam spotkanie.
– W hotelu?
– Tak. Wideokonferencja. Nie trzeba będzie mnie nigdzie zawieźć. Ale chciałbym wyjechać
przed lunchem.
– Na którą chciałby pan być spakowany?
– Na wpół do jedenastej.
– Znakomicie, proszę pana. To blackberry, o którym pan mówił, zostanie dostarczone pannie
Steele jutro.
– Dobrze. Coś mi się przypomniało. Możesz jutro zabrać jej starego garbusa i się go pozbyć?
Nie chcę, żeby nim jeździła.
– Oczywiście. Mam znajomego, który doprowadza do użytku stare samochody. Może być
zainteresowany. Załatwię to. Czy coś jeszcze?
– Nie, dziękuję. Dobranoc.
– Dobranoc.
Zostawiam Taylora, by odprowadził SUV-a na parking, i udaję się do apartamentu.
Otwieram butelkę gazowanej wody mineralnej z lodówki, siadam przy biurku i włączam
laptop.
Żadnych pilnych e-maili.
Ale tak naprawdę chcę powiedzieć dobranoc Anie.

Od: Christian Grey
Temat: Ty
Data: 26 maja 2011 23:14
Do: Anastasia Steele
Droga Panno Steele,
jesteś po prostu przewyborna. Najpiękniejsza, najinteligentniejsza, najdowcipniejsza
i najodważniejsza kobieta, jaką poznałem. Weź jakiś środek przeciwbólowy – to nie
prośba. I nie jeźdź więcej garbusem. Dowiem się.
Christian Grey
Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

Zapewne będzie spała, ale na wszelki wypadek pozostawiam laptop otwarty i sprawdzam
e-maile. Jej odpowiedź pojawia się po kilku minutach.

Od: Anastasia Steele
Temat: Pochlebstwa
Data: 26 maja 2011 23:20
Do: Christian Grey
Drogi Panie Grey,
pochlebstwa nic Panu nie dadzą, ale że był Pan wszędzie, sprawa jest dyskusyjna.
Będę musiała przejechać garbuskiem do warsztatu, żeby go sprzedać – więc ani mi się
śni przyjmować z głęboką wdzięcznością jakiekolwiek Twoje bzdury na ten temat.
Czerwone wino jest lepsze niż środki przeciwbólowe.
Ana
PS Chłosta trzcinką to dla mnie NIEPRZEKRACZALNA granica.

Pierwsze wersy doprowadzają mnie do śmiechu. Och, maleńka, nie byłem wszędzie tam ,
gdzie chcę być z tobą. Czerwone wino po szampanie? Niezbyt mądra mieszanka, a trzcinka
spada z listy. Zastanawiam się, co jeszcze jej się nie spodoba, gdy piszę odpowiedź.

Od: Christian Grey
Temat: Frustrujące kobiety, które nie potrafią przyjmować komplementów
Data: 26 maja 2011 23:26
Do: Anastasia Steele
Droga Panno Steele,
nie komplementuję Cię. Powinnaś iść do łóżka.
Akceptuję Twój dodatek do nieprzekraczalnych granic.
Nie pij za dużo.
Taylor pozbędzie się Twojego samochodu i przy okazji dostanie za niego dobrą cenę.
Christian Grey
Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

Mam nadzieję, że teraz już jest w łóżku.

Od: Anastasia Steele
Temat: Czy Taylor się do tego nadaje?
Data: 26 maja 2011 23:40
Do: Christian Grey
Drogi Panie,
jestem zaintrygowana faktem, że z radością ryzykujesz życie człowieka, który jest
Twoją prawą ręką, a nie jakiejś baby, którą od przypadku pieprzysz. Skąd ta pewność, że
Taylor na pewno załatwi mi najlepszą cenę za rzeczony samochód? Dawniej,
prawdopodobnie zanim Cię poznałam, byłam znana z tego, że umiem się targować jak
należy.
Ana

Co, u diabła? Jakaś baba, którą od przypadku pieprzę?
Muszę wziąć głęboki oddech. Jej odpowiedź mnie rani… nie, doprowadza do furii. Jak śmie
tak o sobie mówić? Jako moja uległa jest kimś daleko ważniejszym. Będę jej oddany. Czy nie
zdaje sobie z tego sprawy?
I targowała się ze mną jak należy. Dobry Boże! Wystarczy spojrzeć na wszystkie ustępstwa,
które zrobiłem w kontrakcie.
Liczę do dziesięciu, by się uspokoić, i wyobrażam sobie siebie na pokładzie „Grace”, mojego
katamaranu płynącego cieśniną.
Flynn byłby ze mnie dumny.
Odpowiadam.

Od: Christian Grey
Temat: Uważaj…!
Data: 26 maja 2011 23:44
Do: Anastasia Steele
Droga Panno Steele,
zakładam, że przemawia przez Ciebie CZERWONE WINO i że miałaś bardzo
wyczerpujący dzień.
Chociaż kusi mnie wrócić i postarać się, żebyś nie mogła usiąść przez tydzień, nie przez
jeden wieczór.
Taylor jest byłym żołnierzem, umie prowadzić wszystko, od motocykla po czołg. Twój
samochód nie przedstawia dla niego ryzyka.
Proszę bardzo, nie mów o sobie „jakaś baba, którą od przypadku pieprzę”, bo szczerze
mówiąc, doprowadza mnie to do SZAŁU, i naprawdę lepiej, żebyś mnie nie poznała,
kiedy jestem zły.
Christian Grey
Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

Robię powolny wydech, zwalniając rytm pracy serca. Kto jeszcze potrafiłby tak mi zaleźć za
skórę?
Nie odpowiada od razu. Może jest spłoszona moją odpowiedzią. Sięgam po książkę, ale
wkrótce przyłapuję się na tym, że czytam ten sam akapit trzeci raz, czekając na jej odpowiedź.
Nie wiedzieć który raz spoglądam na ekran.

Od: Anastasia Steele
Temat: Sam sobie uważaj!
Data: 26 maja 2011 23:57
Do: Christian Grey
Drogi Panie Grey,
nie jestem pewna, czy Cię w ogóle lubię, zwłaszcza w tej chwili.
Panna Steele

Gapię się w jej odpowiedź i cały mój gniew gaśnie i umiera, zatopiony falą niepokoju.
Niech to szlag.
Czy ona to napisała?


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz