16 wrz 2016

ŚRODA 1 CZERWCA 2011 (2 CZĘŚĆ)

– Co tutaj robisz, Anastasio?
– Właśnie ci powiedziałam.
Zakończ jej cierpienie, Grey.
– Nie, nie kochałem jej.
Wyraźnie się rozluźnia, a na jej twarzy pojawia się ulga. To właśnie chciała usłyszeć.
– Prawdziwa z ciebie zielonooka bogini, Anastasio. Kto by pomyślał?
Ale czy jesteś moją zielonooką boginią?
– Stroi pan sobie ze mnie żarty, panie Grey?
– Nie odważyłbym się – odpowiadam.
– Och, myślę, że byś się odważył, i myślę, że to robisz. Często. – Uśmiecha się i idealnie
równymi zębami przygryza dolną wargę.
Robi to celowo.
– Proszę przestać przygryzać wargę. Jesteś w moim pokoju, nie widziałem cię od trzech dni
i przeleciałem kawał świata, żeby się z tobą spotkać.
Muszę mieć pewność, że między nami wszystko jest dobrze, a sposób znam tylko jeden.
Chcę ją przelecieć, porządnie.
Dzwoni mój telefon, ale wyłączam go, nawet nie sprawdzając kto to. Może zaczekać.
Podchodzę do niej.
– Pragnę cię, Anastasio. Teraz. I ty pragniesz mnie. Dlatego przyszłaś.
– Naprawdę chciałam wiedzieć – mówi.
– Skoro już wiesz, zostaniesz czy sobie pójdziesz? – pytam, stając na wprost niej.
– Zostaję – odpowiada, patrząc mi wymownie w oczy.
– Och, rozumiem.
Odwzajemniam spojrzenie, zachwycony jej pociemniałymi źrenicami.
– Byłaś na mnie taka zła – szepczę.
Nigdy dotąd nie musiałem się przejmować czyimś gniewem, liczyć się z czyimiś uczuciami.
– Tak.
– Jak dotąd tylko moja rodzina bywała na mnie zła. Ale to miłe.
Koniuszkami palców delikatnie muskam jej policzek. Ana zamyka oczy i pod moim
dotykiem przechyla głowę. Pochylam się i nosem przesuwam po jej nagim ramieniu, do ucha,
wdychając jej słodki zapach i czując, jak w moim ciele budzi się pożądanie. Ręką ujmuję jej kark
i zanurzam palce w jej włosach.
– Powinniśmy porozmawiać – odzywa się szeptem.
– Później.
– Tyle rzeczy chcę ci powiedzieć.
– Ja tobie także.
Całuję zagłębienie pod jej uchem i pociągam ją za włosy, żeby odchyliła głowę, pozwalając
mi sięgnąć ustami jej szyi. Kąsam ją delikatnie w brodę i sunę w dół. Moje ciało śpiewa.
– Pragnę cię – szepczę i całuję miejsce, w którym pod skórą wyczuwam puls. Jęczy i chwyta
mnie za ramiona. Zamieram na sekundę, ale ciemność pozostaje uśpiona.
– Krwawisz? – pytam ją pomiędzy pocałunkami.
Zamiera.
– Tak – mówi.
– Masz skurcze?
– Nie. – Mówi cicho, ale jest wyraźnie skrępowana.
Przestaję ją całować i zaglądam jej w oczy. Czego się wstydzi? Przecież to jej ciało.
– Zażyłaś pigułkę?
– Tak.
Dobrze.
– Chodź, weźmiemy kąpiel.
Wchodzimy do luksusowej łazienki i puszczam rękę Any. Jest gorąco i wilgotno, nad wanną
unosi się łagodnie para. Robi mi się gorąco, dżinsy i lniana koszula lepią mi się do skóry.
Ana na mnie patrzy, skórę ma wilgotną.
– Masz gumkę do włosów? – pytam. Zaraz włosy zaczną się jej kleić do twarzy. Ana
wyjmuje gumkę z kieszeni dżinsów. – Zepnij włosy – mówię, a ona szybko i z wdziękiem
wykonuje polecenie.
Grzeczna dziewczynka. Przestała się kłócić.
Kilka kosmyków wymyka się jej z kucyka, ale wygląda uroczo. Zakręcam kurek i wziąwszy
Anę za rękę, prowadzę ją do innej części łazienki, gdzie wielkie złocone lustro wisi nad
umywalką wpuszczoną w marmurowy blat. Patrzę w jej oczy w lustrze. Proszę, żeby zdjęła
sandały. Ściąga je pośpiesznie i zostawia rzucone na podłogę.
– Podnieś ręce – szepczę.
Unoszę jej śliczną bluzeczkę, odsłaniając piersi. Sięgam od tyłu rękami, odpinam górny guzik
w dżinsach i rozsuwam zamek.
– Wezmę cię w łazience, Anastasio.
Patrzy mi w oczy w lustrze i oblizuje wargi. W miękkim świetle jej źrenice błyszczą
podnieceniem. Nachylam się i obsypuję łagodnymi pocałunkami jej szyję. Wsuwam kciuki za
pasek jej dżinsów i wolno zsuwam je ze ślicznego tyłeczka, po drodze chwytając też majtki.
Klękam za nią i ściągam jej dżinsy aż do stóp.
– Wyjdź z nich – rozkazuję.
Chwytając się krawędzi umywalki, posłusznie zrzuca dżinsy; jest teraz naga, a ja mam
przed oczami jej dupcię. Rzucam dżinsy, majtki i bluzkę na biały taboret pod umywalką
i rozmyślam o tym wszystkim, co mógłbym zrobić z jej pupą. Między jej nogami zauważam
niebieski sznureczek; wciąż ma włożony tampon, na razie więc tylko delikatnie całuję i kąsam jej
pośladki. Kiedy wstaję, nasze spojrzenia znowu spotykają się w lustrze. Kładę rękę na jej
gładkim, płaskim brzuchu.
– Popatrz na siebie. Jesteś piękna. Poczuj swój dotyk.
Chwytam jej obie ręce i przytrzymując swoimi dłońmi, rozsuwam jej palce, by leżały płasko
na jej brzuchu.
– Poczuj, jaką masz miękką skórę – szepczę.
Zataczając szerokie kręgi jej dłońmi, delikatnie i powoli przesuwam nimi po jej ciele, w górę,
aż do piersi.
– Zobacz, jakie masz pełne, jędrne piersi.
Przytrzymuję jej ręce tak, by objęła nimi piersi. Łagodnie drażnię kciukami jej sutki. Jęczy
i wygina się w łuk, pchając piersi w nasze złączone dłonie. Raz po raz delikatnie pociągam za
brodawki i z rozkoszą obserwuję w lustrze, jak twardnieją i wydłużają się pod naszym dotykiem.
Podobnie jak pewna część mojego ciała.
Ana przymyka oczy i wije się w moich objęciach, pośladkami ocierając się o mój wzwód.
Jęczy z głową wspartą o moje ramię.
– Właśnie tak, maleńka – mruczę w jej szyję, rozkoszując się jej budzącym się pod moim
dotykiem ciałem.
Zsuwam jej ręce w dół bioder, potem prowadzę ku jej włosom łonowym. Wsuwam jedną
nogę pomiędzy jej uda i rozpycham ją coraz szerzej i szerzej, kierując jej dłonie, najpierw jedną,
potem drugą, ku jej kobiecości. Zmuszam, by palcami raz za razem pieściła swoją łechtaczkę.
Jęczy, a ja patrzę w lustrze, jak wije się z rozkoszy.
Boże, prawdziwa z niej bogini.
– Spójrz, jak promieniejesz, Anastasio. – Całuję i skubię wargami jej kark, po czym ją
puszczam i zostawiam bezwładnie wspartą o umywalkę. Cofam się o krok i patrzę, jak otwiera
oczy.
– Nie przerywaj – mówię, ciekawy, co zrobi.
Waha się przez moment i zaczyna pieścić się jedną ręką, choć już nawet w połowie nie tak
entuzjastycznie.
Och, nic z tego nie będzie.
Szybko zdzieram z siebie przepoconą koszulę, dżinsy i slipy, wypuszczając na wolność moją
erekcję.
– Wolisz, jak ja to robię? – pytam, patrząc w lustrze w jej rozpłomienione oczy.
– O tak, proszę – odpowiada głosem drżącym z rozpaczliwego pożądania.
Obejmuję ją, wtulając się w nią od tyłu. Mój penis leży w rowku między jej pięknymi,
cudownymi pośladkami. Znowu ujmuję ją za ręce i kieruję w stronę łechtaczki, na zmianę, raz za
razem, naciskając ją, gładząc, podniecając. Skomle, kiedy ssę i kąsam jej kark. Nogi zaczynają jej
drżeć. Gwałtownie obracam ją twarzą do siebie. Jedną ręką chwytam ją za nadgarstki, drugą
ciągnę za kucyk, podnosząc ku sobie jej usta. Całuję ją, pożeram jej usta, rozkoszując się
smakiem: soku pomarańczowego i słodkiej, przesłodkiej Any. Oddech ma chrapliwy, jak ja.
– Kiedy zaczął ci się okres, Anastasio?
Chcę cię pieprzyć bez prezerwatywy.
– Wczoraj – dyszy.
– Dobrze. – Odsuwam się i obracam ją. – Trzymaj się umywalki – rozkazuję.
Chwytam ją za biodra, unoszę i pociągam ku sobie, zmuszając, żeby się pochyliła. Moja ręka
wędruje między jej nogi, ku niebieskiemu sznureczkowi. Wyszarpnąwszy jednym ruchem
tampon, wrzucam go do toalety. Ana – jak podejrzewam – z wrażenia wciąga gwałtownie
powietrze, ale ja chwytam swojego penisa i szybko w nią wchodzę.
Ze świstem oddycham przez zaciśnięte zęby.
Kurwa. Ależ jest cudowna. Wspaniałe uczucie. Jej skóra na mojej.
Odchylam się i wchodzę w nią znowu, czując każdy jej rozkoszny, gładki centymetr. Ona
jęczy i napiera na mnie.
O tak, Ano.
Chwyta się mocniej marmurowego blatu, a ja poruszam się coraz szybciej, przytrzymuję ją
za biodra, narastam… narastam, uderzam jeszcze mocniej. Pożądam jej. Posiadam ją.
Nie bądź zazdrosna, Ano. Pragnę tylko ciebie.
Ciebie.
Ciebie.
Palcami odnajduję jej łechtaczkę i drażnię ją, pieszczę i stymuluję, aż nogi znowu zaczynają
jej dygotać.
– Właśnie tak, maleńka – mruczę ochryple i uderzam w nią karzącym rytmem jesteś-moja.
Nie kłóć się ze mną, Ano. Nie sprzeciwiaj.
Wwiercam się w nią i jej nogi sztywnieją, a ciało zaczyna dygotać. Nagle wydaje krzyk,
zatracona w orgazmie, który pochłania też mnie.
– Och, Ano – wyrywa mi się, gdy już dłużej nie mogę, i wytryskuję w nią z całą siłą.
Kurwa.
– Och, maleńka, czy kiedykolwiek zdołam się tobą nasycić? – szepczę, tonąc w niej cały.
Wolno osuwam się na podłogę, pociągając ją za sobą. Tulę ją w ramionach. Siada, wciąż
jeszcze zdyszana, i opiera głowę o moje ramię.
Słodki Jezu.
Czy było tak kiedykolwiek?
Całuję jej włosy, a ona uspokaja się, z zamkniętymi oczami, z wolna odzyskując normalny
oddech. Oboje jesteśmy spoceni w gorącej, wilgotnej łazience, ale nie chciałbym teraz być nigdzie
indziej.
Porusza się.
– Krew mi leci – mówi.
– Mnie to nie przeszkadza. – Nie chcę wypuścić jej z objęć.
– Zauważyłam – mówi oschle.
– Tobie przeszkadza?
Nie powinno. To zupełnie naturalne. Znałem tylko jedną kobietę, która wzdragała się przed
seksem w czasie miesiączki, ale zupełnie nie zwracałem na to uwagi.
– Nie, wcale. – Ana zerka na mnie przejrzyście błękitnymi oczami.
– Dobrze. Teraz się wykąpiemy.
Wypuszczam ją z ramion, a ona ze zmarszczonym czołem wpatruje się w moją pierś.
Odrobinę blednie i spogląda na mnie zamglonym wzrokiem.
– Co się stało? – pytam zaniepokojony jej miną.
– Twoje blizny. Nie są po ospie.
– Nie, nie są. – Ton mam lodowaty.
Nie chcę o tym rozmawiać.
Wstaję i wyciągam do niej rękę, by również się podniosła. W jej oczach maluje się
przerażenie.
Za chwilę pojawi się współczucie.
– Nie patrz na mnie w ten sposób – mówię ostrzegawczo i puszczam jej rękę.
Nie chcę twojego pieprzonego współczucia, Ano. Nawet nie próbuj.
Ana wpatruje się w swoją rękę, jak mniemam, przywołana do porządku.
– Ona ci to zrobiła? – odzywa się niemal niesłyszalnie.
Patrzę na nią z gniewem i nic nie mówię, starając się powstrzymać narastającą we mnie
wściekłość. Moje milczenie sprawia, że Ana podnosi na mnie wzrok.
– Ona? – cedzę. – Pani Robinson?
Słysząc mój ton, Ana blednie.
– Ona nie jest jakimś zwierzęciem, Anastasio. Oczywiście, że nie ona. Naprawdę nie
pojmuję, czemu ją tak demonizujesz.
Ana pochyla głowę, by uniknąć mojego spojrzenia, mija mnie szybko i wchodzi do wanny.
Zanurza się w pianie tak, że nie widzę już jej ciała. Patrzy na mnie ze skruszoną miną i mówi:
– Zastanawiam się, jaki byś był, gdybyś jej nie spotkał. Gdyby nie nauczyła cię, hm, takiego
stylu życia.
Psiakrew. Znowu wróciliśmy do Eleny.
Podchodzę do wanny, zanurzam się i siadam na podwodnej ławeczce, by Ana nie mogła mnie
dotknąć. Patrzy na mnie, czekając, co odpowiem. Milczenie między nami narasta, aż nie słyszę
nic poza dudnieniem krwi w uszach.
Kurwa.
Nie odrywa ode mnie wzroku.
Odpuść, Ano!
Nie. Nic z tego.
Potrząsam głową. Niemożliwa kobieta.
– Gdyby nie pani Robinson, poszedłbym zapewne w ślady mojej rodzonej matki.
Wsuwa mokry kosmyk za ucho i wciąż milczy.
Co mam jej powiedzieć o Elenie? Zastanawiam się, co nas łączyło: Elenę i mnie. Myślę
o tamtych pełnych namiętności latach. O tajemnicy. Tajnych schadzkach. Bólu. Rozkoszy.
Uwolnieniu… Ładzie i porządku, jakie zaprowadziła w moim świecie.
– Kochała mnie w sposób, który był dla mnie… do przyjęcia – mówię w zadumie, w zasadzie
sam do siebie.
– Do przyjęcia? – powtarza Ana z niedowierzaniem.
– Tak.
Ana czeka na ciąg dalszy.
Chce więcej.
Cholera.
– Zawróciła mnie ze ścieżki ku samozagładzie, którą podążałem. – Głos mam cichy. –
Trudno dorastać w idealnej rodzinie, jeśli samemu nie jest się idealnym.
Bierze głęboki oddech.
Cholera. Nie znoszę o tym mówić.
– Czy ona wciąż cię kocha?
Nie!
– Nie wydaje mi się, przynajmniej nie w ten sposób. W kółko ci to powtarzam, to było
bardzo dawno temu. To już przeszłość. Nie mógłbym jej zmienić, nawet gdybym chciał, a nie
chcę. Uratowała mnie przed samym sobą. Nigdy z nikim o tym nie rozmawiałem. Z wyjątkiem
doktora Flynna, ma się rozumieć. Z tobą rozmawiam o tym wyłącznie dlatego, że chcę, abyś mi
ufała.
– Ale ja ci ufam – mówi. – Chcę tylko poznać cię lepiej, a zawsze kiedy próbuję z tobą
rozmawiać, rozpraszasz mnie. Tylu rzeczy chcę się dowiedzieć.
– Och, na litość, Anastasio. Co chcesz wiedzieć? Co mam zrobić?
Wpatruje się w swoje schowane pod wodą ręce.
– Po prostu próbuję zrozumieć. Jesteś jedną wielką zagadką. Nigdy wcześniej nikogo takiego
nie znałam. Cieszę się, że mówisz to, co chcę wiedzieć.
Wiedziona nagłym impulsem przesuwa się w wodzie i siada obok mnie tak, że nasze ciała
się stykają.
– Proszę, nie złość się na mnie – mówi.
– Nie złoszczę się, Anastasio. Po prostu nie przywykłem do tego rodzaju rozmów, takiego
drążenia. Tak rozmawiam tylko z doktorem Flynnem i z…
Niech to.
– Z nią? Z panią Robinson? Rozmawiasz z nią – mówi cicho, lekko chropawym głosem.
– Tak, rozmawiam.
– O czym?
Obracam się twarzą ku niej tak gwałtownie, że woda wylewa się z wanny na podłogę.
– Nie dajesz za wygraną, co? O życiu, wszechświecie, interesach, Anastasio. Panią R. i mnie
wiele łączy. Możemy rozmawiać o wszystkim.
– O mnie? – pyta.
– Tak.
– Czemu rozmawiacie o mnie? – pyta, teraz już naburmuszona.
– Nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty, Ana stasio.
– Co to znaczy? Nikogo, kto z automatu nie podpisał spisanej przez ciebie umowy, nie

zadawał żadnych pytań?
Kręcę głową. Nie.
– Potrzebuję rady.
– I pani Pedo ci doradza? – prycha.
– Anastasio, wystarczy – niemal krzyczę. – Chcesz, żebym przełożył cię przez kolano? Ona
nie interesuje mnie ani romantycznie, ani seksualnie. Jest drogą mi przyjaciółką i partnerką
w interesach. Nic ponad to. Mamy wspólną przeszłość, łączy nas historia, która była dla mnie
monumentalnym błogosławieństwem, chociaż jej zniszczyła małżeństwo, ale ta strona naszej
znajomości już się zakończyła.
Prostuje się.
– I twoi rodzice nigdy się nie dowiedzieli?
– Nie – odpowiadam burkliwie. – Już ci mówiłem.
Spogląda na mnie z rezerwą, wie bowiem, że posunęła się za daleko.
– Skończyłaś? – pytam.
– Na razie.
Bogu niech będą dzięki. Nie kłamała, mówiąc, że o bardzo wielu rzeczach chce mi
powiedzieć. Ale nie rozmawiamy o tym, o czym ja chcę mówić. Muszę wiedzieć, na czym stoję.
Czy nasz układ ma szanse.
Korzystaj, póki możesz, Grey.
– Zgoda, moja kolej. Nie odpowiedziałaś na mojego maila.
Wsuwa włosy za ucho, potem kręci głową.
– Miałam to zrobić. Ale nagle się pojawiłeś.
– Wolałabyś, żeby było inaczej? – Wstrzymuję oddech.
– Nie, bardzo się cieszę.
– Dobrze. Ja też się cieszę, że tu jestem, mimo że mnie przesłuchujesz. I chociaż
ewentualnie mogę się zgodzić, że mnie przepytujesz, czy uważasz, że należy ci się jakiś
immunitet tylko dlatego, że przeleciałem taki kawał świata, żeby cię ujrzeć? Nie kupuję tego,
panno Steele. Chcę wiedzieć, co czujesz.
Ściąga brwi.
– Powiedziałam ci. Cieszę się, że tu jesteś. Dziękuję, że się fatygowałeś.
Mówi szczerze.
– Cała przyjemność po mojej stronie.
Nachylam się, żeby ją pocałować, a ona otwiera się niczym kwiat, szczodra i spragniona.
Odsuwam się.
– Nie, chyba jednak pragnę się czegoś dowiedzieć, zanim posuniemy się dalej.
Wzdycha i wraca to pełne rezerwy spojrzenie.
– Co mam ci powiedzieć?
– Na przykład co myślisz o umowie, którą być może zawrzemy.
Krzywi się lekko, jakby jej odpowiedź miała okazać się nie do zniesienia.
O matko.
– Nie wiem, czy zdołam to wytrzymać przez dłuższy okres. Przez cały weekend być kimś,
kim tak naprawdę nie jestem.
Nie jest to „nie”. Co więcej, uważam, że ma rację.
Ujmuję ją pod brodę i zmuszam, by spojrzała mi w oczy.
– Nie, ja też tak nie myślę.
– Nabijasz się ze mnie?
– Tak, ale życzliwie. – Znowu ją całuję. – Nie najlepsza z ciebie uległa.
Otwiera usta ze zdumienia. Czyżby poczuła się dotknięta? A potem wybucha śmiechem,
słodkim, zaraźliwym śmiechem, i już wiem, że się nie obraziła.
– Może nie trafiłam na odpowiedniego nauczyciela.
Celna uwaga, panno Steele.
Także się śmieję.
– Może. Może powinienem traktować cię bardziej surowo. – Obserwuję wyraz jej twarzy. –
Czy kiedy zbiłem cię pierwszy raz, bardzo ci się nie podobało?
– W sumie było nie najgorzej – mówi, lekko się rumieniąc.
– Chodzi bardziej o sam pomysł? – dopytuję się.
– Chyba tak. Odczuwanie przyjemności tam, gdzie nie powinno jej być.
– Pamiętam, że czułem to samo. Trochę trwa, zanim się człowiek przyzwyczai.
Wreszcie o tym rozmawiamy.
– Anastasio, zawsze możesz użyć hasła bezpieczeństwa. Nie zapominaj o tym. I jeśli
będziesz przestrzegać zasad, które zaspokajają moją głęboką potrzebę sprawowania kontroli
i zapewniania ci bezpieczeństwa, może uda nam się pójść dalej.
– Dlaczego musisz mnie kontrolować?
– Ponieważ to zaspokaja moją potrzebę, a nie doświadczyłem tego jako małe dziecko.
– A więc to swego rodzaju terapia?
– Nigdy w ten sposób o tym nie myślałem, ale tak, chyba o to chodzi.
Kiwa głową.
– Ale jeszcze jedno – najpierw mówisz „nie sprzeciwiaj mi się”, a już po chwili, że to lubisz.
Trudno się w tym połapać.
– Rozumiem. Ale jak dotąd idzie ci świetnie.
– Ale jakim kosztem? Czuję się jak skrępowana.
– Lubię, kiedy jesteś skrępowana.
– Nie o to mi chodziło!
Uderza ręką w wodę, ochlapując mnie.
– Ochlapałaś mnie?
– Tak – mówi.
– Och, panno Steele. – Chwytam ją w pasie i sadzam sobie na kolanach, a woda znowu
wylewa się na podłogę. – Starczy już tego gadania.
Ujmuję ją za głowę i całuję, rozchylam językiem jej wargi i wpycham go w jej usta, panując
nad nią. Zanurza palce w moje włosy i odwzajemnia pocałunek, splatając swój język z moim.
Jedną ręką przechylam jej głowę, drugą zmuszam ją, by siadła na mnie okrakiem.
Odsuwam się, żeby złapać oddech. Oczy ma ciemne z pożądania. Łapię ją za nadgarstki
i jedną ręką przytrzymuję je za jej plecami.
– Teraz cię wezmę – oświadczam i podnoszę tak, aby znalazła się dokładnie nad moim
wzwodem. – Gotowa?
– Tak – dyszy, a ja powoli opuszczam ją na siebie, patrząc na nią, kiedy wypełniam ją sobą.
Jęczy i zamyka oczy, podsuwając mi pod twarz piersi.
O słodki Jezu.
Unoszę ją biodrami, wchodząc w nią głębiej i głębiej, i nachylam się, aż opieramy się o siebie
czołami.
Cudownie ją czuć.
– Proszę, puść moje ręce – odzywa się szeptem.
Otwieram oczy i widzę, jak ustami chwyta powietrze.
– Nie dotykaj mnie – proszę.
Uwalniam jej ręce i przytrzymuję jej biodra. Ona chwyta się krawędzi wanny i powoli
zaczyna mnie brać. W górę. I w dół. Tak powoli. Otwiera oczy i szuka mojego spojrzenia. Patrzy
na mnie. Ujeżdża mnie. Nachyla się i całuje mnie, wpychając mi język do ust. Zamykam oczy,
zatracając się w niej.
O tak, Ano.

Palce trzyma zanurzone w moich włosach, szarpie za nie i ciągnie, nie przestając całować,
splatając swój wilgotny język z moim. Trzymam ją za biodra i zaczynam podnosić coraz wyżej
i szybciej, ledwie zauważając, że woda przelewa się przez obramowanie wanny.
Ale nie zważam na to. Pragnę jej. Właśnie tak.
Tej pięknej kobiety, która jęczy w moje usta.
W górę. W dół. W górę. W dół. Raz za razem.
Oddaje mi się. Bierze mnie.
– Ach. – Rozkosz dławi jej gardło.
– Właśnie tak, maleńka – szepczę, a ona przyśpiesza wokół mnie i nagle krzyczy szarpana
paroksyzmem orgazmu.
Obejmuję ją, trzymam mocno i eksploduję w niej.
– Och, Ano, maleńka! – krzyczę i wiem, że nie chcę jej już nigdy wypuścić, pozwolić, by
odeszła.
Całuje mnie w ucho.
– To było… – mówi bez tchu.
– Tak. – Odsuwam ją od siebie, żeby móc na nią spojrzeć. Jest senna i zaspokojona. Ja chyba
wyglądam tak samo. – Dziękuję – mówię szeptem.
Nie wie, o co mi chodzi.
– Za to, że mnie nie dotykałaś – wyjaśniam.
Twarz jej łagodnieje i podnosi rękę. Zamieram. Ona jednak tylko potrząsa głową i wodzi
palcem po moich ustach.
– Powiedziałeś, że to twoja granica bezwzględna. Rozumiem. – I pochyla się, żeby mnie
pocałować. Budzi to we mnie nienazwane i groźne uczucie, które mnie dławi.
– Idziemy do łóżka. Chyba że musisz wracać do domu?
Przerażają mnie moje emocje.
– Nie, nigdzie nie muszę iść.
– Dobrze. Zostań.
Podnoszę ją i wychodzę z wanny, żeby przynieść nam obojgu ręczniki i rozwiać ogarniający
mnie niepokój.
Otulam ją ręcznikiem, swoim obwiązuję się w pasie, a jeszcze jeden rzucam na podłogę
w nieudanej próbie wytarcia powodzi. Ana idzie w stronę umywalki, a ja wypuszczam z wanny
wodę.
No. Wieczór był bardzo interesujący.
Ana miała rację. Dobrze, że porozmawialiśmy, chociaż nie wiem, czy doszliśmy do jakichś
wniosków.
Kiedy wychodzę z łazienki, myje zęby moją szczoteczką. Uśmiecham się na ten widok.
W sypialni sięgam po telefon i widzę, że dzwonił do mnie Taylor.
Piszę do niego SMS-a.

Wszystko w porządku?
O 6.00 wyjeżdżam, żeby polatać.

Taylor odpowiada natychmiast.

Dlatego dzwoniłem.
Pogoda zapowiada się dobrze.
Widzimy się na miejscu.
Dobranoc Panu.

Zabieram pannę Steele na lot szybowcem! Jestem tak zachwycony, że się uśmiecham, a gdy
Ana owinięta ręcznikiem wchodzi do pokoju, jestem jeszcze bardziej uradowany.
– Potrzebna mi torebka – mówi nieśmiało.
– Chyba zostawiłaś ją w salonie.
Wychodzi, a ja wracam do łazienki umyć zęby szczoteczką, którą ona miała właśnie
w ustach.
W sypialni zrzucam ręcznik, odrzucam prześcieradła i kładę się, czekając na Anę. Znowu
zniknęła w łazience i zamknęła za sobą drzwi.
Po chwili wraca. Zdejmuje ręcznik i kładzie się obok mnie, naga, z nieśmiałym uśmiechem.
Leżymy zwróceni do siebie twarzami, tuląc do siebie poduszki.
– Chcesz spać? – pyta, a oczy jej błyszczą.
– A co chcesz robić? – Znowu uprawiać seks?
– Rozmawiać.
Znowu rozmawiać. Boże. Uśmiecham się z westchnieniem.
– O czym?
– O czymś.
– To znaczy?
– O tobie.
– A mianowicie?
– Jaki jest twój ulubiony film?
Podobają mi się jej zadawane błyskawicznie pytania.
– Dzisiaj „Fortepian”.
Uśmiecha się do mnie radośnie.
– Oczywiście. Ależ jestem głupia. Ta smutna, ekscytująca muzyka, którą bez wątpienia
potrafisz zagrać. Jest pan człowiekiem wielu osiągnięć, panie Grey.
– Z których pani jest największym, panno Steele.
Uśmiecha się szeroko.
– A więc jestem siedemnasta.
– Siedemnasta?
– Z tyloma kobietami, hm… uprawiałeś seks.
O kuźwa.
– Nie dokładnie.
Przestaje się uśmiechać.
– Mówiłeś, że było ich piętnaście.
– Mówiłem o kobietach, które miałem w swoim pokoju zabaw. Myślałem, że o to ci chodzi.
Nie pytałaś, z iloma kobietami uprawiałem seks.
– Och. – Otwiera szerzej oczy. – Waniliowy? – pyta.
– Nie, tylko ty jesteś moją waniliową zdobyczą. – Z jakiegoś powodu jestem niezmiernie
z siebie zadowolony. – Nie potrafię podać liczby. Nie odhaczam każdej kolejnej na ramie łóżka.
– To o jakiej liczbie mówimy: dziesiątki, setki… tysiące?
– Dziesiątki. Zaledwie dziesiątki, na litość. – Jestem oburzony.

– Wszystkie były uległe?
– Tak.
– Przestań się uśmiechać – mówi wyniośle, bez skutku starając się zapanować nad własnym
uśmiechem.
– Nie potrafię. Jesteś zabawna.
Jestem nieco oszołomiony, kiedy tak się do siebie uśmiechamy.
– Zabawna dziwnie czy zabawna ha-ha?
– Myślę, że po trochu jedno i drugie.
– To wyjątkowo bezczelne, zwłaszcza z twojej strony.
Całuję ją w nos, żeby ją przygotować.
– To będzie dla ciebie szokiem, Anastasio. Gotowa?
Spogląda na mnie wyczekująco oczami pełnymi zachwytu.
Powiedz jej.
– To wszystkie uległe z okresu, kiedy ćwiczyłem. W całym Seattle i nie tylko są miejsca,
gdzie można się nauczyć tego, co robię.
– Och – wykrzykuje.
– Tak. Płaciłem za seks, Anastasio.
– To żaden powód do dumy – mówi gniewnie. – I masz rację, jestem głęboko zaszokowana.
Na dodatek zła, że ja ciebie niczym nie mogę zszokować.
– Założyłaś moją bieliznę.
– To cię szokuje?
– I poszłaś do moich rodziców bez majtek.
Wraca jej humor.
– To cię zszokowało?
– Tak.
– Najwyraźniej potrafię cię szokować wyłącznie w kwestii bielizny.
– Powiedziałaś, że jesteś dziewicą. To był największy szok, jakiego w życiu doznałem.
– To prawda, minę miałeś godną Oscara. – Chichocze i twarz jej się rozwesela.
– Zgodziłaś się na zabawy ze szpicrutą. – Uśmiecham się jak pieprzony kot z Cheshire.
Kiedy leżałem wyciągnięty nagi na łóżku obok kobiety i po prostu z nią rozmawiałem?
– To cię zaszokowało?
– Owszem.
– Cóż, może zgodzę się na to jeszcze raz.
– Och, panno Steele, bardzo na to liczę. W ten weekend?
– Okej – zgadza się.
– Okej?
– Tak, Christianie, jeszcze raz zrobię to w Czerwonym Pokoju Bólu.
– Mówisz do mnie po imieniu.
– To cię szokuje?
– Bardziej szokuje mnie fakt, że mi się to podoba.
– Christianie – szepcze, a mnie ogarnia ciepło, gdy słyszę, jak wypowiada moje imię.
Ana.
– Chcę coś jutro zrobić.
– Co takiego?
– To niespodzianka. Dla ciebie.
Ziewa. Jest zmęczona.
– Nudzę panią, panno Steele?
– Nigdy – przyznaje.
Nachylam się ku niej i szybko ją całuję.
– Śpij – rozkazuję i gaszę światło przy łóżku.
Po chwili słyszę jej równy oddech; śpi głęboko. Przykrywam ją, a sam obracam się na plecy
i wpatruję w obracający się pod sufitem wentylator.
Hm, rozmowa nie jest w sumie taka zła.
Przynajmniej dzisiaj tak było.
Dziękuję, Eleno…
I z błogim uśmiechem zamykam oczy.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz