20 lis 2016

ŚRODA 8 CZERWCA 2011

Mamusiu! Mamusiu! Mamusia śpi na podłodze. Bardzo długo już śpi. Potrząsam nią. Nie
budzi się. Jego już nie ma, ale mamusia dalej się nie budzi. Pić mi się chce. W kuchni
przystawiam krzesło do zlewu i piję wodę. Ochlapuję sobie sweterek. Mój sweterek jest
brudny. Mamusia wciąż śpi. Mamusiu, obudź się! Leży nieruchomo. Jest zimna. Idę po
swój kocyk, przykrywam mamusię i kładę się obok niej na lepkim zielonym dywanie.
Brzuszek mnie boli. Jest głodny, ale mamusia wciąż śpi. Mam dwa samochodziki. Jeden
jest żółty, drugi czerwony. Mój zielony samochodzik gdzieś się zgubił. Urządzam sobie
wyścig po podłodze, gdzie mamusia śpi. Chyba jest chora. Szukam czegoś do jedzenia.
W lodówce znajduję trochę groszku. Jest zimny. Jem go powoli. Boli mnie po nim
brzuszek. Zasypiam obok mamusi. Groszku już nie ma. W lodówce coś jest. Dziwnie
pachnie. Liżę to i język mi się przykleja. Jem to powoli. Jest paskudne. Piję wodę. Bawię
się samochodzikami i zasypiam obok mamusi. Mamusia jest bardzo zimna i nie chce się
obudzić. Drzwi otwierają się z trzaskiem. Przykrywam mamusię moim kocykiem.
Kurwa. Co tu się, do kurwy, stało? Och, głupia pieprzona dziwka. Cholera. Kurwa. Złaź mi
z drogi, ty mały gnojku. Kopie mnie i wali moją głową w podłogę. To boli. On kogoś woła
i wychodzi. Zamyka drzwi na klucz. Kładę się obok mamusi. Boli mnie głowa. Jest tu
jakaś policjantka. Nie. Nie. Nie. Nie dotykaj mnie. Nie dotykaj mnie. Nie dotykaj mnie.
Zostaję przy mamusi. Nie. Nie podchodź do mnie. Policjantka ma mój kocyk i łapie mnie.
Krzyczę. Mamusiu, mamusiu. Nie mogę mówić. Mamusia mnie nie słyszy. Nie umiem
nic powiedzieć.

Budzę się, dysząc gwałtownie, łapczywie wciągam powietrze i rozglądam się wokół siebie.
Och, dzięki Bogu, jestem w swoim łóżku. Strach powoli znika. Mam dwadzieścia siedem lat, nie
cztery. To się musi skończyć.
Kiedyś miałem koszmary pod kontrolą. Przytrafiały mi się raz na kilka tygodni, ale tak jak
teraz – śnią mi się co noc – nigdy nie było.
Odkąd odeszła.
Obracam się na plecy i leżę wpatrzony w sufit. Kiedy leżała obok mnie, ja spałem spokojnie.
Potrzebuję jej w swoim życiu, w swoim łóżku. Była dniem dla mojej nocy. Odzyskam ją.
Jak?
„Myślałeś, żeby być z nią w związku na jej zasadach?”
Ona chce romantycznej miłości, kwiatków i serduszek. Czy potrafię jej to dać? Próbuję
przypomnieć sobie jakieś romantyczne chwile w swoim życiu… Nie było żadnych, poza tymi
spędzonymi z Aną. Kiedy było „więcej”. Szybowanie, IHOP, lot „Charliem Tango”.
Może jednak bym potrafił. Zasypiam, a w myślach powtarzam jak mantrę: Ona jest moja.
Ona jest moja… Czuję jej zapach, dotyk jej miękkiej skóry, smak jej ust, słyszę jej jęki rozkoszy.
Wyczerpany zapadam w erotyczny, wypełniony Aną sen.
Budzę się nagle. Skóra cierpnie mi na głowie i przez chwilę mam wrażenie, że obudziłem się
nie sam, lecz przez coś. Siadam, drapię się po głowie i wzrokiem przeszukuję pokój.
Chociaż sen miałem bardzo cielesny, moje ciało nie zawiodło. Elena byłaby zadowolona.
Wczoraj przysłała mi SMS-a, ale jest teraz ostatnią osobą, z którą chcę rozmawiać – w tej chwili
pragnę robić zupełnie coś innego. Wstaję i wkładam strój do biegania.
Sprawdzę, co u Any.

Na jej ulicy panuje spokój, tłucze się tylko dostawcza ciężarówka i jakiś samotny spacerowicz
gwiżdże na psa. W jej mieszkaniu jest ciemno, okno w jej pokoju jest zasłonięte. Chowam się
w swojej kryjówce prześladowcy, patrzę w jej okna i rozmyślam. Muszę ułożyć plan – plan, jak ją
odzyskać.

– Poproszę tylko o croissanta, pani Jones.
Zamiera zaskoczona i unosi brew.
– Z dżemem morelowym? – odzyskuje mowę.
– Poproszę.
– Podgrzeję panu kilka. Pańska kawa.
– Dziękuję, Gail.
Uśmiecha się. Czy dlatego, że mam ochotę na croissanty? Jeśli ma to ją uszczęśliwić, będę je
jadł częściej.

Na tylnym siedzeniu audi układam plan. Muszę osobiście zbliżyć się do Any Steele, by zacząć
swoją kampanię mającą na celu jej odzyskanie. Dzwonię do Andrei i wiedząc, że o 7:15 nie ma jej
jeszcze w pracy, zostawiam na jej poczcie głosowej wiadomość. „Andreo, jak tylko przyjdziesz,
chcę sprawdzić mój rozkład zajęć na ten tydzień”. Pierwszym krokiem jest znalezienie czasu dla
Any. Do cholery, jakie są moje plany na ten tydzień? W tej chwili nie mam zielonego pojęcia.
Zwykle jakoś to wszystko ogarniam, ale ostatnio myślami byłem zupełnie gdzie indziej. Teraz
muszę się skupić na swojej misji. Dasz radę, Grey.
W głębi duszy jednak pragnę znaleźć w sobie odwagę. Niepokój ściska mi żołądek. Czy
zdołam przekonać Anę, by do mnie wróciła? Wysłucha mnie? Oby. To się musi udać. Tęsknię za
nią.

– Proszę pana, odwołałam wszystkie towarzyskie okazje na ten tydzień, poza jedną jutrzejszą –
nie wiem, co to jest. W kalendarzu jest tylko napisane „Portland”.
Tak! Pieprzony fotograf!
Uśmiecham się radośnie do Andrei, a ona zdumiona unosi brwi.
– Dziękuję, Andreo. To na razie wszystko. Przyślij do mnie Sama.
– Oczywiście, proszę pana. Życzy pan sobie jeszcze kawy?
– Poproszę.
– Z mlekiem?
– Tak. Latte. Dziękuję ci.
Uśmiecha się uprzejmie i wychodzi.
To jest to! Moja przepustka! Fotograf! No dobra… tylko co dalej?

Przedpołudnie upływa mi na jednym spotkaniu za drugim, a personel patrzy na mnie
niespokojnie, czekając, kiedy wybuchnę. Okej, to był mój modus operandi przez te ostatnie dni –
ale dzisiaj myślę jaśniej, jestem spokojniejszy i obecny duchem: radzę sobie ze wszystkim.
Nadeszła pora lunchu; trening z Claude’em przebiegł doskonale. Wszystko byłoby idealnie,
gdyby nie jedno: wciąż żadnych wieści o Leili. Wiemy tylko, że rozstała się z mężem i może być
dosłownie wszędzie. Jeśli tylko gdzieś się pojawi, Welch natychmiast ją znajdzie.
Umieram z głodu. Olivia stawia na moim biurku talerz.
– Pańska kanapka.
– Kurczak z majonezem?
– Yyy…
Patrzę na nią. Nic nie rozumie.
Zaczyna głupawo się tłumaczyć.
– Powiedziałem kurczak z majonezem, Olivio. To chyba nie jest takie trudne.
– Przepraszam, panie Grey.
– Już dobrze. Możesz odejść.
Widać, że jej ulżyło, ale zwleka z wyjściem.
Dzwonię do Andrei.
– Proszę pana?
– Przyjdź tutaj.
Andrea staje w drzwiach, spokojna i opanowana.
– Pozbądź się tej dziewczyny.
– Proszę pana, Olivia jest córką senatora Blandina.
– Może sobie być córką królowej pieprzonej Anglii. Zabierz ją z mojego biura.
– Dobrze, proszę pana – rumieni się Andrea.
– Znajdź sobie kogoś innego do pomocy – odzywam się łagodniejszym tonem. Nie chcę jej
zrażać.
– Tak, panie Grey.
– Dziękuję. To wszystko.
Uśmiecha się i wiem, że już wszystko w porządku. Jest świetną asystentką; nie chcę, żeby
odeszła tylko dlatego, że zachowuję się jak dupek. Andrea wychodzi, zostawiając mnie z moją
kanapką z kurczakiem – bez majonezu – i planem kampanii.
Portland.
Znam adres mailowy pracowników SIP. Sądzę, że Anastasii łatwiej będzie odpowiedzieć mi
na piśmie – zawsze lepiej jej to wychodziło. Od czego zacząć?

Droga Ano.

Nie.

Droga Anastasio.

Nie.

Droga Panno Steele.

Psiakrew!

Pół godziny później wciąż gapię się w pusty ekran komputera. Co mam, do diabła, powiedzieć?
Wróć… proszę.
Wybacz mi.
Tęsknię za Tobą.
Spróbujmy po Twojemu.
Chowam głowę w rękach. Czemu to takie trudne?
Nie kombinuj, Grey. Daj sobie spokój z tymi bzdurami.
Biorę głęboki wdech i zaczynam pisać. Tak… teraz jest dobrze.
Dzwoni Andrea.
– Przyszła pani Bailey, proszę pana.
– Poproś, żeby zaczekała.
Chwilę zwlekam i z walącym sercem klikam „wyślij”.

Od: Christian Grey
Temat: Jutro
Data: 8 czerwca 2011 14:05
Do: Anastasia Steele
Droga Anastasio,
wybacz, że przeszkadzam Ci w pracy. Mam nadzieję, że dobrze sobie radzisz. Dostałaś
kwiaty ode mnie?
Zauważyłem, że jutro jest otwarcie wystawy Twojego przyjaciela, Ty na pewno nie
zdążyłaś jeszcze kupić samochodu, a do Portlandu jest daleka droga. Będzie mi bardzo
przyjemnie, jeśli będę mógł zabrać Cię ze sobą – jeżeli będziesz miała takie życzenie.
Daj mi znać.
Christian Grey
Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

Wpatruję się w moją skrzynkę.
I wpatruję.
I wpatruję… Z każdą wlokącą się niemiłosiernie sekundą mój niepokój rośnie.
Wstaję i krążę po gabinecie, ale wtedy oddalam się od komputera. Wracam do biurka i po
raz kolejny sprawdzam pocztę.
Nic.
Dla odwrócenia uwagi wodzę palcem po moim małym szybowcu.
Do kurwy nędzy, Grey, weź się w garść.
No, Anastasio, odpowiedz. Zawsze robiła to tak szybko. Patrzę na zegarek… 14:09.
Cztery minuty!
Nadal nic.
Wstaję i znowu zaczynam wędrówkę po gabinecie, zerkając na zegarek co trzy sekundy.
O 14:20 wpadam w rozpacz. Nie odpowie. Naprawdę mnie nienawidzi… Ale czy mogę mieć
do niej o to pretensje?
Nagle słyszę dźwięk nadchodzącego maila. Serce podskakuje mi do gardła.
Cholera! To od Ros; informuje mnie, że wróciła już do siebie.
I nagle jest, w mojej skrzynce pojawiają się magiczne słowa.
Od: Anastasia Steele.

Od: Anastasia Steele
Temat: Jutro
Data: 8 czerwca 2011 14:25
Do: Christian Grey
Cześć, Christianie
Dziękuję za kwiaty; są prześliczne.
Tak, bardzo chętnie skorzystam z Twojej propozycji.
Dziękuję.
Anastasia Steele
asystentka Jacka Hyde’a, redaktora naczelnego, SIP

Zalewa mnie fala ulgi; zamykam oczy, rozkoszując się tym uczuciem.
TAK!
Jeszcze raz czytam dokładnie jej maila, szukając jakichś wskazówek, ale jak zwykle nie
mam pojęcia, co kryje się za jej słowami. Ton jest przyjacielski, ale nic ponadto. Po prostu
przyjacielski.
Carpe diem, Grey.

Od: Christian Grey
Temat: Jutro
Data: 8 czerwca 2011 14:27
Do: Anastasia Steele
Droga Anastasio,
o której mam po Ciebie przyjechać?
Christian Grey
Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

Na odpowiedź nie muszę czekać długo.

Od: Anastasia Steele
Temat: Jutro
Data: 8 czerwca 2011 14:32
Do: Christian Grey
Wystawa Joségo zaczyna się o 19:30. Którą godzinę proponujesz?
Anastasia Steele
asystentka Jacka Hyde’a, redaktora naczelnego, SIP

Możemy polecieć „Charliem Tango”.

Od: Christian Grey
Temat: Jutro
Data: 8 czerwca 2011 14:34
Do: Anastasia Steele
Droga Anastasio,
Portland jest dość daleko. Przyjadę po Ciebie o 17:45.
Z niecierpliwością czekam na spotkanie.
Christian Grey
Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

Od: Anastasia Steele
Temat: Jutro
Data: 8 czerwca 2011 14:38
Do: Christian Grey
W takim razie do zobaczenia.
Anastasia Steele
asystentka Jacka Hyde’a, redaktora naczelnego, SIP

Moja kampania zmierzająca do odzyskania Any nabiera tempa. Jestem wniebowzięty:
pączek nadziei rozkwitł teraz w bujny kwiat japońskiej wiśni.
Dzwonię do Andrei.
– Pani Bailey wróciła już do siebie, proszę pana.
– Wiem, przysłała maila. Niech Taylor przyjedzie po mnie za godzinę.
– Tak, proszę pana.
Rozłączam się. Anastasia pracuje dla gościa o nazwisku Jack Hyde. Chcę dowiedzieć się
o nim czegoś więcej. Dzwonię do Ros.
– Christianie. – Jest porządnie wkurzona. Niedobrze.
– Mamy akta pracowników SIP?
– Jeszcze nie, ale mogę je zdobyć.
– Bardzo proszę. Jeszcze dzisiaj, jeśli to możliwe. Chcę wszystko, co mają na temat Jacka
Hyde’a i wszystkich, którzy dla niego pracowali.
– Wolno zapytać po co?
– Nie.
Nie odzywa się przez chwilę.
– Christianie, nie wiem, co w ciebie ostatnio wstąpiło.
– Ros, po prostu zrób to, okej?
Wzdycha.
– Okej. Czy teraz możemy się spotkać w sprawie oferty tajwańskiej stoczni?
– Tak. Miałem ważną rozmowę i zajęła mi dłużej, niż się spodziewałem.
– Zaraz będę.

Kiedy Ros wychodzi, wyprowadzam ją z gabinetu.
– WSU w przyszły piątek – mówię do Andrei, a ona natychmiast zapisuje to w swoim
notesie.
– I polecę firmowym chopperem? – Ros nie posiada się z radości.
– Helikopterem – poprawiam ją.
– Wszystko jedno, Christianie.
Wchodząc do windy, przewraca oczami, a ja na ten widok się uśmiecham.
Andrea patrzy za wychodzącą Ros, potem przenosi na mnie wyczekujący wzrok.
– Zadzwoń do Stephana. Jutro lecę „Charliem Tango” do Portlandu i będzie musiał
odprowadzić go do Boeing Field – zwracam się do niej.
– Tak, proszę pana.
Nigdzie nie widzę Olivii.
– Odeszła?
– Olivia? – upewnia się Andrea.
Kiwam potakująco głową.
– Tak. – Na jej twarzy maluje się ulga.
– Dokąd?
– Do finansowego.
– Nieźle to wymyśliłaś. Przynajmniej senator Blandino nie wsiądzie mi na głowę.
Moja pochwała wyraźnie sprawiła Andrei przyjemność.
– Znajdziesz sobie kogoś do pomocy? – pytam.
– Tak, proszę pana. Jutro mam rozmowy z trzema kandydatkami.
– Świetnie. Taylor już jest?
– Tak, proszę pana.
– Odwołaj resztę spotkań na dzisiaj. Wychodzę.
– Wychodzi pan? – niemal piszczy ze zdziwienia.
– Tak – uśmiecham się. – Wychodzę.
– Dokąd, proszę pana? – pyta Taylor, gdy rozsiadam się wygodnie na tylnym siedzeniu SUV-a.
– Do sklepu Mac.
– Na Northeast Forty-Fifth?
– Tak.
Kupię Anie iPada. Oparty wygodnie zamykam oczy i zastanawiam się, jakie aplikacje
i piosenki ściągnę i jej zainstaluję, na przykład „Toxic”. Uśmiecham się na tę myśl. Nie, chyba nie
byłaby zachwycona. Wściekłaby się – i po raz pierwszy od jakiegoś czasu, myśląc o jej wściekłości,
uśmiecham się. Ale o tej wściekłości z Georgii, nie z ostatniej soboty. Poprawiam się na
siedzeniu; nie chcę sobie tego przypominać. Skupiam się na potencjalnych piosenkach, które
wybiorę, szczęśliwy jak nigdy przez ostatnich kilka dni. Dzwoni mój telefon i serce mi
przyśpiesza.

Czy mogę mieć nadzieję?

Cześć, dupku. Piwko?

Do diabła. Wiadomość od brata.

Nie. Jestem zajęty.
Wiecznie jesteś zajęty.
Jutro lecę na Barbados.
No wiesz, RELAKS.
Widzimy się po powrocie.
I wtedy już Ci nie odpuszczę piwa!!!

Narka, Lelliot. Bezpiecznej podróży.

To był znamienny wieczór, przepełniony muzyką – nostalgiczna podróż przez moje iTunes, gdy
przygotowywałem playlistę dla Anastasii. Pamiętam, jak tańczyła w mojej kuchni. Szkoda, że
nie wiem, czego słucha. Wyglądała prześmiesznie i uroczo. To było po tym, jak pieprzyłem ją po
raz pierwszy.
Nie. Jak po raz pierwszy się z nią kochałem?
Żadne z tych określeń nie brzmi jak należy.
Pamiętam, jak tego wieczoru, kiedy przedstawiłem ją moim rodzicom, poprosiła mnie
żarliwie: „Chcę, żebyś się ze mną kochał”. To proste zdanie kompletnie mnie zaszokowało –
a ona tylko chciała mnie dotknąć. Na myśl o tym wstrząsa mną dreszcz. Muszę jej wytłumaczyć,
że dla mnie to granica bezwzględna – nie znoszę, kiedy ktoś mnie dotyka.
Potrząsam głową. Zanadto wybiegasz w przód, Grey. Najpierw skończ jedno. Sprawdzam
dedykację na iPadzie.

Anastasio – to dla Ciebie.
Wiem, co chcesz usłyszeć.
Ta muzyka mówi to w moim imieniu.
Christian

Może to coś pomoże. Pragnie romantycznej miłości; może to okaże się choć jej namiastką.
Kręcę głową, bo nie mam pojęcia. Tyle chciałbym jej powiedzieć, pod warunkiem że będzie
słuchać. A jeśli nie, te piosenki powiedzą to za mnie. Mam tylko nadzieję, że da mi szansę, abym
mógł je jej wręczyć.
Jeśli jednak nie spodoba jej się moja propozycja, jeśli nie spodoba jej się myśl, by być ze mną
– co wtedy zrobię? Może tylko chce, żebym podwiózł ją do Portlandu. To mnie przygnębia, więc
idę do sypialni, żeby przespać się trochę; naprawdę bardzo tego potrzebuję.
Czy odważę się mieć nadzieję?
Niech to. Jasne, że tak.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz