1 paź 2016

PIĄTEK 3 CZERWCA 2011 (1 CZĘŚĆ)

Nie mogę spać. Jest już po drugiej, a ja od godziny wpatruję się w sufit. Tym razem nie
koszmary senne nie dają mi zasnąć. Koszmary rzeczywiste.
Leila Williams.
Umieszczony na suficie detektor dymu mruga do mnie kpiąco zieloną lampką.
Do cholery!
Zamykam oczy i pozwalam myślom biegnąć swobodnie.
Skąd u Leili samobójcze zapędy? Co ją opętało? Jej rozpacz współgra ze mną, młodszym
i nieszczęśliwym. Próbuję odegnać wspomnienia, jednak złość i opuszczenie, jakie odczuwałem
jako samotny kilkunastolatek, wciąż są żywe i nie potrafię ich zagłuszyć. Nieszczęście Leili
przypomina mi mój ból i nienawiść, z jaką odnosiłem się do wszystkich. Nieraz myślałem, żeby
odebrać sobie życie, zawsze jednak coś mnie powstrzymywało. Przez wzgląd na Grace.
Wiedziałem, że byłaby zdruzgotana. Wiedziałem, że obwiniałaby siebie, gdybym targnął się na
swoje życie, a przecież tyle dla mnie zrobiła – czyż mogłem tak ją zranić? A potem spotkałem
Elenę… i wszystko się zmieniło.
Wstaję z łóżka i spycham te drażniące myśli w głąb umysłu. Potrzebny mi jest fortepian.
Potrzebna mi Ana.
Gdyby podpisała umowę i wszystko potoczyłoby się zgodnie z planem, byłaby tu teraz ze
mną, spałaby w swoim pokoju na górze. Mógłbym ją obudzić i zatracić się w niej… albo, zgodnie
z nowymi ustaleniami, leżałaby obok mnie, a ja mógłbym ją pieprzyć, a potem patrzeć, jak śpi.
Co by sobie pomyślała o Leili?
Siadając przy fortepianie, uświadamiam sobie, że Ana nigdy nie pozna Leili, na całe
szczęście. Wiem, co myśli o Elenie. Bóg jeden wie, co myślałaby o byłej… zbłąkanej byłej.
Z tym nie potrafię się pogodzić: Leila, którą znałem, była szczęśliwa, czupurna i bystra. Była
doskonałą uległą; sądziłem, że się ustatkowała i szczęśliwie wyszła za mąż. Maile, które od niej
dostawałem, nie wskazywały, że dzieje się coś niedobrego. Co poszło nie tak?
Zaczynam grać… moje ciężkie myśli odchodzą z wolna, aż w końcu jesteśmy tylko muzyka
i ja.

Leila pieści ustami mój penis.
Ma bardzo wprawne usta.
Ręce ma związane za plecami.
Włosy zaplecione w warkocz.
Klęczy.
Oczy trzyma spuszczone. Skromnie. Kusząco.
Nie widzi mnie.
I nagle staje się Aną.
Ana klęczy przede mną. Naga. Piękna.
Mój penis jest w jej ustach.
Lecz Ana na mnie patrzy.
Jej lśniące błękitne oczy widzą wszystko.
Widzą mnie. Moją duszę.
Widzą czający się we mnie mrok, drzemiącą bestię.
Oczy robią jej się wielkie z przerażenia i nagle znika.

Cholera! Gwałtownie przytomnieję, a bolesna erekcja znika natychmiast, gdy pomyślę
o pełnym bólu spojrzeniu Any z mojego snu.
Co jest, do diabła?
Rzadko miewam erotyczne sny. Czemu w łaśnie teraz? Patrzę na budzik: zdrzemnąłem się
pięć minut. Wstaję, a poranne słońce wpełza między budynki. Już jestem niespokojny, zapewne
pod wpływem przykrego snu, postanawiam więc, że przyda mi się poranny jogging dla
pobudzenia. Nie ma żadnych nowych maili, żadnych wiadomości, żadnych wieści o Leili.
Mieszkanie jest ciche i spokojne, kiedy z niego wychodzę. Gail jeszcze nie przyszła. Mam
nadzieję, że doszła już do siebie po wczorajszych przeżyciach.
Otwieram szklane drzwi wejściowe i wita mnie ciepły, słoneczny ranek. Uważnie się
rozglądam. Zaczynam biec, po drodze zaglądając na każdą uliczkę, w każdą bramę, za
samochody, żeby sprawdzić, czy gdzieś nie czai się Leila.
Gdzie jesteś, Leilo Williams?
Pogłaśniam dudniących mi w uszach Foo Fighters i biegnę chodnikiem.

Olivia jest dzisiaj wyjątkowo irytująca. Rozlała moją kawę, odrzuciła ważną rozmowę i bez
przerwy gapi się na mnie tymi swoimi wielkimi brązowymi oczami.
– Połącz mnie z powrotem z Ros – warczę na nią. – Albo jeszcze lepiej, każ jej przyjść.
Zamykam drzwi do swojego gabinetu i wracam za biurko; muszę się opanować i nie
wyżywać na personelu.
Welch niczego nowego się nie dowiedział, poza tym, że rodzice Leili są przekonani, że ich
córka wciąż przebywa w Portlandzie z mężem. Rozlega się pukanie do drzwi.
– Wejść.
Boże, mam nadzieję, że to nie Olivia. Do gabinetu zagląda Ros.
– Wzywałeś mnie?
– Tak. Wejdź. Na czym stoimy z Woodsem?

Ros wychodzi tuż przed dziesiątą. Wszystko idzie sprawnie: Woods zgodził się przyjąć umowę,
a pomoc dla Darfuru wkrótce wyruszy do Monachium, skąd odleci. Jak na razie z Savannah nie
przyszła żadna propozycja.
Sprawdzam skrzynkę i z radością witam maila od Any.
Od: Anastasia Steele
Temat: W drodze do domu
Data: 3 czerwca 2011 12:53 EST
Do: Christian Grey
Drogi Panie Grey,
znowu zostałam wygodnie ulokowana w pierw szej klasie, za co bardzo Panu dziękuję.
Odliczam minuty do naszego wieczornego spotkania, kiedy być może torturami
wydobędę z Pana prawdę o moich nocnych wyznaniach.
Twoja Ana x

Torturami? Och, panno Steele, obawiam się, że tortury ty będziesz przeżywać. Ponieważ mam mnóstwo pracy, moja odpowiedź jest krótka.

Od: Christian Grey
Temat: W drodze do domu
Data: 3 czerwca 2011 09:58
Do: Anastasia Steele
Anastasio, czekam na Ciebie z niecierpliwością.
Christian Grey
Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

Jednak Anie to nie wystarcza.

Od: Anastasia Steele
Temat: W drodze do domu
Data: 3 czerwca 2011 13:01 EST
Do: Christian Grey
Najdroższy Panie Grey,
mam nadzieję, że „sytuacja” została opanowana. Niepokoi mnie ton Pańskiego maila.
Ana x

Przynajmniej znowu zasłużyłem na całusa.

Od: Christian Grey
Temat: W drodze do domu
Data: 3 czerwca 2011 10:04
Do: Anastasia Steele
Anastasio,
sytuacja mogłaby wyglądać lepiej. Wystartowałaś już? Jeśli tak, nie powinnaś wysyłać
maili. Narażasz się na niebezpieczeństwo, co pozostaje w jawnej niezgodzie z zasadą
dotyczącą Twojego osobistego bezpieczeństwa. Pamiętaj, co mówiłem o karze.
Christian Grey
Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

Właśnie mam dzwonić do Welcha z pytaniem, czy udało mu się ustalić coś nowego, gdy
komputer wydaje „ping” – znowu Ana.

Od: Anastasia Steele
Temat: Przewrażliwienie
Data: 3 czerwca 2011 13:06 EST
Do: Christian Grey
Szanowny Panie Marudo,
drzwi samolotu są wciąż otwarte. Mamy dziesięciominutowe opóźnienie.
Bezpieczeństwo moje i moich współpasażerów jest w pełni zagwarantowane. Na razie
schowaj swoją świerzbiącą rękę.
Panna Steele

Niechętny uśmiech pojawia się na mojej twarzy. Pan Marudny, tak? I żadnego buziaka.
Ojej.

Od: Christian Grey
Temat: Przeprosiny – świerzbiąca ręka schowana
Data: 3 czerwca 2011 10:08
Do: Anastasia Steele
Tęsknię za Panią i Pani niewyparzoną buzią, Panno Steele.
Wracaj bezpiecznie do domu.
Christian Grey
Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

Od: Anastasia Steele
Temat: Przeprosiny przyjęte
Data: 3 czerwca 2011 13:10 EST
Do: Christian Grey
Właśnie zamykają drzwi. Nie usłyszysz już pipania ode mnie, zwłaszcza że przecież
jesteś głuchy.
Narka
Ana x

Buziak wrócił. Co za ulga. Niechętnie odrywam się od ekranu komputera i podnoszę telefon,
żeby zadzwonić do Welcha.

O pierwszej Andrea proponuje, że przyniesie mi lunch do gabinetu, jednak odmawiam. Muszę
wyjść. Ściany zaczynają mnie przytłaczać, podejrzewam, że przez brak wiadomości o Leili.
Martwię się o nią. Do diabła, przyszła się ze m n ą zobaczyć. Z mojego domu zrobiła sobie
scenę. Czy mogę nie traktować tego osobiście? Dlaczego nie napisała albo nie zadzwoniła? Jeżeli
miała kłopoty, mogłem jej przecież pomóc – robiłem to już wcześniej.
Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza. Przechodzę obok Andrei i Olivii, które są zajęte
pracą, jednak wsiadając do windy, dostrzegam zdziwione spojrzenie Andrei.
Wychodzę na ruchliwą, skapaną w jasnym świetle popołudnia ulicę. Oddycham głęboko
i czuję dochodzący od zatoki kojący zapach słonej wody. Może powinienem już zrobić sobie
wolne? Niestety, to niemożliwe. Mam przecież spotkanie z burmistrzem. Nie wiadomo po co –
jutro i tak się z nim zobaczę na gali Izby Handlowej.
Gala!
Nagle przychodzi mi do głowy pewien pomysł i wstępuje we mnie nowa energia. Wiedziony
nią idę do niedużego sklepu, który dobrze znam.
Po spotkaniu w biurze burmistrza wracam do Escali piechotą – to jakieś dziesięć przecznic.
Taylor pojechał na lotnisko po Anę. W mieszkaniu w kuchni zastaję Gail.
– Dobry wieczór panu.
– Cześć, Gail. Jak ci minął dzień?
– Dobrze, dziękuję, proszę pana.
– Lepiej się czujesz?
– Tak, proszę pana. Przyszły ubrania panny Steele. Rozpakowałam je i rozwiesiłam
w garderobie w jej pokoju.
– Świetnie. Leila się nie odzywała? – Durne pytanie: Gail by mnie zawiadomiła.
– Nie, proszę pana. Przysłali też to. – Podnosi niedużą czerwoną torebkę ze sklepu.
– Doskonale.
Biorę od niej torebkę, nie zwracając uwagi na zachwycony błysk w jej spojrzeniu.
– Ile będzie osób na kolacji?
– Dwie. A, Gail…
– Proszę pana?
– Czy możesz rozłożyć satynowe prześcieradła w pokoju zabaw?
Mam szczerą nadzieję, że w ciągu tego weekendu uda mi się do niego zabrać Anę.
– Oczywiście, proszę pana – mówi z lekkim zdziwieniem w głosie.
Odwraca się do jakichś tam swoich zajęć, zostawiając mnie zdumionego jej dziwnym
zachowaniem.
Może Gail tego nie pochwala, ale ja tego właśnie pragnę od Any.
W gabinecie wyjmuję z torebki etui od Cartiera. To prezent dla Any, który wręczę jej jutro
przed wyjściem na galę: para kolczyków. Prostych. Eleganckich. Pięknych. Dokładnie takich jak
ona. Uśmiecham się. Nawet kiedy jest w dżinsach i jednej z tych swoich koszulek, i tak ma
w sobie chłopięcy urok.
Mam nadzieję, że przyjmie prezent. Jako moja uległa nie będzie miała wyboru, jednak
zgodnie z naszą alternatywną umową nie wiem, jak zareaguje. Tak czy owak będzie to
interesujące. Wkładam etui do szuflady biurka i w tym samym momencie moją uwagę odwraca
sygnał przychodzącej poczty. Barney przysłał właśnie najnowszy projekt tabletu i bardzo jestem
go ciekawy.
Pięć minut później dzwoni Welch.
– Panie Grey? – chrypi.
– Tak. Jakieś wieści?
– Rozmawiałem z Russellem Reedem, mężem pani Reed.
– I? – Natychmiast staję się czujny.
Wybiegam z gabinetu i podchodzę do okien salonu.
– Twierdzi, że jego żona jest z wizytą u rodziców – zdaje mi relację Welch.
– Co takiego?
– Otóż to. – Welch jest równie wkurzony jak ja.
Z Seattle u swych stóp i ze świadomością, że gdzieś tam podziewa się Leila Reed z domu
Williams, czuję narastającą irytację. Przeczesuję palcami włosy.
– Może tak mu powiedziała.
– Może – mówi Welch. – Jak na razie niczego nie udało się ustalić.
– Żadnych śladów? – Nie mogę uwierzyć, że tak po prostu zniknęła.
– Nic. Ale wystarczy, żeby użyła bankomatu, spieniężyła czek czy zalogowała się do jakiegoś
portalu społecznościowego, natychmiast ją znajdę.
– W porządku.
– Chcielibyśmy sprawdzić nagrania z monitoringu wokół szpitala, ale to będzie kosztowało
i trochę potrwa. Zgadza się pan?
– Tak.
Czuję, jak przechodzi mnie dreszcz. Z niewiadomego powodu mam wrażenie, że jestem
obserwowany. Odwracam się i widzę Anę stojącą w progu. Przygląda mi się ze zmarszczonym
czołem i zamyślonym wyrazem twarzy, ubrana w bardzo, bardzo króciutką spódniczkę. Widzę
tylko jej oczy i nogi… zwłaszcza nogi. Wyobrażam sobie, jak oplata mnie nimi w pasie.
Patrzę na nią, a pożądanie, pierwotne i najprawdziwsze, rozpala moją krew.
– Natychmiast się z tym zajmiemy – mówi Welch do telefonu.
Kończę z nim rozmawiać i nie odrywając oczu od Any, podchodzę do niej, po drodze
pozbywając się marynarki i krawata.
Ana.
Obejmuję ją i chwytam za kucyk, podnosząc ku sobie jej spragnione usta. Smakuje
niebiańsko, domem, jesienią i sobą. Jej zapach wdziera mi się w nozdrza – biorę wszystko, co jej
ciepłe i słodkie wargi mają do zaoferowania. Napinam się cały, spragniony jej, a nasze języki się
splatają. Chcę się w niej zatracić, zapomnieć o gównianym zakończeniu mojego tygodnia,
zapomnieć o wszystkim poza nią.
Gorączkowo i namiętnie ją całuję i jednocześnie uwalniam jej włosy z gumki, którą spięła
kucyk. Wplata swoje palce w moje. Nagle pochłania mnie bez reszty żądza, rozpaczliwe
pragnienie jej całej. Odrywam się od niej i spoglądam na twarz, na której maluje się namiętność.
Ja czuję się podobnie. Co ona ze mną robi?
– Co się stało? – pyta szeptem.
Odpowiedź jest oczywista, słyszę ją w głowie.
Tęskniłem za tobą.
– Cieszę się, że już wróciłaś. Weźmy razem prysznic. Już.
– Tak – odpowiada ochryple.
Biorę ją za rękę i idziemy do łazienki. Odkręcam wodę, potem staję twarzą do niej. Jest
cudowna, wpatruje się we mnie oczami, które błyszczą oczekiwaniem. Wiodę spojrzeniem po jej
ciele, aż do nagich nóg. Nigdy nie widziałem jej w spódniczce, która tak dużo odsłania, i nie
wiem, czy mi się to podoba. Tylko ja mogę na nią patrzeć.
– Podoba mi się twoja spódniczka. Jest bardzo krótka. – Zbyt krótka. – Masz świetne nogi.
Zrzucam buty i zdejmuję skarpetki, a ona, nie odrywając ode mnie wzroku, również
zdejmuje buty.
Pieprzyć prysznic. Pragnę jej teraz.
Zbliżam się do niej i obejmuję dłońmi jej głowę. Cofa się, aż plecami opiera o kafelki.
Oddycha z rozchylonymi ustami. Trzymam jej głowę, wplatając palce w jej włosy, i całuję jej
policzek, jej szyję, jej usta. Nie mogę się nią nasycić. Oddech więźnie jej w gardle, kiedy chwyta
mnie za ramiona, jednak jej dotyk nie napotyka sprzeciwu czającego się we mnie mroku. Jest
tylko Ana, jej piękno i niewinność. Całuje mnie z namiętnością, która dorównuje mojej.
Krew mam gęstą z pożądania, wzwód aż boli.
– Pragnę cię teraz. Tutaj… szybko i gwałtownie – mruczę i ręką sunę po jej nagim udzie pod
spódniczką. – Krwawisz jeszcze?
– Nie.
– Dobrze.
Zadzieram jej spódniczkę, wsuwam oba kciuki za gumkę bawełnianych majtek i klękam na
podłodze, aby je zdjąć.
Gwałtownie wciąga powietrze, kiedy chwytam ją za biodra i całuję słodkie miejsce tuż pod
jej włosami łonowymi. Przesuwam dłonie na tył jej ud i rozsuwam nogi, odsłaniając łechtaczkę
tak, bym mógł sięgnąć do niej językiem. Kiedy przypuszczam na nią atak, Ana chwyta mnie za
włosy. Dręczę ją językiem, a ona jęczy i odrzuca głowę w tył.
Pachnie fantastycznie. A smakuje jeszcze lepiej.
Mrucząc, wysuwa biodra ku memu atakującemu, upartemu językowi i nogi zaczynają jej
drżeć.W ystarczy. Chcę w nią wejść.
Znowu poczuję jej skórę na swojej, jak w Savannah. Puszczam ją, podnoszę się i ujmuję jej
twarz, chwytam jej zdumione i zawiedzione usta w swoje. Całuję ją gwałtownie. Rozsuwam
zamek rozporka i unoszę ją, podtrzymując za uda.
– Obejmij mnie nogami, maleńka. – Głos mam chrapliwy i ponaglający.
Ledwie to robi, uderzam i wchodzę w nią.
Jest moja. Jest jak raj.
Trzymając się mnie kurczowo, jęczy, gdy się w nią zanurzam – z początku wolno, potem
coraz szybciej, gdy ciało przejmuje nade mną kontrolę, pchając mnie do przodu, w nią, coraz
szybciej i szybciej, mocniej i mocniej, moja twarz wtulona w jej szyję. Jęczy i czuję, jak coraz
szybciej pulsuje wokół mnie, a ja zatracam się – w niej, w nas – gdy ona z krzykiem ulgi
szczytuje. Czując, jak pulsuje wokół mnie, wchodzę w nią głęboko i gwałtownie – ochryple
wymawiam jej imię.
Całuję jej szyję i wychodzę z niej dopiero, kiedy się uspokaja. Otacza nas gorąca para, moje
spodnie i koszula lepią mi się do ciała, nie zwracam jednak na to uwagi. Ana oddycha coraz
wolniej i rozluźnia się, ciążąc mi w ramionach. Wychodzę z niej, a na jej twarzy maluje się
odurzenie rozkoszą, podtrzymuję ją więc, żeby złapała równowagę. Jej wargi unoszą się
w ujmującym uśmiechu.
– Ucieszyłeś się na mój widok – mówi.
– Owszem, panno Steele, moja radość jest chyba ewidentna. Chodź – zaprowadzę cię pod
prysznic.
Rozbieram się szybko, a gdy już jestem nagi, zaczynam rozpinać guziki bluzki Any. Ana
przenosi wzrok z moich palców na moją twarz.
– Jak ci minęła podróż? – pytam.
– Bardzo dobrze, dziękuję – odpowiada lekko ochrypłym głosem. – Jeszcze raz dziękuję za
pierwszą klasę. Rzeczywiście dużo lepiej się nią podróżuje. – Bierze szybki oddech, jakby
zbierała się w sobie. – Muszę ci coś powiedzieć – odzywa się.
– Tak? – Co znowu? Zdejmuję jej bluzkę i kładę na swoich ubraniach.
– Dostałam pracę – oznajmia krótko.
Dlaczego? Myślała, że się rozgniewam? Oczywiście, że dostała pracę. Czuję, jak rozpiera
mnie duma.
– Gratulacje, panno Steele. Czy teraz powiesz mi gdzie? – pytam z uśmiechem.
– Nie wiesz?
– Czemu miałbym wiedzieć?
– Znając twoje zdolności prześladowcze, sądziłam, że… – Milknie i przygląda mi się.
– Anastasio, nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby wtrącać się w twoją karierę zawodową.
Chyba że byś mnie o to poprosiła.
– Więc nie wiesz, w jakiej firmie?
– Nie. Wiem tylko, że w Seattle są cztery wydawnictwa – zakładam więc, że w jednym
z nich.
– W SIP – oznajmia.
– Och, nie jest duże, to dobrze. Świetnie się spisałaś.
To firma, która według Ros nadaje się do przejęcia. Łatwo pójdzie.
Całuję Anę w czoło.
– Mądra dziewczynka. Kiedy zaczynasz?
– W poniedziałek.
– Trochę szybko, co? W takim razie muszę z ciebie korzystać, póki mogę. Obróć się.
Natychmiast spełnia polecenie. Zdejmuję jej stanik i spódnicę, obejmuję od tyłu i całuję
w ramię. Przytulony do niej muskam nosem jej włosy. Zapach drażni moje nozdrza – kojący,
znajomy i wyłącznie jej. Dotyk jej ciała uspokaja mnie i jednocześnie podnieca. Ona jest jak
kompletny pakiet, całkowite all inclusive.
– Oszałamia mnie pani, panno Steele, i uspokaja. Prawdziwie podniecająca kombinacja.
Wdzięczny, że jest tu ze mną, całuję jej włosy, a potem chwytam ją za rękę i wciągam pod
gorący prysznic.
– Aj! – piszczy i zamyka oczy, kurcząc się pod strumieniem parującej wody.
– To tylko gorąca woda. – Uśmiecham się do niej.
Otwiera jedno oko, zadziera brodę i powoli poddaje się gorącu.
– Obróć się – rozkazuję. – Chcę cię umyć.
Posłusznie wykonuje polecenie, a ja wyciskam na dłoń nieco żelu do kąpieli, rozcieram go, aż
zaczyna się pienić, i namydlam jej ramiona.
– Coś jeszcze muszę ci powiedzieć – odzywa się, a ja czuję, jak spinają się jej ramiona.
– A mianowicie? – pytam łagodnym tonem.
Czemu jest taka spięta? Moje ręce suną ku jej pięknym piersiom.
– Mój przyjaciel José ma otwarcie wystawy swoich fotografii w czwartek w Portlandzie.
– No i? – Znowu ten fotograf?
– Obiecałam mu, że przyjdę. Wybierzesz się ze mną? – Wypowiada to pośpiesznie, jakby
chciała mieć to już za sobą.
Zaproszenie? Zdumiewające. Zaproszenia dostaję wyłącznie od rodziny, z pracy i od Eleny.
– O której?
– Otwarcie jest o siódmej trzydzieści.
To musi się liczyć jako więcej. Całując ją w ucho, szepczę:
– Okej.
Rozluźnia ramiona i opiera się o mnie. Najwyraźniej odetchnęła z ulgą, a ja nie wiem, czy
powinienem się śmiać czy gniewać. Naprawdę jestem aż tak nieprzystępny?
– Bałaś się zapytać?
– Tak. Skąd wiedziałeś?
– Anastasio, rozluźniłaś się cała.
Udaje mi się ukryć irytację.
– Cóż, zachowywałeś się, jakbyś, hm… był zazdrosny?
Tak. Jestem zazdrosny. Myśl o Anie z kimś innym jest… denerwująca. Nawet bardzo.
– Bo jestem. I lepiej, żebyś o tym pamiętała. Ale dziękuję, że zapytałaś. Polecimy „Charliem
Tango”.
Uśmiecha się do mnie przelotnie, a ja pieszczę dłońmi jej ciało, ciało, które oddała tylko
mnie, nikomu innemu.
– Mogę cię umyć? – pyta, rozpraszając mnie.
– Raczej nie. – Spłukuję z niej mydło i całuję ją w kark.
– Czy kiedykolwiek pozwolisz mi się dotknąć? – pyta ostrożnie błagalnym tonem. To jednak
nie powstrzymuje mieszkającego we mnie mroku, więc nagle pojawia się znikąd i chwyta mnie
za gardło.
Nie.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz