24 sie 2016

NIEDZIELA 29 MAJA 2011 (2 CZĘŚĆ)

Mamusia siedzi i patrzy na mnie w lustrze z wielkim pęknięciem.
Szczotkuję jej włosy. Są miękkie i pachną mamusią i kwiatami.
Bierze ode mnie szczotkę i splata włosy.
Aż spływają po jej plecach jak wąż.
Gotowe, mówi.
I obraca się, i uśmiecha do mnie.
Dzisiaj jest szczęśliwa.
Lubię, kiedy mamusia jest szczęśliwa.
Lubię, kiedy się do mnie uśmiecha.
Wygląda ślicznie, kiedy się uśmiecha.
Upieczem y ciasto, robaczku.
Ciasto z jabłkami.
Lubię, kiedy mamusia piecze.

Budzi mnie nagle słodki zapach. To Ana. Śpi obok mnie jak kamień. Leżę na plecach
i wpatruję się w sufit.
Czy ja kiedyś spałem w tym pokoju?
Nigdy.
Ta myśl wytrąca mnie z równowagi i z jakiegoś nieokreślonego powodu sprawia, że
odczuwam niepokój.
Co się dzieje, Grey?
Siadam ostrożnie, żeby nie obudzić Any, i spoglądam na jej uśpioną sylwetkę. Wiem, w czym
rzecz – czuję się niepewnie, ponieważ jestem z nią tutaj. Wstaję z łóżka, nie budząc jej,
i wracam do pokoju zabaw. Zbieram przeciętą spinkę do kabli, zużyte prezerwatywy i chowam
do kieszeni, w której znajduję majtki Any. Z pejczem, jej ubraniami i butami w ręce wychodzę
i zamykam drzwi na zamek. Wracam do jej sypialni, gdzie na drzwiach garderoby wieszam jej
sukienkę, buty ustawiam pod krzesłem, na którym układam jej stanik. Wyjmuję z kieszeni
majtki – i nagle zdrożna myśl przychodzi mi do głowy.
Idę do swojej łazienki. Muszę wziąć prysznic przed wyjściem na kolację z rodziną. Ana niech
jeszcze trochę pośpi.
Stoję w strumieniach wody tak gorącej, że aż szczypie mnie skóra, zmywając z siebie cały
lęk i niepokój, który jeszcze przed chwilą mnie dręczył. Jak na pierwszy raz poszło nam obojgu
całkiem nieźle. A myślałem, że związek z Aną okaże się niemożliwy, teraz jednak przyszłość
wydaje się pełna możliwości. Notuję w myślach, żeby rano zadzwonić do Caroline Acton. Muszę
moją dziewczynkę ubrać.
Spędzam produktywną godzinę w gabinecie, nadrabiając przygotowania do pracy, po czym
uznaję, że Anie wystarczy już snu. Na zewnątrz zapada zmierzch i za trzy kwadranse musimy
wyjść na kolację do moich rodziców. Świadomość, że ona jest na górze w sypialni, pozwoliła mi
się lepiej skupić na pracy.
Dziwne.
Cóż, przynajmniej wiem, że jest tam bezpieczna.
Z lodówki wyjmuję karton soku z żurawiny i butelkę gazowanej wody. Mieszam oba płyny
w szklance i idę na górę.
Ana wciąż śpi jak kamień, skulona tak samo, jak ją zostawiłem. Chyba wcale się nie
poruszyła. Oddycha cicho przez rozchylone wargi. Włosy ma zmierzwione, z warkocza wysunęły
jej się pojedyncze kosmyki. Siadam obok niej na skraju łóżka, nachylam się i całuję ją w skroń.
Mamrocze w proteście przez sen.
– Anastasio, zbudź się – zachęcam ją łagodnym tonem.
– Nie – burczy, tuląc do siebie poduszkę.
– Za pół godziny musimy wyjść na kolację do moich rodziców.
Mrugając, otwiera oczy i skupia na mnie wzrok.
– No, śpiochu, wstawaj. – Znowu całuję ją w skroń. – Przyniosłem ci coś do picia. Będę na
dole. Tylko nie zasypiaj znowu, bo będzie źle – ostrzegam ją, kiedy się przeciąga.
Całuję ją raz jeszcze i zerknąwszy na krzesło, na którym nie znajdzie swoich majtek, schodzę na dół, a na usta ciśnie mi się złośliwy uśmieszek.
Pora się zabawić, Grey.
Czekając na pannę Steele, naciskam guzik na pilocie do iPoda i rozlega się muzyka wybrana
na chybił trafił. Ponieważ nie mogę usiedzieć na miejscu, podchodzę do drzwi wiodących na
balkon, spoglądam na wczesnowieczorne niebo i słucham „And She Was” Talking Heads.
Wchodzi Taylor.
– Panie Grey, czy mam podstawić samochód?
– Daj nam jeszcze pięć minut.
– Tak jest, proszę pana – odpowiada i znika, zmierzając do windy.
Chwilę później w drzwiach do salonu pojawia się Ana. Wygląda promiennie, wręcz
oszałamiająco… i ma rozbawioną minę. Co też powie o zaginionych majtkach?
– Cześć – odzywa się z zagadkowym uśmiechem.
– Cześć. Jak się czujesz?
Uśmiecha się szerzej.
– Dobrze, dziękuję. A ty? – pyta z udawaną nonszalancją.
– Czuję się wręcz znakomicie, panno Steele.
Napięcie jest nie do zniesienia, mam jednak nadzieję, że moja twarz nie zdradza cienia
wyczekiwania.
– Frank? Nie wiedziałam, że jesteś fanem Sinatry – odzywa się i przekrzywiając głowę,
spogląda na mnie z zaciekawieniem, gdy w pokoju rozbrzmiewają głębokie tony „Witchcraft”.
– Mam eklektyczne upodobania, panno Steele.
Podchodzę i staję naprzeciwko niej. Pęknie? Szukam odpowiedzi w jej błyszczących
niebieskich oczach.
Zapytaj o swoje majtki, maleńka.
Koniuszkami palców głaszczę jej policzek, a ona skłania głowę, by poddać się pieszczocie – jej
uroczy gest, kpiąca mina i muzyka działają na mnie jak afrodyzjak. Pragnę wziąć ją w ramiona.
– Zatańcz ze mną – szepczę i wyjmuję pilota z kieszeni, żeby zrobić głośniej.
Zanurzamy się w tęsknym głosie Franka. Podaje mi dłoń. Obejmuję ją w pasie i przygarniam
do siebie jej cudowne ciało. Zaczynamy poruszać się w powolnym, prostym fokstrocie. Chwyta
moje ramię, ale jestem przygotowany na jej dotyk i razem wirujemy po salonie, a jej
rozpromieniona twarz rozświetla cały pokój… mnie. Pozwala mi się prowadzić, a gdy utwór się
kończy, jest zdyszana i lekko się chwieje.
Podobnie jak ja.
– Jesteś najmilszą czarownicą, jaką znam. – Składam na jej policzku pocałunek. – No
i proszę, zarumieniłaś się. Dziękuję za taniec. To co, idziemy do moich rodziców?
– Nie ma za co, i tak już nie mogę się doczekać, żeby ich poznać – odpowiada, zakłopotana
i urocza.
– Masz wszystko, co trzeba?
– O tak – odpowiada bardzo pewna siebie.
– Na pewno?
Potakuje skinieniem głowy, a na jej ustach błąka się uśmieszek.
Boże, ma jaja.
Uśmiecham się.
– Okej. – Nie potrafię ukryć zachwytu. – Skoro tak chce pani to rozegrać, panno Steele.
Chwytam marynarkę i kierujemy się do windy.
Nie przestaje mnie zadziwiać, nieustannie jestem pod wrażeniem, czym mnie rozbraja.
Teraz czeka mnie kolacja przy stole moich rodziców, podczas której przez cały czas będę miał świadomość, że moja dziewczyna nie ma na sobie bielizny. Nawet teraz, kiedy zjeżdżamy
windą, cały czas myślę o tym, że pod spódnicą nic nie ma.
Twój żart obrócił się przeciwko tobie, Grey.

Milczy, kiedy prowadzonym przez Taylora samochodem jedziemy na północ drogą I-5.
Dostrzegam jezioro Union; księżyc chowa się za chmurami i woda ciemnieje, podobnie jak mój
nastrój. Po co zabieram ją do rodziców? Kiedy ją poznają, zaczną mieć jakieś oczekiwania. Ona
także. A ja nie jestem pewien, czy związek, którego z nią pragnę, zdoła te oczekiwania spełnić.
Co gorsza sam do tego doprowadziłem, nalegając, by poznała Grace. Mogę za to winić jedynie
siebie. Siebie, jak również fakt, że Elliot posuwa współlokatorkę Any.
Kogo ja oszukuję? Gdybym nie chciał, żeby poznała moją rodzinę, nie byłoby jej tutaj. Szkoda
tylko, że tak się tym wszystkim denerwuję.
Tak. W tym właśnie tkwi problem .
– Gdzie się tak nauczyłeś tańczyć? – pyta, przerywając mi moje rozmyślania.
Och, Ano. Nie chce tego usłyszeć.

„Christianie, trzymaj mnie, właśnie tak. Jak trzeba. Jeden krok. Drugi. Dobrze. Trzymaj się
rytmu. Sinatra idealnie nadaje się do fokstrota”.
Elena jest w swoim żywiole.
– Tak jest, proszę pani.

– Naprawdę chcesz wiedzieć? – pytam.
– Tak – odpowiada, jej ton jednak zdradza co innego.
Zapytałaś. Wzdycham w ciemnościach.
– Pani Robinson bardzo lubiła tańczyć.
– Musiała być doskonałą nauczycielką. – W jej szepcie słychać żal i niechętny podziw.
– Owszem.

„Tak dobrze. Jeszcze raz. Raz. Dwa. Trzy. Cztery. Dziecinko, załapałeś”.
Elena i ja suniemy po piwnicy.
„Jeszcze raz”. Śmieje się, odrzucając do tyłu głowę, i wygląda na dwa razy młodszą, niż jest

w rzeczywistości.

Ana kiwa głową i wpatruje się w krajobraz za szybą samochodu, bez wątpienia próbując
wypracować jakąś teorię na temat Eleny. A może rozmyśla o spotkaniu z moimi rodzicami.
Chciałbym wiedzieć. Może się denerwuje. Jak ja. Nigdy dotąd nie przyprowadziłem dziewczyny
do domu.
Ana zaczyna się wiercić, co mi mówi, że coś ją dręczy. Czy martwi się tym, co dzisiaj
zrobiła?
– Przestań – mówię głosem łagodniejszym, niż zamierzałem.
Obraca się, by na mnie spojrzeć, lecz w ciemności nie widzę wyrazu jej twarzy.
– Co mam przestać?
– Za dużo myśleć, Anastasio. – Obojętnie o czym. Ujmuję jej dłoń i całuję. – To było
wspaniałe popołudnie. Dziękuję.
Dostrzegam błysk zębów i nikły uśmieszek.
– Czemu użyłeś spinki do kabli? – pyta.
Pyta o dzisiejsze popołudnie; to dobrze.
– Szybko i łatwo można jej użyć, a dla ciebie to nowe doznanie i doświadczenie. To prawda,
są odrobinę brutalne, a to właśnie lubię w narzędziach do krępowania. – Zasycha mi w gardle,
gdy staram się, żeby nasza rozmowa na powrót stała się żartobliwa. – Poza tym skutecznie cię
unieruchamiają.
Spogląda na Taylora na przednim siedzeniu.
Kochanie, nie przejmuj się Taylorem . Doskonale wie, co się dzieje, już od czterech lat.
– To wszystko jest częścią mojego świata. – Ściskam uspokajająco jej dłoń i wypuszczam
z uścisku.
Ana obraca się do okna. Jedziemy mostem 520 przez Jezioro Waszyngtona, ze wszystkich
stron otoczeni wodą. Tę część drogi lubię najbardziej. Ana podwija pod siebie nogi i siedzi
skulona, obejmując kolana ramionami.
Coś ją gryzie.
Gdy na mnie spogląda, pytam.
– Grosik za twoje myśli?
Wzdycha.
Cholera.
– Aż tak źle?
– Chciałabym znać twoje myśli – odpowiada.
Uśmiecham się zadowolony, że nie wie, co naprawdę chodzi mi po głowie.
– A ja twoje, maleńka.

Taylor podjeżdża pod drzwi frontowe domu moich rodziców.
– Jesteś na to gotowa? – pytam.
Ana kiwa potakująco głową, a ja ściskam jej rękę.
– Dla mnie to też pierwszy raz – szepczę. Kiedy Taylor otwiera drzwi, posyłam jej złośliwy,
sprośny uśmieszek. – Na pewno teraz żałujesz, że nie masz na sobie majtek.
Oddech więźnie jej w gardle i robi gniewną minę, ja jednak wysiadam już z samochodu, żeby
przywitać się z matką i ojcem, którzy wyszli nam na spotkanie. Ana, idąc ku nam, jest chłodna
i opanowana.
– Anastasio, moją matkę, Grace, już znasz. Przedstawiam ci tatę, Carricka.
– Miło mi pana poznać, panie Grey. – Uśmiecha się i ściska jego wyciągniętą dłoń.
– Cała przyjemność po mojej stronie, Anastasio.
– Proszę mi mówić Ana.
– Ano, cudownie widzieć cię znowu. – Grace obejmuje ją i ściska. – Zapraszam do środka,
moja droga.
Ujmując Anę za rękę, prowadzi ją za próg, ja podążam jej bezmajtkowym śladem.
– Przyszła? – krzyczy Mia gdzieś z głębi domu.
Ana posyła mi zaskoczone spojrzenie.
– To Mia, moja młodsza siostra.
Oboje zwracamy się w stronę, z której dobiega stukot wysokich obcasów. I oto zjawia się
Mia.
– Anastasio! Tyle o tobie słyszałam! – Mia obejmuje Anę i serdecznie ściska.
Jest co prawda wyższa od Any, ale przypominam sobie, że obie są niemal w tym samym
wieku.
Mia chwyta Anę za rękę i prowadzi ją do przedpokoju, ja wraz z rodzicami podążam za
nimi.

– Nigdy wcześniej nie przyprowadzał do domu dziewczyn – mówi Mia do Any piskliwie.
– Mio, uspokój się – beszta ją Grace.
Właśnie, do kurwy nędzy. Przestań się wygłupiać.
Ana zauważa, jak przewracam oczami, i posyła mi omdlewające spojrzenie.
Grace na powitanie całuje mnie w oba policzki.
– Witaj, kochanie.
Promienieje, szczęśliwa, że ma w domu wszystkie dzieci. Carrick wyciąga do mnie rękę.
– Witaj, synu. Dawno się nie widzieliśmy.
Wymieniamy uścisk dłoni i za paniami wchodzimy do kuchni.
– Tato, widzieliśmy się zaledwie wczoraj – mruczę pod nosem.
– Ojcowskie żarty – mój ojciec jest w nich mistrzem.
Kavanagh i Elliot siedzą przytuleni na jednej z kanap. Jednak kiedy wchodzimy, Kavanagh
wstaje, żeby uściskać Anę.
– Christianie – wita mnie uprzejmym skinieniem głowy.
– Kate.
Teraz Elliot obejmuje Anę swoimi wielkimi łapskami.
Kurwa, kto by pomyślał, że moja rodzina nagle zrobi się taka ckliwa?
Zostaw ją. Wbijam wzrok w Elliota, a on się uśmiecha – ma minę, która mówi ja-tylko-cipokazuję-
jak-się-to-robi. Obejmuję Anę w pasie i przyciągam do siebie. Wszystkie oczy są
skierowane na nas.
Niech to diabli. Czuję się jak na jakimś pokazie dziwadeł.
– Coś do picia? – proponuje mój ojciec. – Prosecco?
– Poproszę – odpowiadamy z Aną jednocześnie.
Mia podskakuje i klaszcze w dłonie.
– Już nawet mówicie to samo. Przyniosę wino.
Wybiega pędem z pokoju.
Co, u licha, wstąpiło w moją rodzinę?
Ana marszczy brwi. Pewnie też uważa, że zachowują się dziwnie.
– Kolacja już prawie gotowa – oznajmia Grace, wychodząc za Mią z pokoju.
– Siadaj – rozkazuję Anie, prowadząc ją do jednej z sof.
Wykonuje polecenie, a ja zajmuję miejsce obok niej, bacząc, żeby jej nie dotykać. Muszę dać
przykład mojej nadmiernie wylewnej rodzinie.
A może zawsze tacy byli?
Ojciec odwraca moją uwagę.
– Właśnie rozmawialiśmy o wakacjach, Ano. Elliot postanowił, że wybierze się na Barbados
razem z Kate i jej rodziną.
Stary! Patrzę na Elliota. Gdzie się podział facet „kochaj je i rzucaj”? Kavanagh musi być niezła
w łóżku. Ale też na taką wygląda.
– Czy teraz, kiedy już się obroniłaś, planujesz jakąś przerwę? – zwraca się Carrick do Any.
– Myślę, czyby nie pojechać do Georgii na kilka dni – odpowiada.
– Do Georgii? – wykrzykuję, niezdolny ukryć zdumienie.
– Tam mieszka moja mama – mówi Ana, a jej głos drży. – Dawno jej nie widziałam.
– Kiedy zamierzasz wyjechać? – pytam gwałtownie.
– Jutro, późnym wieczorem.
Jutro! Co jest, kuźwa? A ja dowiaduję się o tym dopiero teraz?
Wraca Mia z różowym prosecco dla Any i dla mnie.
– Twoje zdrowie! – Tato podnosi kieliszek.
– Na jak długo? – nie ustępuję, starając się zapanować nad głosem.
– Jeszcze nie wiem. Wszystko zależy od jutrzejszych rozmów kwalifikacyjnych.
Rozmowy kwalifikacyjne? Jutro?
– Anie należy się odpoczynek – wtrąca się Kavanagh, wpatrując się we mnie ze źle skrywaną
niechęcią.
Mam ochotę powiedzieć, że to nie jej pieprzony interes, ale przez wzgląd na Anę gryzę się
w język.
– Masz rozmowy? – zwraca się tato do Any.
– Tak, w sprawie staży, w dwóch wydawnictwach, jutro.
Kiedy zamierzała mi o tym powiedzieć? W ciągu zaledwie dwóch minut tutaj dowiaduję się
o szczegółach jej życia, które powinienem był znać wcześniej!
– A zatem życzę ci powodzenia. – Carrick mówi do niej z lekkim uśmiechem.
– Kolacja gotowa – woła Grace z drugiego końca holu.
Pozwalam, żeby wszyscy wyszli z pokoju, zanim jednak Ana zdąży pójść w ich ślady,
przytrzymuję ją za łokieć.
– Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, że wyjeżdżasz? – Moja złość gwałtownie rośnie.
– Nie wyjeżdżam, tylko jadę zobaczyć się z mamą. Poza tym tylko o tym myślałam. – Ana
zbywa mnie jak jakieś dziecko.
– A nasza umowa?
– Żadnej umowy jeszcze nie mamy.
Ale…
Prowadzę nas przez drzwi salonu do przedpokoju.
– To jeszcze nie koniec tej rozmowy – ostrzegam ją, gdy wchodzimy do jadalni.
Mama przeszła samą siebie – najlepsza porcelana, najlepsze kryształy – na cześć Any
i Kavanagh. Przytrzymuję Anie krzesło; siada, ja zajmuję miejsce obok niej. Mia uśmiecha się do
nas promiennie z drugiej strony stołu.
– Gdzie poznałeś Anę? – pyta.
– Przeprowadzała ze mną wywiad dla studenckiej gazety WSU.
– Której Kate jest redaktorką – wchodzi mi w słowo Ana.
– Chcę zostać dziennikarką – tłumaczy Kate Mii.
Mój ojciec proponuje Anie wino, gdy tymczasem Mia i Kate rozprawiają o dziennikarstwie.
Kavanagh ma praktyki w „Seattle Timesie”, które bez wątpienia załatwił jej ojciec.
Kątem oka dostrzegam, że Ana mi się przygląda.
– Co? – pytam.
– Proszę, nie złość się na mnie – mówi, ale tak cicho, żebym tylko ja ją słyszał.
– Nie jestem na ciebie zły – kłamię.
Mruży oczy i nie mam wątpliwości, że mi nie wierzy.
– Tak, jestem zły – przyznaję.
W tej chwili dociera do mnie, że przesadzam. Zamykam oczy.
Weź się w garść, Grey.
– Tak zły, że świerzbi cię ręka? – pyta szeptem.
– O czym tak szepczecie? – przerywa nam Kavanagh.
Dobry Boże! Zawsze jest taka? Bez przerwy się wtrąca? Jak, do ciężkiej cholery, Elliot z nią
wytrzymuje? Mierzę ją wściekłym spojrzeniem, a ona ma na tyle rozumu, żeby odpuścić.
– O moim wyjeździe do Georgii – mówi Ana, pełna słodyczy i wdzięku.
Kate uśmiecha się złośliwie.
– Co mówił José, kiedy w piątek poszliście do baru? – pyta, spoglądając na mnie bezczelnie.
O. Co. Kurwa. Chodzi?
Czuję, jak Ana sztywnieje.
– Nic szczególnego. Wszystko u niego w porządku – odzywa się cicho.
– Tak zły, że świerzbi mnie ręka – szepczę do niej. – Zwłaszcza w tej chwili.
Więc poszła do baru z facetem, który próbował wepchnąć jej język do gardła, kiedy
widziałem go ostatnio. A wtedy już zgodziła się być moja. Wymyka się do baru z innym
facetem? I to bez mojego pozwolenia…
Zasługuje na karę.
Zaczynają podawać kolację.
Zgodziłem się nie traktować jej zbyt surowo… Może powinienem użyć bata z chwostem.
A może zwyczajnie spiorę ją po tyłku, tyle że mocniej niż ostatnio. Tutaj. Dzisiaj.
Tak. Widzę tu pewne możliwości.
Ana spuściła oczy i wpatruje się w swoje palce. Kate, Elliot i Mia dyskutują o francuskiej
kuchni, a tato wraca właśnie do stołu. Gdzie się podziewał?
– Kochanie, telefon do ciebie. Ze szpitala – zwraca się do Grace.
– Proszę, zaczynajcie beze mnie – mówi moja mama, podając półmisek z jedzeniem Anie.
Pachnie smakowicie.
Ana oblizuje wargi, na co reaguje moje krocze. Musi konać z głodu. Dobrze. To już coś.
Mama przeszła samą siebie: chorizo, przegrzebki, papryka. Fajnie. Dociera do mnie, że i ja
jestem głodny. Nie wpływa to na poprawę mojego nastroju. Kiedy jednak patrzę, jak Ana je,
rozchmurzam się.
Wraca Grace, wyraźnie zmartwiona.
– Coś się stało? – pyta tato, a my wszyscy spoglądamy na nią.
– Kolejny przypadek odry. – Grace wzdycha ciężko.
– O nie – mówi tato.
– Tak, u dziecka. Czwarty przypadek w tym miesiącu. Czemu ludzie nie szczepią swoich
dzieci? – Grace potrząsa głową. – Tak się cieszę, że nasze dzieci przez to nie przechodziły.
Najgorsze, co im się przytrafiło, to ospa wietrzna. Biedy Elliot.
Wszyscy patrzymy na Elliota, który nieruchomieje, z ustami pełnymi jedzenia
i gamoniowatą miną. Nie lubi być w centrum zainteresowania.
Kavanagh rzuca Grace pytające spojrzenie.
– Christian i Mia mieli prawdziwe szczęście – tłumaczy Grace. – Przechodzili to bardzo
łagodnie, można powiedzieć, że mieli jednego pryszcza na spółkę.
Och, m am o, daj tem u spokój.
– Tato, widziałeś mecz Marines? – Elliot najwyraźniej bardzo chce zmienić temat, podobnie
jak ja.
– Nie do wiary, że pokonali Jankesów – mówi Carrick.
– A ty, cwaniaku, widziałeś mecz? – pyta mnie Elliot.
– Nie. Ale czytam dział sportowy.
– Marines mają dobrą passę. Z jedenastu meczów dziewięć wygranych, można mieć
nadzieję – tato jest podekscytowany.
– Na pewno mają lepszy sezon niż w 2010 – dodaję.
– Gutierrez był niesamowity. Ależ łapał! Rany! – Elliot wyrzuca ramiona w górę. Kavanagh
patrzy na niego z uwielbieniem zakochanej kretynki.
– Jak ci się mieszka w nowym miejscu, kochanie? – zwraca się Grace do Any.
– Spędziłyśmy tam zaledwie jedną noc i muszę się jeszcze rozpakować, ale bardzo się
cieszę, że mieszkamy w centrum, zaledwie kilka kroków do Pike Place, no i niedaleko wody.

– Och, to znaczy, że mieszkacie bardzo blisko Christiana – stwierdza Grace.
Pomocnica mamy zaczyna sprzątać ze stołu. Wciąż nie mogę zapamiętać, jak ma na imię.
Jest Szwajcarką, Austriaczką, czy coś w tym stylu, i nie przestaje mizdrzyć się do mnie
i trzepotać rzęsami.
– Byłaś w Paryżu, Ano? – pyta Mia.
– Nie, ale bardzo chciałabym pojechać.
– My spędziliśmy nasz miesiąc miodowy w Paryżu – mówi mama.
Spoglądają na siebie z ojcem, czego wolałbym nie widzieć. Najwyraźniej doskonale się tam
bawili.
– To takie piękne miasto, mimo paryżan. Christianie, powinieneś zabrać tam Anę! –
wykrzykuje Mia.
– Wydaje mi się, że Ana wolałaby Londyn – odpowiadam na idiotyczną sugestię siostry.
Kładę dłoń na kolanie Any i bardzo powoli przesuwam ją po wewnętrznej stronie uda.
Sukienka podnosi się w ślad za moimi palcami. Chcę jej dotknąć; pieścić w miejscu, w którym
powinna mieć majtki. Mój penis podnosi się wyczekująco, a ja duszę w sobie jęk i poprawiam się
na krześle.
Ana drga i odsuwa się ode mnie, próbując skrzyżować nogi, jak jednak zaciskam rękę na jej
udzie.
Ani się waż!
Ana upija łyk wina, nie odrywając wzroku od gosposi mojej matki, która podaje nam
przystawki.
– Czym paryżanie tak ci się narazili? Czyżby nie przypadł im do gustu twój ujmujący sposób
bycia? – Elliot naigrawa się z Mii.
– Uch, nie, nie przypadł. A m on sieur Floubert, ten potwór, dla którego pracowałam, był
strasznie dominującym tyranem.
Ana krztusi się winem.
– Anastasio, dobrze się czujesz? – pytam, uwalniając jej udo.
Kiwa głową. Policzki ma zarumienione. Klepię ją po plecach i delikatnie głaskam po karku.
Dominujący tyran? Taki jestem? Ta myśl mnie rozbawia. Mia posyła mi spojrzenie wyrażające
aprobatę dla mojej publicznej demonstracji czułości.
Mama przygotowała swoje popisowe danie, beef Wellington, czyli polędwicę pieczoną
w cieście francuskim według przepisu przywiezionego z Londynu. Muszę powiedzieć, że niewiele
jej brakuje do wczorajszego pieczonego kurczaka w maślance. Choć dopiero co się krztusiła, Ana
pałaszuje z zapałem i cieszę się, widząc, jak je. Musi być głodna po naszym dość wyczerpującym
popołudniu. Popijam wino i rozmyślam nad innymi sposobami pobudzenia jej apetytu.
Mia i Kavanagh rozprawiają o zaletach i wadach St. Bart kontra Barbados, na który wybiera
się rodzina Kavanagh.
– Pamiętacie Elliota i meduzę? – Oczy Mii błyszczą, gdy spogląda na Elliota i na mnie.
Parskam śmiechem.
– Kiedy piszczał jak dziewczyna? Jasne.
– Hej, to mógł być żeglarz portugalski! Nienawidzę meduz. Wszystko psują – mówi Elliot
dobitnie.
Mia i Kate wybuchają śmiechem, kiwając zgodnie głowami.
Ana pochłania jedzenie i przysłuchuje się przekomarzaniom. Wszyscy się uspokoili i moja
rodzina nie zachowuje się już dziwnie. Czemu jestem taki spięty ? Przecież takie rzeczy są na
porządku dziennym, jak kraj długi i szeroki rodziny spotykają się przy wspólnym stole i miło
spędzają czas. Jestem spięty, bo mam u boku Anę? Martwię się, że jej nie polubią albo oni nie
przypadną jej do gustu? A może dlatego, że, do kurwy nędzy, jutro wyjeżdża do Georgii, a ja

o niczym nie wiedziałem?
niczym nie wiedziałem?
Czuję się zagubiony.
Mia jak zwykle gra pierwsze skrzypce. Zabawnie opowiada o swoim życiu we Francji
i gotowaniu po francusku.
– Och, mamo, les pâtisseries son t tout sim plem en t fabuleuses. La tarte aux pom m es de M.
Floubert est in croyable – mówi.
– Mia, chérie, tu parles fran çais – przerywam jej. – Nous parlon s an glais ici. Eh bien , à
l’exception bien sûr d’Elliot. Il parle idiote, couram m en t.
Mia odrzuca do tyłu głowę i zanosi się śmiechem, co jest bardzo zaraźliwe.
Jednak pod koniec kolacji napięcie zaczyna mnie męczyć. Chcę być sam z moją dziewczynką.
Więcej nie zniosę tej głupawej paplaniny, nawet z własną rodziną.
Zerkam na Anę, a potem ujmuję i podnoszę jej brodę.
– Nie zagryzaj wargi. Chcę to zrobić.
Muszę też ustalić kilka podstawowych zasad. Musimy porozmawiać o jej wymyślonej
naprędce podróży do Georgii i wypadach do baru z facetami, którzy się w niej durzą. Znowu
kładę rękę na kolanie Any; muszę jej dotknąć. Poza tym, bez względu na okoliczności, powinna
się godzić, bym ją dotykał, kiedy tylko przyjdzie mi na to ochota. Obserwuję jej reakcję, gdy
moje palce suną po jej udzie ku wolnej od majtek strefie. Wstrzymuje oddech i zaciska uda,
więżąc moją rękę.
O to chodzi.
Muszę znaleźć jakąś wymówkę, żebyśmy mogli wstać od stołu.
– Może oprowadzę cię po posiadłości? – zwracam się do Any, nie dając jej jednak szansy na
odpowiedź.
Oczy ma jasne i poważne, kiedy podaje mi rękę.
– Proszę wybaczyć – zwraca się do Carricka, a ja wyprowadzam ją z jadalni.
W kuchni mama i Mia sprzątają.
– Idę pokazać Anastazji ogród z tyłu – oznajmiam matce z udawaną wesołością.
Na zewnątrz mój nastrój się obniża, a na powierzchnię wypływa gniew.
Majtki. Fotograf. Georgia.
Przechodzimy przez taras i po schodkach wspinamy się na trawnik. Ana przystaje na chwilę,
żeby spojrzeć na rozciągający się widok.
Jasne, jasne. Seattle. Światła. Księżyc. Woda.
Idę po rozległym trawniku, kierując się w stronę hangaru na łodzie.
– Zatrzymaj się, proszę – błaga Ana.
Przystaję i wbijam w nią wzrok.
– Obcasy. Muszę zdjąć buty.
– Nie ma potrzeby – warczę i szybko przerzucam ją sobie przez ramię. Piszczy zaskoczona.
Do licha. Wymierzam jej mocnego klapsa w tyłek.
– Bądź cicho! – mówię ostro i dalej maszeruję przed siebie.
– Dokąd idziemy? – jęczy, gdy podskakuje na moim ramieniu.
– Do hangaru.
– Po co?
– Muszę pobyć z tobą sam na sam.
– Dlaczego?
– Ponieważ najpierw spuszczę ci lanie, a potem cię przelecę.
– Dlaczego? – jęczy.
– Dobrze wiesz dlaczego – odpowiadam z gniewem.
– Wydawało mi się, że jesteś facetem tu-i-teraz.
– Anastasio, jestem dokładnie tu i teraz, uwierz mi.
Pchnięciem otwieram drzwi do hangaru, wchodzę i zapalam światło. Podczas gdy
jarzeniówki budzą się do życia, ja wspinam się po schodach do kanciapy. Tam włączam kolejny
przycisk i ostre światło halogenów zalewa pokoik.
Zsuwam Anę z siebie, cały płonąc pod jej dotykiem, i stawiam ją na podłodze. Włosy ma
ciemne i w nieładzie, oczy lśniące w blasku lamp i wiem, że nie ma majtek. Pragnę jej. Teraz.
– Proszę, nie bij mnie – szepcze.
Nie rozumiem. Wpatruję się w nią w osłupieniu.
– Nie chcę, żebyś mnie bił, nie tutaj, nie teraz. Proszę cię.
Ale… Gapię się na nią, sparaliżowany. Po to tu przyszliśmy. Unosi rękę i przez chwilę nie
mam pojęcia, co chce zrobić. W gardle kotłuje mi się ciemność i jeśli Ana mnie dotknie, uduszę
się. Ona jednak przykłada mi palce do policzka i delikatnie muskając, przesuwa je do brody.
Ciemność znika, a ja przymykam oczy, czując na sobie jej koniuszki palców. Drugą dłonią
mierzwi mi włosy, przeczesując je palcami.
– Ach – wydaję jęk i nie wiem, czy przerażenia, czy tęsknoty.
Nie mogę złapać tchu, stoję na skraju przepaści. Kiedy otwieram oczy, Ana zbliża się
i przywiera do mnie ciałem. Obie dłonie wsuwa w moje włosy i lekko nimi szarpie, jednocześnie
unosząc ku mnie usta. Przyglądam się temu jak przypadkowy przechodzień. Opuściłem swoje
ciało, jestem tylko widzem. Nasze usta się stykają i zamykam oczy, kiedy jej język penetruje
moje usta. Mój jęk wyrywa mnie z zaklęcia.
Ana.
Obejmuję ją, odwzajemniam pocałunek, wyzwalając się w nim z dwugodzinnych mąk.
Nasze języki się spotykają. Chwytam ją za włosy i rozkoszuję się jej smakiem, jej językiem, jej
ciałem wtulonym w moje, które zaczyna płonąć jak benzyna.
Kurwa.
Odsuwam się i oboje z trudem łapiemy oddech. Ana kurczowo przytrzymuje się moich
ramion. Nie wiem, co się dzieje. Chciałem spuścić jej lanie. Ale ona się nie zgodziła. Podobnie jak
wcześniej przy stole.
– Co ty ze mną robisz?
– Całuję cię.
– Powiedziałaś nie.
– Słucham? – Jest zdumiona, a może już zapomniała, co się stało.
– Przy stole, nogami.
– Ale przecież siedzieliśmy przy stole twoich rodziców.
– Nigdy wcześniej nikt mi nie odmówił. I to było takie… podniecające.
I tak zupełnie inne. Kładę rękę na jej plecach i przyciągam ją do siebie, próbując odzyskać
kontrolę.
– Jesteś zły i podniecony, bo powiedziałam nie? – odzywa się gardłowym głosem.
– Jestem zły, bo nie powiedziałaś mi o Georgii. Jestem zły, bo poszłaś się napić z tym
facetem, który chciał cię uwieść, kiedy byłaś pijana, i który cię zostawił z obcym facetem, kiedy
wymiotowałaś. Jaki przyjaciel tak się zachowuje? I jestem zły i podniecony, bo zacisnęłaś przede
mną uda.
I nie masz na sobie majtek.
Sunę palcami w górę jej ud, podciągając sukienkę.
– Chcę cię, i to natychmiast. A jeśli nie zamierzasz pozwolić dać sobie klapsa, na którego
zasługujesz, mam zamiar cię pieprzyć na kanapie teraz, szybko, dla swojej przyjemności, nie
twojej.
Tuląc ją do siebie, widzę, jak zaczyna dyszeć, kiedy dotykam jej włosów łonowych i wsuwam
w nią środkowy palec. Słyszę niski, seksowny jęk rozkoszy dobywający się z jej gardła. Jest taka
gotowa.
– To jest moje. Wszystko. Rozumiesz? – Wsuwam i wysuwam z niej palec, wciąż nie
wypuszczając jej z objęć. Usta jej się rozchylają ze zdziwienia i pożądania.
– Tak, twoje – szepcze.
Tak. Moje. I nie pozwolę ci o tym zapomnieć, Ano.
Popycham ją na kanapę, otwieram rozporek i kładę się na niej, przygważdżając ją pod sobą.
– Ręce na głowę – warczę przez zaciśnięte zęby.
Klękam i rozszerzam kolana, zmuszając ją, by rozsunęła jeszcze bardziej nogi.
Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjmuję prezerwatywę, marynarkę rzucam na podłogę. Nie
odrywając od Any oczu, rozrywam opakowanie, naciągam kondom na mojego niemogącego się
doczekać penisa. Ana kładzie ręce na głowie i wpatruje się we mnie oczami błyszczącymi
pożądaniem. Wpełzam na nią, a ona porusza się pode mną i drocząc się, unosi ku mnie biodra.
– Nie mamy dużo czasu, więc zrobimy to szybko, i chodzi o mnie, nie o ciebie, rozumiesz?
Nie wolno ci dojść albo spuszczę ci lanie – rozkazuję, skupiony na jej zamglonych, szeroko
otwartych oczach, i jednym szybkim mocnym pchnięciem wchodzę w nią. Rozlega się jej
rozkoszny, znajomy krzyk. Przyciskam ją, żeby nie mogła się poruszyć, i zaczynam ją pieprzyć,
chłonąc całą. Ona jednak chciwie unosi miednicę, wychodząc naprzeciw każdemu mojemu
pchnięciu, pobudzając mnie coraz bardziej.
Och, Ano. Tak, maleńka.
Porusza się wraz ze mną, nie wypadając z rytmu, raz za razem.
Och, czuć ją tak na sobie.
Zatracam się. W niej. W tym. W jej zapachu. I sam już nie wiem, czy dlatego, że jestem zły,
spięty, czy też…
Taaak. Dochodzę szybko i odchodząc od zmysłów, eksploduję w niej. Nieruchomieję.
Wypełniam ją. Posiadam. Przypominam, że jest moja.
Kurwa.
To było…
Wysuwam się z niej i klękam.
– Nie dotykaj się. – Głos mam ochrypły i bez tchu. – Chcę, żebyś była niezaspokojona. To
właśnie robisz mnie, kiedy ze mną nie rozmawiasz, odmawiasz mi tego, co moje.
Kiwa głową, rozciągnięta pode mną, z sukienką zadartą do pasa, tak że widzę ją rozwartą,
wilgotną i spragnioną, wyglądającą jak najprawdziwsza bogini, którą jest. Wstaję, zdejmuję
zużyty kondom i wiążę go w supełek. Ubieram się i podnoszę z podłogi marynarkę.
Oddycham głęboko i czuję się znacznie spokojniejszy.
Kurwa, to było coś.
– Lepiej wracajmy do domu.
Siada, spoglądając na mnie ciemnymi, nieprzeniknionymi oczami.
Boże, jest taka piękna.
– Proszę, możesz je już założyć. – Z kieszeni marynarki wyjmuję jej koronkowe majteczki
i podaję jej. Mam wrażenie, że próbuje się nie roześmiać.
Tak, tak. Gem, set i mecz dla ciebie, panno Steele.
– Christianie! – krzyczy Mia z dołu.
Cholera.
– W samą porę. Chryste, naprawdę potrafi być irytująca.
Ale to w końcu moja mała siostrzyczka. Z niepokojem spoglądam na Anę, która wkłada
majtki. Patrzy na mnie ze zmarszczonymi brwiami i wstaje, żeby poprawić sukienkę, po czym
przeczesuje włosy palcami.
– Tu jesteśmy, Mio – wołam. – No, panno Steele, czuję się odrobinę lepiej, ale i tak mam
ochotę spuścić ci lanie.
– Chyba sobie na nie nie zasłużyłam, panie Grey, zwłaszcza po pańskim niczym
niesprowokowanym ataku. – Głos ma rzeczowy i oficjalny.
– Niesprowokowany? Pocałowałaś mnie.
– Ponieważ najlepszą formą obrony jest atak.
– Obrony przed czym?
– Tobą i twoją świerzbiącą cię ręką. – Stara się zdusić uśmiech.
Rozlega się stukot obcasów Mii na schodach.
– Ale jakoś to zniosłaś? – pytam.
– Z trudem – odpowiada z uśmieszkiem.
– Och, tu jesteście! – wykrzykuje Mia i promiennie się do nas uśmiecha.
Gdyby pośpieszyła się o dwie minuty, sytuacja byłaby niezręczna.
– Oprowadzałem Anastasię.
Wyciągam do Any rękę, którą ona ujmuje. Najchętniej bym ucałował jej dłoń, ale tylko ją
ściskam.
– Kate i Elliot zbierają się do wyjścia. Widzieliście tych dwoje? Nie mogą się od siebie
oderwać. – Mia marszczy nos zdegustowana. – A wy, co tutaj robiliście?
– Pokazywałem Anastasii moje wioślarskie trofea. – Wolną ręką wskazuję na niby cenne
metalowe statuetki z wioślarskich czasów na Harvardzie ustawione na półce z tyłu kanciapy. –
Chodźmy pożegnać się z Kate i Elliotem.
Mia obraca się, by wyjść, a ja puszczam Anę przodem, zanim jednak wyjdziemy, daję jej
klapsa w pupę.
Wydaje stłumiony okrzyk.
– Zrobię to jeszcze raz, Anastasio, i to niedługo – szepczę jej do ucha, obejmując ramionami.
Całuję jej włosy.
Trzymając się za ręce, idziemy przez trawnik do domu, a Mia paple przez cały czas. Wieczór
jest piękny; dzień też był piękny. Cieszę się, że Ana poznała moją rodzinę.
Czemu nigdy wcześniej tego nie zrobiłem?
Bo nigdy nie chciałem .
Ściskam dłoń Any, a ona posyła mi nieśmiałe spojrzenie i och-jakże-słodki uśmiech. W drugiej
ręce trzymam jej buty, a kiedy docieramy do kamiennych schodów, schylam się, by zapiąć jej
sandałki.
– Proszę bardzo – mówię.
– Bardzo panu dziękuję, panie Grey – odpowiada.
– Cała przyjemność jest i była po mojej stronie.
– Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, panie – mówi z kpiną.
– Och, jesteście tacy słodcy! – zachwyca się Mia, gdy wchodzimy do kuchni.
Ana zerka na mnie z ukosa.
W holu Elliot i Kavanagh są gotowi do wyjścia. Ana ściska Kate, po chwili jednak odciąga ją
na bok, żeby coś jej powiedzieć. O co, do cholery, chodzi? Elliot chwyta Kate za ramię, a moi
rodzice machają im na pożegnanie, kiedy wsiadają do furgonetki Elliota.
– My też powinniśmy się zbierać, jutro masz rozmowy kwalifikacyjne.
Muszę odwieźć ją do jej mieszkania, a dochodzi już prawie jedenasta w nocy.
– Baliśmy się, że on już nigdy nikogo sobie nie znajdzie! – wybucha Mia, obejmując Anę
z całej siły.
Och, do kurwy nędzy…
– Uważaj na siebie, Ano, kochanie – mówi Grace i uśmiecha się ciepło do mojej dziewczynki.
Przyciągam Anę do swego boku.
– Nie przestrasz jej i nie zepsuj nadmierną czułością.
– Christianie, skończ z tymi kpinami – strofuje mnie Grace, jak ma w zwyczaju.
– Mamo. – Całuję ją szybko w policzek.
Dziękuję, że zaprosiłaś Anę. To było jak objawienie.
Ana żegna się z moim tatą i idziemy w stronę audi. Taylor czeka, trzymając dla niej otwarte
tylne drzwi.
– Cóż, wygląda na to, że moja rodzina też cię polubiła – zauważam, gdy siedzę już obok niej
na tylnym siedzeniu.
W jej oczach odbija się światło padające z werandy domu rodziców, ale nie umiem
powiedzieć, o czym myśli. Taylor gładko wyjeżdża na drogę, a twarz Any pogrąża się w cieniu.
Dostrzegam, że zerka na mnie w blasku ulicznych lamp co chwilę rozświetlających wnętrze
samochodu. Jest niespokojna. Coś się dzieje.
– O co chodzi? – pytam.
Z początku milczy, a kiedy w końcu się odzywa, w jej głosie pobrzmiewa pustka.
– Wydaje mi się, że poczułeś się zmuszony, żeby przedstawić mnie swoim rodzicom. Gdyby
Elliot nie zaprosił Kate, ty nigdy byś mi tego nie zaproponował.
Psiakrew . Ona nie rozumie. To był dla mnie pierwszy raz. Denerwowałem się. Wie przecież,
że gdybym nie chciał jej tutaj, nie byłoby jej. Gdy ze światła wjeżdżamy w cień, widzę, że jest
zamknięta w sobie i smutna.
Grey, z tego nic nie będzie.
– Anastasio, bardzo się cieszę, że poznałaś moich rodziców. Czemu tak w siebie nie
wierzysz? Nigdy nie przestajesz mnie zadziwiać. Jesteś taką silną, niezależną młodą kobietą,
a tak negatywnie siebie postrzegasz. Gdybym nie chciał, żebyś ich poznała, nie byłoby cię tutaj.
Czy tak właśnie się czułaś podczas całej wizyty?
Potrząsam głową, ujmuję ją za rękę i po raz kolejny ściskam, dodając otuchy.
Zerka zdenerwowana na Taylora.
– Nie zwracaj uwagi na Taylora. Mów do mnie.
– Tak. Tak właśnie się czułam – mówi cicho. – I jeszcze jedno, tylko dlatego wspomniałam
o Georgii, że Kate mówiła o Barbadosie. Jeszcze się nie zdecydowałam.
– Chcesz pojechać w odwiedziny do matki?
– Tak.
Wraca mój niepokój. Chce się wycofać? Jeżeli pojedzie do Georgii, jej matka może ją
przekonać, żeby znalazła sobie kogoś bardziej… odpowiedniego, kogoś, kto jak jej matka wierzy
w romantyczność.
Wpadam na pomysł. Ana poznała moją rodzinę; ja poznałem Raya; może powinienem
poznać jej matkę, nieuleczalną romantyczkę. Oczarować ją.
– Mogę pojechać z tobą? – pytam, choć wiem, że odmówi.
– Hm, to chyba nie najlepszy pomysł – odpowiada, zdziwiona moim pytaniem.
– Czemu?
– Miałam nadzieję odetchnąć nieco od tej całej… intensywności. Zastanowić się nad
wszystkim.
Cholera. Naprawdę chce mnie zostawić.
– Jestem zbyt intensywny?
Śmieje się.
– Delikatnie rzecz ujmując.
Do licha, uwielbiam ją rozśmieszać, nawet własnym kosztem; odczuwam ulgę, że
zachowała poczucie humoru. Może jednak nie chce mnie zostawić.
– Czy śmieje się pani ze mnie, panno Steele?
– Nie miałabym śmiałości, panie Grey.
– Myślę, że jednak masz śmiałość, i myślę, że często się ze mnie śmiejesz.
– Jesteś całkiem zabawny.
– Zabawny?
– O, tak.
Stroi sobie ze mnie żarty. Coś całkiem nowego.
– Zabawny, bo dziwaczny, czy zabawny tak po prostu, ha-ha?
– Bardzo dziwaczny i trochę tak po prostu, ha-ha.
– Dziwaczny pod jakim względem?
– O tym sam musisz zdecydować.
Wzdycham.
– Nie wiem, czy tam, gdzie chodzi o ciebie, jestem w stanie zdecydować o czymkolwiek. –
Ton mam oschły. – Nad czym to musisz się zastanowić w Georgii?
– Nad nami.
Kurwa.
– Powiedziałaś, że spróbujesz – przypominam jej łagodnie.
– Wiem.
– Nachodzą cię wątpliwości?
– Być może.
Jest gorzej, niż myślałem.
– Dlaczego?
Spogląda na mnie w milczeniu.
– Dlaczego, Anastasio? – nalegam. Wzrusza ramionami, kąciki ust ma opuszczone, a ja mam
nadzieję, że ujmując jej dłoń, dodam jej odwagi. – Porozmawiaj ze mną. Nie chcę cię stracić. Ten
ostatni tydzień…
Był najlepszy w całym moim życiu.
– Wciąż chcę więcej – mówi zduszonym głosem.
O nie, nie znowu. Co muszę jej powiedzieć?
– Wiem. Spróbuję. – Chwytam ją pod brodę. – Dla ciebie, Anastasio, spróbuję.
Przecież w łaśn ie przedstaw iłem cię m oim rodzicom , n a litość boską.
Nagle rozpina pas bezpieczeństwa i w mgnieniu oka siada mi na kolanach.
Co u licha?
Siedzę nieruchomo, kiedy ona chwyta w ręce moją głowę, jej usta odnajdują moje i całuje
mnie przymilnie, zanim ciemność we mnie zdąży się obudzić. Przesuwam dłońmi po jej plecach,
aż obejmuję jej głowę i odwzajemniam jej namiętność, smakując jej słodkie, o jakże słodkie usta,
poszukując odpowiedzi… Jej nieoczekiwana demonstracja uczuć rozbraja mnie całkowicie.
Zupełnie nowe doznanie. Jestem zagubiony. Myślałem, że chce odejść, a teraz siedzi mi na
kolanach i po raz kolejny budzi moje pożądanie.
Nigdy… nigdy dotąd… Ano, nie wyjeżdżaj.
– Zostań u mnie na noc. Jeżeli pojedziesz, nie będę cię widział cały tydzień. Proszę – błagam
ją szeptem.
– Tak – mruczy. – Ja też spróbuję. I podpiszę umowę.
Och, maleńka.
– Podpiszesz po powrocie z Georgii. Przemyśl to sobie. Przemyśl to sobie dokładnie. – Chcę,
żeby zrobiła to chętnie, nieprzymuszona, nie chcę wywierać na nią nacisku. No, przynajmniej
jakaś część mnie nie chce. Ta racjonalna.
– Tak zrobię – odpowiada i sadowi się obok mnie.
Ta kobieta owinęła mnie sobie wokół palca, tańczę, jak mi zagra.
Cóż za ironia, Grey.
I mam ochotę się śmiać, bo odczuwam ulgę i jestem szczęśliwy, lecz w zamian tylko ją tulę,
wdychając jej upajający, niosący ukojenie zapach.
– Powinnaś zapiąć pas – strofuję ją, ale nie chcę, żeby się poruszyła.
Zostaje w moich objęciach, jej ciało stopniowo się rozluźnia. Ukryta we mnie ciemność
milczy, a moje sprzeczne emocje sprawiają, że jestem kompletnie skołowany. Czego ja od niej
potrzebuję?
Nie w tę stronę miał zmierzać nasz związek, ale lubię ją tak tulić, czuć ją w swoich
ramionach. Całuję jej włosy, odchylam się i rozkoszuję jazdą w kierunku Seattle.
Taylor zatrzymuje się przed wejściem do Escali.
– Jesteśmy w domu – szepczę do Any.
Niechętnie wypuszczam ją z objęć, lecz nie mam wyjścia. Taylor otwiera drzwi samochodu
i Ana podąża wraz ze mną do budynku.
Ana drży.
– Gdzie masz żakiet? – pytam, zdejmując marynarkę, by ją nią okryć.
– Został w moim nowym samochodzie – odpowiada z ziewnięciem.
– Zmęczona pani, panno Steele?
– Tak, panie Grey – odpowiada. – Nawet nie przypuszczałam, że mogę zostać zdominowana
tak jak dzisiaj.
– Cóż, jeżeli nie dopisze ci szczęście, mogę cię jeszcze trochę zdominować.
Jeśli szczęście dopisze mnie.
W windzie stoi oparta o ścianę. W mojej marynarce wydaje się szczupła, drobna i seksowna.
Gdyby nie miała na sobie majtek, mógłbym ją wziąć tutaj… Wyciągam rękę i uwalniam jej wargę
spod zębów.
– Któregoś dnia zerżnę cię w tej windzie, Anastasio, ale w tej chwili jesteś zmęczona, myślę
więc, że łóżko powinno wystarczyć.
Nachylam się i delikatnie chwytam zębami jej dolną wargę. Wstrzymuje oddech i łapie
zębami moją górną wargę.
Czuję to w kroczu.
Chcę zabrać ją do łóżka i zatracić się w niej. Po naszej rozmowie w samochodzie chcę mieć
pewność, że jest moja. Po wyjściu z windy proponuję jej drinka, ona jednak odmawia.
– Dobrze. W takim razie chodźmy do łóżka.
Jest zdumiona.
– Wystarczy ci stary, dobry, waniliowy seks?
– Nie ma w nim nic starego ani dobrego. To niezwykle intrygujący smak.
– Od kiedy?
– Od ubiegłej soboty. Czemu? Czyżbyś miała chęć na coś bardziej egzotycznego?
– Och nie. Dość egzotyki jak na jeden dzień.
– Na pewno? Mamy do dyspozycji całe mnóstwo smaków, co najmniej trzydzieści jeden. –

Patrzę na nią lubieżnie.
– Zauważyłam. – Unosi jedną śliczną brew.
– Spokojnie, panno Steele. Przed panią jutro wielki dzień. Im szybciej znajdziesz się w łóżku,
tym szybciej cię przelecę i tym szybciej będziesz mogła zasnąć.
– Panie Grey, urodzony z pana romantyk.
– Panno Steele, bardzo pani wyszczekana. Chyba muszę panią trochę utemperować.
Chodźmy.
Tak. Mam już pewien pomysł.
Zamykając drzwi do swojej sypialni, czuję się dużo lżejszy. O wiele bardziej niż
w samochodzie. Ana wciąż tu jest.
– Ręce do góry – rozkazuję, a ona natychmiast jest mi posłuszna.
Chwytam kraj jej sukienki i jednym płynnym ruchem zdejmuję ją z niej, odsłaniając piękną
kobietę, która się pod nią ukrywała.
– Ta-dam!
Jestem magikiem. Ana chichocze i nagradza mnie oklaskami. Kłaniam się, zachwycony
naszą grą, i odkładam sukienkę na krzesło.
– Jaka będzie następna sztuczka? – pyta mnie z błyskiem w oczach.
– Och, moja kochana panno Steele. Połóż się na moim łóżku, a ja ci pokażę.
– Czy choć raz mogę udawać, że nie jestem taka łatwa? – droczy się ze mną, przekrzywiając
głowę na bok tak, że włosy spływają jej z ramienia.
Nowa gra. Interesujące.
– Cóż, drzwi są zamknięte. Nie bardzo wiem, jak możesz mi umknąć. Myślę, że sprawa jest
przesądzona.
– Ale jestem niezłą negocjatorką – odpowiada głosem cichym, lecz zdecydowanym.
– Podobnie jak ja.
Okej, o co tutaj chodzi? Czyżby nie była chętna? Jest zbyt zmęczona? Co jest?
– Nie chcesz się pieprzyć? – pytam zdezorientowany.
– Nie – szepcze.
– Och. – Cóż, jestem rozczarowany.
Przełyka i odzywa się bardzo cichutko.
– Chcę, żebyś się ze mną kochał.
Gapię się na nią osłupiały.
O co jej chodzi?
Kochać się? Przecież to robimy. To tylko inne określenie pieprzenia.
Przygląda mi się z poważną miną. Do diabła. Czy to miała na myśli, mówiąc, że chce więcej?
Serduszka i kwiatki, wszystkie te ckliwe bzdury? Ale to przecież tylko semantyka, czyż nie?
Semantyka.
– Ano, ja… – Czego ona ode mnie chce? – Wydawało mi się, że to właśnie robimy.
– Chcę cię dotykać.
Kurwa. Nie. Odsuwam się i czuję pochłaniającą mnie ciemność.
– Proszę – mówi szeptem.
Nie. Nie. Czy nie wyraziłem się jasno?
Nie znoszę, kiedy ktoś mnie dotyka. Nienawidzę.
Nigdy, przenigdy.
– Och, nie, panno Steele. Sądzę, że dość moich ustępstw na dzisiaj. Odmawiam.
– Odmawiasz? – pyta.
– Odmawiam.
Przez chwilę mam ochotę odesłać ją do domu albo na górę – gdziekolwiek, byle z dala ode
mnie. Nie chcę jej tutaj.
Nie dotykaj mnie.
Patrzy na mnie nieufnie, a ja myślę, że jutro wyjedzie i przez jakiś czas jej nie zobaczę.
Wzdycham. Nie mam na to siły.
– Posłuchaj, jesteś zmęczona. Ja jestem zmęczony. Po prostu chodźmy spać.
– To znaczy, że dotykanie jest twoją granicą bezwzględną?
– Tak. To żadna nowość. – W moim głosie słychać irytację.
– Proszę, powiedz mi dlaczego.
Nie mam ochoty się w to wdawać. Nie mam ochoty na tę rozmowę. Nigdy.
– Och, Anastasio, proszę. Zostawmy to na razie.
Mina jej rzednie.
– To dla mnie ważne – mówi z niepewnym błaganiem.
– Niech to szlag – mruczę do siebie. Z komody wyjmuję podkoszulek i rzucam jej. – Włóż to
i kładź się.
Czemu w ogóle się zgadzam, byśmy spali razem? Ale pytanie jest retoryczne: w głębi duszy
znam odpowiedź. Ponieważ z nią u boku śpię lepiej.
Jest moim łapaczem snów.
Przy niej nie mam koszmarów.
Odwraca się ode mnie i zdejmuje stanik, po czym zakłada podkoszulek.
Co jej mówiłem dzisiaj po południu w pokoju zabaw? Że nie wolno jej ukrywać przede mną
swojego ciała.
– Muszę iść do łazienki – oznajmia.
– Nagle prosisz o pozwolenie?
– Eee… nie.
– Anastasio, wiesz, gdzie jest łazienka. Akurat dzisiaj, w tej dziwnej sytuacji, w jakiej się
znaleźliśmy, nie musisz prosić mnie o pozwolenie na skorzystanie z łazienki.
Rozpinam i zdejmuję koszulę, a Ana pędem umyka z sypialni. Staram się zapanować nad
ogarniającym mnie gniewem.
Co w nią wstąpiło?
Po jednym wieczorze spędzonym u moich rodziców oczekuje serenad, zachodów słońca
i pieprzonych spacerów w deszczu. To nie moja bajka. Powiedziałem jej o tym. Nie bawię się
w romanse. Z ciężkim westchnieniem zdejmuję spodnie.
Ale ona chce więcej. Marzy jej się całe to romantyczne gówno.
Kurwa.
W garderobie wrzucam spodnie do kosza na brudy i wkładam dół od piżamy, po czym
wracam do sypialni.
Nic z tego nie będzie, Grey.
Ale chcę, żeby było.
Powinieneś pozwolić jej odejść.
Nie. Sprawię, że się nam uda. Jakoś.
Zegar w radiu pokazuje 23:46. Pora spać. Sprawdzam, czy nie mam żadnych pilnych rozmów
w telefonie. Nie. Energicznie pukam do drzwi łazienki.
– Wejdź – bulgocze Ana.
Szczotkuje zęby i dosłownie się pieni – moją szczoteczką. Pluje do umywalki, a ja staję obok
niej i patrzymy na siebie w lustrze. Oczy ma jasne, łobuzerskie, wesołe. Płucze szczoteczkę i bez
słowa mi podaje. Kiedy wkładam ją do ust, Ana jest bardzo z siebie zadowolona.
Zwyczajnie mi się to podoba i znika całe napięcie, jakie wytworzyło się między nami
podczas wcześniejszej rozmowy
– Nie krępuj się, zawsze możesz skorzystać z mojej szczoteczki – odzywam się
sardonicznie.
– Dziękuję, panie.
Uśmiecha się promiennie i przez chwilę mam wrażenie, że dygnie, ale ona wychodzi, bym
mógł spokojnie umyć zęby.
Gdy wracam do sypialni, Ana leży wyciągnięta pod kołdrą. Powinna tak leżeć pode mną.
– Wiesz, że nie tak sobie wyobrażałem zakończenie dzisiejszego wieczoru – mówię ponuro.
– Wyobraź sobie, że ja nie życzyłabym sobie, żebyś mnie dotykał – odpowiada, jak zwykle
kłótliwa.
Nie odpuści. Siadam na łóżku.
– Anastasio, mówiłem ci. Pięćdziesiąt twarzy. Na początku miałem ciężkie życie, nie
chciałabyś zaprzątać sobie tym głowy. Bo i czemu?
Nikt nie powinien zaprzątać sobie czymś takim głowy!
– Bo chcę cię lepiej poznać.
– Znasz mnie wystarczająco dobrze.
– Jak możesz tak mówić?
Podnosi się i klęka zwrócona twarzą do mnie, poważna i skupiona.
Ano. Ano. Ano. Zostaw to. Do kurwy nędzy.
– Przewracasz oczami – mówi. – Kiedy ostatnio ja tak zrobiłam, przełożyłeś mnie przez
kolano.
– Och, znowu chętnie bym to zrobił. – W tej chwili.
Rozpromienia się.
– Powiedz to i twoje marzenie się spełni.
– Co takiego?
– Słyszałeś.
– Targujesz się ze mną? – Mój głos zdradza niedowierzanie.
Kiwa potakująco głową.
– Negocjuję.
Marszczę brwi.
– Anastasio, to tak nie działa.
– Okej. Każ mi, a ja przewrócę oczami.
Śmieję się. Zachowuje się idiotycznie, ale tak ślicznie wygląda w moim podkoszulku. Na jej
twarzy maluje się pragnienie.
– Zawsze żądna informacji – nie mogę się nadziwić.
I przemyka mi przez myśl, że mógłbym spuścić jej lanie. Mam na to ochotę od kolacji, ale
teraz może się to okazać dobrą zabawą.
Wstaję z łóżka.
– Nigdzie nie odchodź – ostrzegam ją i wychodzę z pokoju.
Z gabinetu biorę klucz do pokoju zabaw i idę na górę. Z komody w pokoju zabaw wyjmuję
zabawki, na które mam teraz ochotę, zastanawiam się też nad wazeliną, ale po namyśle
dochodzę do wniosku, że nie będzie Anie potrzebna, zwłaszcza po ostatnich doświadczeniach.
Kiedy wracam, Ana siedzi na łóżku z bardzo zaciekawioną miną.
– O której masz jutro rozmowę? – pytam.
– O drugiej.
Doskonale. Nie musi się zrywać skoro świt.
– To dobrze. Zejdź z łóżka. Stań tam.
Pokazuję miejsce przed sobą. Ana bez wahania gramoli się z łóżka, jak zawsze chętna.
Czeka.
– Ufasz mi?
Kiwa głową, a ja wyciągam rękę, pokazując jej dwie srebrne kulki gejszy. Ze zmarszczonym
czołem patrzy raz na nie, raz na mnie.
– Są nowe. Włożę je w ciebie, a potem spuszczę ci lanie, nie za karę, ale dla przyjemności
nas obojga.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz