25 wrz 2016

CZWARTEK 2 CZERWCA 2011 (2 CZĘŚĆ)

Wracam do pokoju i dzwonię do Taylora.
– Panie Grey.
– Tak… dziękuję, że tak świetnie zorganizowałeś cały ranek.
– Bardzo proszę, panie Grey. – Jest wyraźnie zdziwiony.
– Chcę wyjechać na spotkanie o dziesiątej czterdzieści pięć.
– Suburban będzie czekał przed wejściem.
– Dziękuję.
Przebieram się w garnitur, ale ulubiony krawat kładę obok laptopa i zamawiam kawę do
pokoju.
Przeglądam maile, piję kawę i zastanawiam się, czy zadzwonić do Ros; jest jeszcze za
wcześnie. Czytam dokumenty nadesłane przez Billa; Savannah wydaje się niezłym miejscem na
budowę fabryki. Sprawdzam skrzynkę mailową i widzę, że jest nowa wiadomość od Any.

Od: Anastasia Steele
Temat: Szybownictwo kontra niskie loty
Data: 2 czerwca 2011 10:20 EST
Do: Christian Grey
Bywa, że wiesz, jak sprawić dziewczynie przyjemność.
Dziękuję
Ana x

Tytuł mnie rozśmiesza, a całus sprawia, że rosnę o trzy metry. Piszę odpowiedź.

Od: Christian Grey
Temat: Szybownictwo kontra niskie loty
Data: 2 czerwca 2011 10:24 EST
Do: Anastasia Steele
Jedno i drugie lepsze od Twojego chrapania. Ja też świetnie się bawiłem.
Jak zawsze, kiedy jestem z Tobą.
Christian Grey
Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

Jej odpowiedź przychodzi niemal natychmiast.

Od: Anastasia Steele
Temat: CHRAPANIE
Data: 2 czerwca 2011 10:26 EST
Do: Christian Grey
JA NIE CHRAPIĘ. A nawet jeśli, nieelegancko z Twojej strony, że o tym wspominasz.
Żaden z Pana dżentelmen, Panie Grey! Nie zapominaj, że jesteś na Głębokim
Południu!
Ana

Śmieję się.

Od: Christian Grey
Temat: Somnologia
Data: 2 czerwca 2011 10:28 EST
Do: Anastasia Steele
Nigdy nie twierdziłem, że jestem dżentelmenem, Anastasio, o czym wielokrotnie
miałaś chyba okazję się przekonać. Nie przestraszysz mnie swoimi KRZYKLIWYMI
wersalikami. Ale przyznam Ci się do małego kłamstewka: nie – nie chrapiesz, ale
mówisz przez sen. To doprawdy fascynujące.
Christian Grey
Cham i Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

To ją rozwścieczy.

Od: Anastasia Steel
Temat: Puść farbę
Data: 2 czerwca 2011 10:32 EST
Do: Christian Grey
Łajdak z Ciebie i drań – na pewno nie dżentelmen.
Co takiego mówiłam? Żadnych buziaków, dopóki mi nie powiesz!

Och, moglibyśmy tak ciągnąć w nieskończoność…

Od: Christian Grey
Temat: Śpiąca gadająca królewna
Data: 2 czerwca 2011 10:35 EST
Do: Anastasia Steele
Byłoby to z mojej strony mało szarmanckie, za co już zostałem dzisiaj zbesztany.
Ale jeżeli będziesz grzeczna, może wieczorem Ci powiem. Naprawdę muszę już iść na
spotkanie.
Narka, maleńka.
Christian Grey
Prezes, cham i łajdak, Grey Enterprises Holdings, Inc.

Uśmiechając się szeroko, zakładam krawat, chwytam marynarkę i idę na dół, gdzie czeka na
mnie Taylor.

Nieco ponad godzinę później kończę spotkanie z szefostwem Savannah Brownfield
Redevelopment. Georgia ma wiele do zaoferowania, a zespół zaproponował GEH bardzo
korzystne warunki podatkowe. Rozlega się pukanie do drzwi i do małej salki konferencyjnej
wchodzi Taylor. Minę ma ponurą, co jednak martwi mnie bardziej, to fakt, że jak dotąd
przenigdy nie przerywał mi spotkania. Przechodzą mnie ciarki.
Ana? Nic jej się nie stało?
– Państwo wybaczą – zwraca się do nas wszystkich.
– Tak, Taylorze? – pytam go, a on podchodzi i mówi mi bezpośrednio do ucha.
– Mamy w domu kłopoty z panną Leilą Williams.
Leilą? Co do diabła? Jakaś część mnie oddycha z ulgą, że nie chodzi o Anę.
– Przepraszam na chwilę – zwracam się do dwóch mężczyzn i dwóch kobiet z SBR.
W holu Taylor poważnym tonem przeprasza mnie raz jeszcze za wtargnięcie na spotkanie.
– Nic się nie stało. Powiedz mi, o co chodzi.
– Panna Williams jedzie karetką do izby przyjęć w szpitalu Seattle Free Hope.
– Karetką?
– Tak, proszę pana. Włamała się do mieszkania i na oczach pani Jones próbowała popełnić
samobójstwo.
Kurwa.
– Samobójstwo?
– Podcięła sobie żyły. Gail pojechała razem z nią karetką. Poinformowała mnie, że ratownicy
zjawili się na czas i pannie Williams nic już bezpośrednio nie zagraża.
– Dlaczego przyszła do Escali? I czemu zrobiła to w obecności Gail? – Jestem wstrząśnięty.
Taylor kręci głową.
– Nie mam pojęcia, proszę pana. Gail też nie. Nie potrafiła niczego od panny Williams
wyciągnąć. Ona chce rozmawiać wyłącznie z panem.
– Kurwa.
– W rzeczy samej, proszę pana – mówi Taylor bez śladu przygany.
Przeczesuję rękami włosy, próbując ogarnąć powagę tego, co zrobiła Leila. Co, do cholery,
mam zrobić? Czemu przyszła do mnie? Gdzie jest jej mąż? Co się z nim stało?
– Jak się czuje Gail?
– Jest trochę zdenerwowana.
– Trudno się dziwić.
– Uznałem, że powinien pan wiedzieć.
– Tak. Oczywiście. Dziękuję – bąkam, kompletnie rozkojarzony.
Nie mogę w to uwierzyć: kiedy Leila przysłała mi ostatniego maila, nic nie wskazywało,
żeby miała jakieś problemy; to było sześć, może siedem miesięcy temu. Jednak w Georgii
niczego się nie dowiem – muszę natychmiast wracać i porozmawiać z nią. Dowiedzieć się,
czemu to zrobiła.
– Powiedz Stephanowi, żeby przygotował odrzutowiec. Muszę wracać.
– Tak jest.
– Wylatujemy najszybciej jak to możliwe.
– Będę w samochodzie.
– Dziękuję.
Taylor rusza ku wyjściu, podnosząc telefon do ucha.
Jestem roztrzęsiony.
Leila. Co się, u diabła, dzieje?
Zniknęła z mojego życia już dobrych kilka lat temu. Od czasu do czasu piszemy do siebie
maile. Wyszła za mąż. Wydawała się szczęśliwa. Co się stało?
Wracam do sali zarządu i przeprosiwszy wszystkich, wychodzę na obezwładniający upał,
gdzie w samochodzie czeka Taylor.
– Samolot będzie gotowy za czterdzieści pięć minut. Proponuję, żebyśmy najpierw pojechali
do hotelu, spakowali się, a potem udamy się na lotnisko.
– Dobrze – zgadzam się z nim wdzięczny, że w samochodzie jest klimatyzacja. –
Powinienem zadzwonić do Gail.
– Próbowałem, ale zgłasza się poczta. Myślę, że wciąż jest w szpitalu.
– W porządku, zadzwonię do niej później. – Coś takiego nie powinno się przytrafić Gail. – Jak
Leila weszła do apartamentu?
– Nie wiem, proszę pana. – Taylor z przepraszającą i poważną miną patrzy na mnie
w lusterku wstecznym. – Dowiem się tego.

Kiedy ze spakowanym bagażem jedziemy suburbanem na lotnisko, dzwonię do Any, ona jednak
nie odbiera. Zasępiony wyglądam przez okno. Mija niewiele czasu, kiedy Ana oddzwania.
– Anastasio.
– Cześć – mówi lekko ochrypłym głosem. Niezmiernie się cieszę, że ją słyszę.
– Muszę wrócić do Seattle. Coś mi wyskoczyło. Właśnie jestem w drodze na lotnisko.
Przeproś, proszę, mamę w moim imieniu. Nie dam rady przyjść.
– Mam nadzieję, że to nic poważnego?
– Wynikła sytuacja, którą muszę się zająć. Widzimy się jutro. Taylor wyjedzie po ciebie na
lotnisko, jeżeli ja nie dam rady.
– Okej. – Wzdycha. – Mam nadzieję, że sprawa się wyjaśni. Miłego lotu.
Naprawdę żałuję, że muszę wyjechać.
– I nawzajem, maleńka – mówię szeptem i rozłączam się, zanim zdążę zmienić zdanie
i zostać.

Gdy kołujemy na pas startowy, dzwonię do Ros.
– Christianie, co słychać w Savannah?
– Właśnie lecę do domu. Muszę rozwiązać pewien problem.
– Coś w GEH? – pyta zaniepokojona Ros.
– Nie. Sprawa osobista.
– Mogę jakoś pomóc?
– Nie. Widzimy się jutro.
– Jak poszło spotkanie?
– Dobrze. Ale nie zamierzam tego przedłużać. Zobaczymy, co przedstawią na piśmie. Może
jednak zdecyduję się na Detroit, przynajmniej dużo tam chłodniej.
– Było aż tak gorąco?
– Niewyobrażalnie. Muszę kończyć. Później się odezwę.
– Bezpiecznej podróży, Christianie.

Podczas lotu rzucam się w wir pracy, żeby nie myśleć o kłopotach, jakie czekają mnie w domu.
Kiedy lądowaliśmy, zdążyłem przeczytać trzy raporty i napisać piętnaście maili. Samochód już
czeka, więc Taylor w ulewnym deszczu jedzie prosto do szpitala. Muszę zobaczyć się z Leilą
i dowiedzieć się, o co, do diabła, chodzi. W miarę jak zbliżamy się do szpitala, mój gniew narasta.
Czemu mi to zrobiła?
Kiedy wysiadam z auta, deszcz leje jak z cebra; dzień jest równie ponury jak mój nastrój.
Biorę głęboki wdech, żeby zapanować nad ogarniającą mnie furią, i wchodzę frontowymi
drzwiami. W rejestracji pytam o Leilę Reed.
– Jest pan członkiem rodziny? – Pielęgniarka patrzy na mnie groźnie, ze ściągniętymi ustami
i kwaśną miną.
– Nie. – Wzdycham. Nie będzie łatwo.
– Cóż, w takim razie przykro mi, nie mogę panu pomóc.
– Próbowała podciąć sobie żyły w moim mieszkaniu. W tej sytuacji chyba mam prawo
wiedzieć, gdzie się, do cholery, podziewa – cedzę przez zaciśnięte zęby.
– Proszę nie mówić do mnie tym tonem! – warczy pielęgniarka.
Mierzę ją wściekłym wzrokiem. Nic u tej baby nie wskóram.
– Gdzie jest izba przyjęć?
– Proszę pana, skoro nie jest pan z rodziny, nie możemy panu udzielić informacji.
– Nie szkodzi. Sam się dowiem – warczę i wybiegam przez podwójne drzwi. Wiem, że
mógłbym zadzwonić do matki, która wszystko by załatwiła, ale wtedy musiałbym wyjaśniać, co
się stało.
W izbie przyjęć roi się od lekarzy i pielęgniarek, jest też mnóstwo czekających pacjentów.
Zaczepiam młodą pielęgniarkę, posyłając jej najbardziej ujmujący uśmiech.
– Dzień dobry. Szukam Leili Reed, została dzisiaj przyjęta. Może mi pani powiedzieć, gdzie
ją znajdę?
– A pan jest? – pyta, rumieniąc się odrobinę.
– Jej bratem – kłamię bez zająknienia, nie zwracając uwagi na jej reakcję.
– Tędy, panie Reed. – Podchodzi żwawo do biurka pielęgniarek i sprawdza w komputerze. –
Jest na drugim piętrze, oddział zdrowia psychicznego. Na końcu korytarza są windy.
– Dziękuję.
Puszczam do niej oczko, a ona wsuwa za ucho niesforny kosmyk włosów, uśmiechając się do
mnie figlarnie, jak pewna dziewczyna, którą zostawiłem w Georgii.
Po wyjściu z windy na drugim piętrze od razu orientuję się, że coś się dzieje. Za bez
wątpienia zablokowanymi drzwiami dwóch ochroniarzy i pielęgniarka przeszukują korytarz
i sprawdzają każdy pokój. Czuję na plecach ciarki, ale podchodzę do recepcji, udając, że nie
zauważyłem zamieszania.
– Słucham? – pyta młody człowiek z kolczykiem w nosie.
– Szukam Leili Reed. Jestem jej bratem.
Chłopak robi się blady.
– Och, panie Reed. Pozwoli pan ze mną?
Idę za nim do poczekalni i siadam na wskazanym przez niego plastikowym krzesełku;
zauważam, że jest przymocowane do podłogi.
– Zaraz przyjdzie do pana lekarz.
– Czemu nie mogę zobaczyć się z siostrą?
– Lekarz wszystko panu wytłumaczy – mówi chłopak z rezerwą i wychodzi, zanim zdążę
jeszcze o coś zapytać.
Cholera. Może się spóźniłem.
Na tę myśl robi mi się słabo. Wstaję i zaczynam krążyć po niedużym pokoju. Zastanawiam
się, czy zadzwonić do Gail, ale nie muszę czekać długo. Wchodzi młody mężczyzna z krótkimi
dredami, o ciemnych, inteligentnych oczach. To ten doktor?
– Pan Reed? – zwraca się do mnie.
– Gdzie jest Leila?
Przez chwilę mi się przygląda, potem wzdycha i zbiera się w sobie.
– Obawiam się, że nie wiemy – mówi. – Zdołała się wymknąć.
– Słucham?
– Nie ma jej. Nie potrafię powiedzieć, jak się stąd wydostała.
– Wydostała? – wykrzykuję z niedowierzaniem i osuwam się na jedno z krzeseł. Doktor
siada naprzeciwko mnie.
– Tak. Zniknęła. Właśnie trwają jej poszukiwania.
– Wciąż jest tutaj?
– Nie wiemy.
– A pan jest? – pytam.
– Doktor Azikiwe, psychiatra konsultant.
Jest za młody na psychiatrę.
– Co może mi pan powiedzieć o tym, co się stało? – pytam.
– Cóż, została przyjęta po nieudanej próbie samobójczej. Chciała podciąć sobie żyły
w mieszkaniu byłego chłopaka. Przywiozła ją tutaj jego gospodyni.
Czuję, jak krew odpływa mi z twarzy.
– I? – pytam. Muszę wiedzieć więcej.
– Nic ponad to nie wiemy. Leila powiedziała, że błędnie oceniamy sytuację, że nic jej nie jest,
chcieliśmy jednak zatrzymać ją na obserwacji i zadać jeszcze kilka pytań.
– Rozmawiał pan z nią?
– Tak.
– Czemu to zrobiła?
– Powiedziała, że było to wołanie o pomoc. Nic ponad to. A ponieważ zrobiła z siebie takie
przedstawienie, czuła się zażenowana i chciała wrócić do domu. Powiedziała, że nie chciała się
zabić. Uwierzyłem jej. Podejrzewam, że miała jedynie myśli samobójcze.
– Jak mogliście pozwolić jej uciec? – Przeczesuję rękami włosy, próbując zapanować nad
ogarniającą mnie frustracją.
– Nie wiem, jak się stąd wydostała. Zostanie przeprowadzone wewnętrzne dochodzenie.
Jeżeli się z panem skontaktuje, sugerowałbym, żeby namówił ją pan do powrotu do nas.
Potrzebuje pomocy. Czy mogę o coś zapytać?
– Oczywiście – zgadzam się, całkiem rozkojarzony.
– Czy w rodzinie zdarzały się przypadki choroby umysłowej?
Marszczę brwi, ale przypominam sobie, że przecież pyta o rodzinę Leili.
– Nie mam pojęcia. Moja rodzina jest w takich sprawach bardzo skryta.
Jest zatroskany.
– Wie pan coś o tym jej byłym chłopaku?
– Nie – zaprzeczam, odrobinę zbyt szybko. – Kontaktowaliście się z jej mężem?
Doktor robi wielkie oczy.
– Jest zamężna?
– Tak.
– Tego nam nie powiedziała.
– Och. Cóż, zadzwonię do niego. Nie będę już marnował pańskiego czasu
– Ale ja mam jeszcze kilka pytań do pana.
– Wolałbym raczej zacząć jej szukać. Najwyraźniej jest w kiepskim stanie. – Wstaję.
– Ale. Ten mąż…
– Nie pomogę panu. Muszę ją znaleźć. – Kieruję się do drzwi.
– Panie Reed…
– Do widzenia – bąkam i wybiegam z poczekalni. Nawet nie idę w stronę windy, tylko
schodami pożarowymi zbiegam po dwa stopnie naraz. Nienawidzę szpitali. Pojawia się
wspomnienie z dzieciństwa: jestem mały, przerażony i niemy, a smród środków odkażających
i skrzepy krwi zatykają mi nos.
Przebiega mnie dreszcz.
Wychodzę ze szpitala i zatrzymuję się. Ulewny deszcz zmywa wspomnienie. Mam za sobą
ciężkie popołudnie, ale przynajmniej deszcz jest miłą, odświeżającą odmianą po duchocie
Savannah. Podjeżdża Taylor w suburbanie.
– Do domu – wydaję mu polecenie i zajmuję miejsce na tylnym siedzeniu.
Zapinam pasy i natychmiast dzwonię z komórki do Welcha.
– Panie Grey – odzywa się grubym głosem.
– Welch, mam problem. Muszę zlokalizować Leilę Reed, z domu Williams.

Blada i cicha Gail przygląda mi się z troską.
– Nie będzie pan więcej jadł? – pyta.
Kręcę przecząco głową.
– Nie smakuje panu?
– Ależ skąd, było wyśmienite. – Uśmiecham się do niej lekko. – Ale po dzisiejszych
wydarzeniach nie jestem głodny. A jak ty się trzymasz?
– W porządku, proszę pana. To był prawdziwy szok. Po prostu muszę się czymś zająć.
– Tak. Dziękuję za kolację. Jeśli coś sobie przypomnisz, daj mi znać.
– Oczywiście. Ale jak już mówiłam, ona chciała rozmawiać wyłącznie z panem.
Dlaczego? Czego ode mnie oczekuje?
– Jestem wdzięczny, że nie wezwałaś policji.
– Ta dziewczyna nie potrzebuje policji. Ona potrzebuje pomocy.
– Owszem. Chciałbym wiedzieć, gdzie teraz jest.
– Znajdzie ją pan – mówi spokojnie i z przekonaniem, które mnie zaskakuje.
– Potrzebujesz czegoś? – pytam.
– Nie, proszę pana. Nic mi nie jest.
Zabiera talerz z moim niedokończonym posiłkiem i zanosi do zlewu.
Wiadomości, jakie ma dla mnie Welch na temat Leili, są przygnębiające. Zapadła się pod
ziemię. W szpitalu jej nie ma, a oni wciąż nie wiedzą, jak udało jej się uciec. Z jednej strony
podziwiam ją za to; zawsze była pomysłowa. Ale co ją tak unieszczęśliwiło? Podpieram głowę
rękami. Co za dzień – zaczął się tak doskonale, a skończył idiotycznie. Najpierw latam
szybowcem z Aną, a teraz muszę się zająć tym bałaganem. Taylor nie ma pojęcia, jak Leili udało
się wtargnąć do mojego mieszkania, Gail też tego nie wie. Z tego co mówiła, Leila
wmaszerowała do kuchni, żądając widzenia ze mną. A kiedy Gail powiedziała jej, że mnie nie
ma, Leila wykrzyknęła: „Odszedł!”, po czym przecięła sobie żyły nożem do kartonu. Na szczęście
rana okazała się płytka.
Patrzę na Gail zajętą sprzątaniem kuchni. Robi mi się zimno. Leila mogła zrobić jej krzywdę.
Może chciała zranić mnie? Ale dlaczego? Zaciskam powieki, próbując sobie przypomnieć, czy coś
w naszej korespondencji wskazywało, że traci nad sobą kontrolę. Nic nie przychodzi mi do głowy
i zmęczony idę do swojego gabinetu.
Siadam, a telefon, brzęcząc, daje mi znać, że dostałem wiadomość.
Ana?
Nie, to Elliot.

Cześć, ważniaku. Masz ochotę na bilard?

Gra w bilard z Elliotem oznacza, że w końcu znajdzie się u mnie i będzie pił moje piwo.

Szczerze mówiąc, nie jestem w nastroju.
Pracuję. W przyszłym tygodniu?

Jasne. Zanim wyląduję na plaży.
Rozniosę Cię.
Narka.

Rzucam telefon na biurko i zaczynam przeglądać akta Leili, szukając czegokolwiek, co by
powiedziało, gdzie może się teraz podziewać. Znajduję adres i numer telefonu jej rodziców,
jednak niczego na temat jej męża. Gdzie on jest? Czemu Leila nie jest z nim?
Nie chcę dzwonić do jej rodziców; byliby przerażeni. Dzwonię do Welcha i podaję mu ich
numer; niech się dowie, czy Leila się z nimi kontaktowała.
Włączam komputer i widzę maila od Any.

Od: Anastasia Steele
Temat: Dotarłeś bezpiecznie?
Data: 2 czerwca 2011 22:32 EST
Do: Christian Grey
Szanowny Panie,
daj mi, proszę, znać, że dotarłeś bezpiecznie. Zaczynam się martwić. Myślę o Tobie.
Twoja Ana x

Od: Christian Grey
Temat: Przepraszam
Data: 2 czerwca 2011 19:36
Do: Anastasia Steele
Droga Panno Steele,
dotarłem bezpiecznie i przyjmij, proszę, moje przeprosiny, że nie dałem Ci znać. Nie
chcę, żebyś czymkolwiek się martwiła. Cudownie, że się o mnie martwisz. To miód na
moje serce. Ja też o Tobie myślę i nie mogę się doczekać, kiedy jutro znowu Cię
zobaczę.
Christian Grey
Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

Klikam w ikonkę „wyślij”. Żałuję, że nie ma jej przy mnie. Wnosi radość do mojego domu, do
mojego życia… mnie raduje. Kręcę głową nad tymi fantazjami i przeglądam resztę maili.
Znajome „ping” obwieszcza nadejście maila od Any.

Od: Anastasia Steele
Temat: Sytuacja
Data: 2 czerwca 2011 22:40 EST
Do: Christian Grey
Szanowny Panie Grey,
chyba nie ma cienia wątpliwości, jak bardzo mi na Tobie zależy. Jakże możesz w to
wątpić?
Mam nadzieję, że opanowałeś już „sytuację”.
Twoja Ana x
PS Powiedz mi, co mówiłam przez sen?

Bardzo jej na mnie zależy? To miłe. Znowu te nieznane emocje, których nie odczuwałem
przez cały dzień, budzą się i zaczynają rozpierać mi pierś. Pod nimi kryje się otchłań bólu
istnienia, do którego nie chcę się przyznać i z którym nie zamierzam się zmagać. Kryją się w niej
wspomnienia młodej kobiety szczotkującej długie ciemne włosy…
Kurwa.
Zapomnij o tym, Grey.
Odpisuję Anie – żeby się trochę rozerwać, postanawiam się z nią podroczyć.

Od: Christian Grey
Temat: Powołuję się na Piątą Poprawkę
Data: 2 czerwca 2011 19:45
Do: Anastasia Steele
Droga Panno Steele,
ogromnie mi się podoba, że zależy Ci na mnie. „Sytuacja” wciąż pozostaje
nierozwiązana.
Co do Twojego PS, odpowiedź brzmi nie.
Christian Grey
Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

Od: Anastasia Steele
Temat: Niepoczytalność
Data: 2 czerwca 2011 22:48 EST
Do: Christian Grey
Mam nadzieję, że dobrze się bawiłeś. Powinieneś jednak wiedzieć, że nie ponoszę
żadnej odpowiedzialności za słowa, które wypowiadam w stanie nieświadomości. Poza
tym prawdopodobnie się przesłyszałeś.
Człowiek w Twoim zaawansowanym wieku bez wątpienia nie dosłyszy.

Po raz pierwszy od powrotu z Seattle wybucham śmiechem. Cóż za miła odmiana.

Od: Christian Grey
Temat: Winny
Data: 2 czerwca 2011 19:52
Do: Anastasia Steele
Droga Panno Steele,
proszę wybaczyć, ale czy mogłaby Pani mówić głośniej? Nie słyszę Pani.
Christian Grey
Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

Odpowiedź przychodzi natychmiast.

Od: Anastasia Steele
Temat: Niepoczytalność po raz kolejny
Data: 2 czerwca 2011 22:54 EST
Do: Christian Grey
Doprowadzasz mnie do szału.

Od: Christian Grey
Temat: Mam nadzieję…
Data: 2 czerwca 2011 19:59
Do: Anastasia Steele
Droga Panno Steele,
właśnie to mam zamiar zrobić w piątkowy wieczór. Już nie mogę się doczekać.
;)
Christian Grey
Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

Muszę obmyślić coś wyjątkowego dla mojego małego odmieńca.

Od: Anastasia Steele
Temat: Wrrr…
Data: 2 czerwca 2011 23:02 EST
Do: Christian Grey
Jestem oficjalnie na Ciebie wściekła.
Dobranoc,
Panna A.R. Steele

Ho, ho, ho. Czy tolerowałbym to u kogokolwiek innego?

Od: Christian Grey
Temat: Dzika kotka
Data: 2 czerwca 2011 20:05
Do: Anastasia Steele
Warczy Pani na mnie, Panno Steele?
Mam własnego kota, który mi mruczy.
Christian Grey
Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

Nie odpowiada. Mija pięć minut i wciąż nic. Sześć… Siedem.
Cholera. Mówi poważnie. Jak mam jej powiedzieć, że przez sen obiecała nigdy mnie nie
opuścić? Pomyśli, że zwariowałem.

Od: Christian Grey
Temat: Co mówiłaś przez sen
Data: 2 czerwca 2011 20:20
Do: Anastasia Steele
Anastasio,
chciałbym usłyszeć to, co mówiłaś przez sen, wypowiedziane przez Ciebie, gdy jesteś
świadoma. Dlatego właśnie nie chcę Ci tego zdradzić. Idź spać. Musisz być wypoczęta
na to, co obmyśliłem dla Ciebie na jutro.
Christian Grey
Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

Nie odpisuje; mam nadzieję, że przynajmniej jest mi posłuszna i śpi. Przez chwilę myślę
o tym, co będziemy robić jutro, lecz to zbyt podniecające, odsuwam więc te myśli od siebie
i skupiam się na mailach.
Muszę jednak przyznać, że nieco mi ulżyło po elektronicznej przepychance słownej z panną
Steele. Ma dobry wpływ na moją mroczną, bardzo mroczną duszę.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz