20 sie 2016

NIEDZIELA 29 MAJA 2011 (1 CZĘŚĆ)

W uszach dudni mi „Shake Your Hips” Rolling Stonesów. Pędzę Fourth Avenue i skręcam
w prawo w Vine. Jest 6:45 i przez cały czas biegnę w dół… w stronę jej mieszkania. Coś mnie tam
ciągnie; chcę zobaczyć, jak mieszka.
To coś pomiędzy świrem na punkcie kontroli i prześladowcą.
Śmieję się sam do siebie. Przecież tylko biegnę. Żyjemy w wolnym kraju.
Blok mieszkalny niczym się nie wyróżnia: budynek z czerwonej cegły z pomalowanymi na
ciemnozielono framugami okien, typowy dla tej okolicy. Dobra lokalizacja nieopodal
skrzyżowania Vine Street i Western. Wyobrażam sobie Anę zwiniętą w kłębek pod kołdrą
i kremowo-niebieską kapą.
Przebiegam jeszcze kilka przecznic i skręcam na targ; sprzedawcy zaczynają otwierać swoje
stragany. Lawiruję między ciężarówkami z owocami i jarzynami i chłodniami, w których
przyjechał świeży połów. Tu bije serce miasta – tętniącego życiem nawet o tej wczesnej porze,
w szary, chłodny poranek. Woda w cieśninie lśni ołowianą szarością i zlewa się z równie szarym
niebem. Nic jednak nie jest w stanie zepsuć mi nastroju.
Dzisiaj nadszedł ten dzień .

Po prysznicu wkładam dżinsy i lnianą koszulę, a z komody wyjmuję gumkę do włosów. Chowam
ją do kieszeni i idę do gabinetu, żeby napisać maila do Any.

Od: Christian Grey
Temat: Moje życie w liczbach
Data: 29 maja 2011 08:04
Do: Anastasia Steele
Jeżeli przyjedziesz samochodem, musisz znać kod dostępu do podziemnego garażu
w Escali: 146963.
Zaparkuj na miejscu numer pięć – to jedno z należących do mnie.
Kod do windy: 1880.
Christian Grey
Prezes Grey Enterprises Holdings, Inc.

Po chwili przychodzi odpowiedź.

Od: Anastasia Steele
Temat: Doskonały rocznik
Data: 29 maja 2011 08:08
Do: Christian Grey
Tak jest, Panie. Zrozumiano.
Dziękuję za szampana i dmuchanego „Charliego Tango”, który jest teraz przywiązany do
mojego łóżka.
Ana

Przed oczami staje mi Ana przywiązana do swojego łóżka moim krawatem. Wiercę się na
krześle. Mam nadzieję, że przywiozła to łóżko do Seattle.

Od: Christian Grey
Temat: Zazdrość
Data: 29 maja 2011 08:11
Do: Anastasia Steele
Bardzo proszę.
Nie spóźnij się.
Szczęściarz z tego Charliego Tango.
Christian Grey
Prezes Grey Enterprise Holdings, Inc.

Nie odpowiada, ruszam więc na polowanie do lodówki. Gail zostawiła mi kilka croissantów,
na lunch zaś sałatkę cesarską z kurczakiem, której wystarczy dla dwojga. Mam nadzieję, że Ana
zje jej trochę; ja mogę ją jeść przez dwa dni z rzędu.
Jem śniadanie, gdy pojawia się Taylor.
– Dzień dobry panu. Proszę, niedzielne gazety.
– Dziękuję. Dzisiaj o pierwszej przychodzi Anastasia, doktor Greene o pierwszej trzydzieści.
– Doskonale, proszę pana. Jeszcze jakieś plany?
– Tak. Ana i ja wybieramy się na kolację do moich rodziców.
Taylor przekrzywia głowę i przez ułamek sekundy na jego twarzy maluje się zdumienie,
zaraz jednak przywołuje się do porządku i opuszcza pokój. Wracam do swojego croissanta
i dżemu morelowego.
Tak. Przedstawię ją moim rodzicom . I co z tego?

Nie mogę usiedzieć na miejscu. Nosi mnie. Jest 12:15, czas wyjątkowo się dzisiaj wlecze. Nie
mam siły pracować i chwyciwszy niedzielne wydania gazet, wracam do salonu, gdzie włączam
muzykę i czytam.
Ku memu zdumieniu w dziale doniesień lokalnych jest zdjęcie moje i Any, zrobione na
rozdaniu dyplomów w WSU. Wygląda prześlicznie i może jest nieco zaskoczona.
Słyszę, jak otwierają się podwójne drzwi, i oto jest… Włosy ma rozpuszczone, w lekkim
nieładzie i seksowne, na sobie zaś tę purpurową sukienkę, którą włożyła na kolację w hotelu
Heathman. Wygląda oszałamiająco.
Brawo, panno Steele.
– Hm, ta suknia. – Mój głos jest pełen podziwu, gdy zmierzam ku niej. – Witam ponownie,
panno Steele – mówię szeptem i ująwszy ją za brodę, czule całuję w usta.
– Cześć – odpowiada, odrobinę zarumieniona.
– Zjawiasz się co do minuty. Lubię punktualność. Zapraszam. – Ujmuję ją za rękę i prowadzę
do sofy. – Chcę ci coś pokazać.
Siadamy oboje, a ja podaję jej „The Seattle Times”. Na widok fotografii wybucha śmiechem.
Niezupełnie takiej reakcji się spodziewałem.
– Więc teraz jestem twoją „przyjaciółką” – mówi drwiąco.
– Najwyraźniej. I piszą o tym w gazecie, więc to musi być prawda.
Kiedy się już zjawiła, nieco się uspokajam – prawdopodobnie dlatego, że się zjawiła. Nie
uciekła. Wsuwam jej miękkie, jedwabiste włosy za ucho; palce aż mnie świerzbią, żeby je
zapleść.
– Cóż, Anastasio, od swojej ostatniej wizyty masz nieco lepsze wyobrażenie na temat tego,
o co mi chodzi.
– Tak. – Spogląda na mnie intensywnie… porozumiewawczo.
– A mimo to wróciłaś.
Kiwa głową i uśmiecha się do mnie wstydliwie.
Wprost nie mogę uwierzyć we własne szczęście.
Wiedziałem , że odmieniec z ciebie, Anastasio.
– Jadłaś coś?
– Nie.
Nic a nic? Okej. Musimy coś na to zaradzić. Przeczesuję ręką włosy i możliwie
najobojętniejszym tonem pytam:
– Jesteś głodna?
– Nie jedzenia – drażni się ze mną.
Ohoho. Być może ma na myśli moje krocze.
Nachylam się, przywieram ustami do jej ucha i wdycham jej oszałamiający zapach.
– Chętna jak zwykle, panno Steele. I zdradzę pani pewien mały sekrecik: ja podobnie. Ale
doktor Greene zjawi się tu lada chwila.
Opieram się o sofę.
– Żałuję, że nie jadłaś.
– Co możesz mi powiedzieć o doktor Greene? – Sprytnie zmienia temat.
– Jest najlepszym ginekologiem-położnikiem w Seattle. Cóż więcej mogę powiedzieć?
Przynajmniej tak mi powiedział mój lekarz.
– Sądziłam, że ma mnie zbadać twój lekarz. I nie mów mi, że jesteś tak naprawdę kobietą,
bo i tak nie uwierzę.
Powstrzymuję prychnięcie.
– Uważam, że będzie lepiej, jeśli obejrzy cię specjalista. Ty nie?
Spogląda na mnie dziwnie, ale kiwa głową.
Kolejna sprawa do załatwienia.
– Anastasio, moja matka chciałaby widzieć cię dzisiaj na kolacji. Elliot bez wątpienia zaprosi
też Kate. Nie wiem, co o tym sądzisz. Trochę to dziwne, że miałbym cię przedstawić swojej
rodzinie.
Przez chwilę trawi tę informację, następnie odrzuca włosy przez ramię, jak zwykle przed
starciem. Jednak chyba raczej jest zraniona, niż gotowa do sporu.
– Wstydzisz się mnie? – pyta ze ściśniętym gardłem.
Och, na litość boską.
– Oczywiście, że nie.
Cóż za dziwaczna myśl! Spoglądam na nią rozżalony. Jak może w ten sposób o sobie
myśleć?
– Czemu to dziwne? – pyta.
– Ponieważ nigdy wcześniej tego nie robiłem – odpowiadam z irytacją.
– Czemu tobie wolno przewracać oczami, a mnie nie?
– Nie miałem pojęcia, że to robię.
Krytykuje mnie, znowu.
– Ja też nie, na ogół – odpowiada podniesionym głosem.
Cholera. Czyżbyśmy się kłócili?
Taylor chrząka.
– Przyszła doktor Greene, proszę pana – oznajmia.
– Zaprowadź ją do pokoju panny Steele.
Ana obraca się i spogląda na mnie, a ja wyciągam do niej rękę.
– Chyba nie będziesz przy tym obecny? – Jest jednocześnie przerażona i rozbawiona.
Śmieję się, czując mrowienie w całym ciele.
– Wiele bym dał, by się przyglądać, możesz mi wierzyć, Anastasio, wątpię jednak, by dobrej
pani doktor to się spodobało. – Wkłada swoją dłoń w moją, a ja porywam ją w ramiona i całuję.
Usta ma miękkie, ciepłe i zachęcające; zanurzam palce w jej włosy i pogłębiam pocałunek. Kiedy
się odsuwam, jest oszołomiona. Opieram swoje czoło o jej. – Tak się cieszę, że tu jesteś. Już nie
mogę się doczekać, kiedy cię rozbiorę. – Nie do wiary, jak za nią tęskniłem . – Chodź. Ja również
chcę poznać doktor Greene.
– Nie znasz jej?
– Nie.
Biorę Anę za rękę i wchodzimy po schodach do pokoju, który będzie jej sypialnią.
Doktor Greene jest krótkowidzem; pod jej przenikliwym spojrzeniem czuję się cokolwiek
nieswojo.
– Panie Grey – mówi, ujmuje moją wyciągniętą rękę i wita się mocnym, bezpośrednim
uściskiem.
– Dziękuję, że zgodziła się pani przyjść tak szybko. – Posyłam jej jeden ze swoich
najłagodniejszych uśmiechów.
– Ja dziękuję, że hojnie mi to pan wynagrodził. Panno Steele – zwraca się uprzejmie do Any.
Domyślam się, że próbuje rozgryźć, co nas łączy. Na pewno myśli sobie, że powinienem
kręcić wąsa na podobieństwo czarnego charakteru z filmu niemego. Obraca się i posyła mi
wymowne spojrzenie „proszę wyjść”.
Okej.
– Będę na dole – mówię zgodliwie.
Chociaż bardzo chciałbym się przyglądać. Dam sobie głowę uciąć, że gdybym o to poprosił,
poczciwa pani doktor zaśpiewałaby sobie niebotyczną zapłatę. Uśmiecham się na tę myśl
i schodzę do salonu.
Pod nieobecność Any znowu ogarnia mnie niepokój. Dla ukojenia nerwów rozkładam na
barowym kontuarze dwie podkładki pod talerze. Robię to po raz drugi w życiu, za pierwszym
razem również dla Any.
Robisz się sentymentalny, Grey.
Na lunch wybieram chablis – jedno z niewielu win chardonnay, które lubię – i kiedy wszystko
jest gotowe, siadam na sofie i przeglądam dział sportowy w gazecie. Pilotem pogłaśniam nieco
muzykę z iPoda w nadziei, że pomoże mi się skupić na statystykach z wczorajszego zwycięstwa
Marines nad Jankesami, i nie będę myśleć, co porabiają na górze Ana i doktor Greene.
Wreszcie ich kroki rozlegają się w przedpokoju. Gdy wchodzą, podnoszę wzrok.
– Skończyły panie? – pytam i pilotem wyłączam iPoda, uciszając arię.
– Tak, panie Grey. Proszę się o nią troszczyć, to piękna i bystra młoda kobieta.
Co ta Ana jej naopowiadała?
– Dokładnie taki mam zamiar – odpowiadam, rzucając Anie szybkie spojrzenie co-jestkuźwa.
Ana trzepocze rzęsami, nie mając pojęcia, o co chodzi. Dobrze. To znaczy, że nic jej nie
powiedziała.
– Prześlę panu rachunek – mówi doktor Greene. – Życzę panu miłego dnia, a tobie, Ano,
powodzenia.
Wokół jej oczu pojawiają się drobniutkie zmarszczki, kiedy z uśmiechem ściska moją dłoń.
Taylor odprowadza ją do windy, przezornie zamykając podwójne drzwi wiodące do holu.
– Jak poszło? – pytam, lekko zdeprymowany słowami doktor Greene.
– Dobrze, dziękuję – odpowiada Ana. – Powiedziała, że mam się wstrzymać od wszelkiej
aktywności seksualnej przez cztery tygodnie.
Co u licha? Jestem tak zszokowany, że odbiera mi mowę.
Poważna mina Any rozjaśnia się w szyderczym uśmiechu.
– Mam cię!
To ci się udało, panno Steele.
Mrużę oczy, a jej uśmiech znika.
– Mam cię! – Złośliwy uśmieszek ciśnie mi się na twarz. Chwytam Anę w pasie i zgłodniały
jej ciała przyciągam ją do siebie. – Jest pani niepoprawna, panno Steele.
Wplatam dłonie w jej włosy i całuję ją namiętnie, zastanawiając się, czy nie powinienem dać
jej nauczki i zerżnąć jej na śniadaniowym barze.
Wszystko w swoim czasie, Grey.
– Chociaż bardzo chciałbym wziąć cię tu i teraz, musisz coś zjeść, podobnie jak ja. Nie
chciałbym, żebyś mi potem zemdlała – szepczę.
– Tylko tego ode mnie chcesz? Mojego ciała? – pyta.
– Tego i twojego niewyparzonego języka.
Znowu ją całuję, myśląc o tym, co niedługo nastąpi. Pogłębiam pocałunek, a moje ciało
napina się z pożądania. Pragnę tej kobiety. Żeby nie zerżnąć jej na podłodze, wypuszczam ją
z objęć. Oboje nie możemy złapać tchu.
– Co to za muzyka? – odzywa się chropawym głosem.
– Villa Lobos, aria z „Bachianas Brasileiras”. Dobra, prawda?
– Tak – mówi, spoglądając na bar śniadaniowy.
Wyjmuję z lodówki sałatkę cesarską z kurczakiem i stawiam ją na stole pomiędzy dwoma
podkładkami, pytając, czy jej odpowiada.
– Tak, dziękuję – uśmiecha się.
Z lodówki na wino wyjmuję Chablis, czując na sobie jej wzrok. Nie wiedziałem, że potrafię
być takim gospodarzem.
– O czym myślisz? – pytam.
– Przyglądam się tylko, jak się poruszasz.
– I? – pytam zaskoczony.
– Masz bardzo dużo wdzięku – odzywa się cicho z rumieńcem na twarzy.
– Cóż, bardzo dziękuję, panno Steele. – Siadam obok niej, nie bardzo wiedząc, jak
zareagować na jej uroczy komplement. Nikt mi nigdy nie powiedział, że mam wdzięk. –
Chablis?
– Poproszę.
– Poczęstuj się sałatką. Powiedz mi, proszę, na jaką metodę się zdecydowałaś?
– Minipigułkę – odpowiada.
– I będziesz pamiętać, żeby brać ją regularnie, o odpowiedniej porze, codziennie?
Na jej zdumioną twarz wypływa rumieniec.
– Jestem pewna, że mi przypomnisz – odpowiada z nutką sarkazmu, który postanawiam
zignorować.
Powinienem był strzelić sobie kielicha.
– Ustawię sobie w kalendarzu przypominajkę. Jedz.
Bierze jeden kęs, potem drugi… i jeszcze jeden. Je!
– Widzę, że mogę dopisać sałatkę cesarską do listy pani Jones – stwierdzam.
– Wydawało mi się, że do mnie będzie należeć gotowanie?
– Owszem.
Kończy jedzenie przede mną. Musiała być naprawdę głodna.
– Chętna jak zawsze, panno Steele?
– Tak – odpowiada, zerkając skromnie spod rzęs.
Kuźwa. No i stało się.
Zauroczenie.
Jak zaczarowany wstaję i chwytam ją w ramiona.
– Chcesz to zrobić? – szepczę, w duchu zaklinając ją, żeby powiedziała: tak.
– Niczego nie podpisałam.
– Wiem, ale dzisiaj łamię wszystkie zasady.
– Uderzysz mnie?
– Tak, ale nie będzie bolało. W tej chwili nie chcę cię karać. Gdybyś złapała mnie wczoraj
wieczorem, cóż, wtedy byłoby inaczej.
Na jej twarzy maluje się szok.
Och, dziecinko.
– Nie daj sobie nikomu wmówić, że jest inaczej. Jednym z powodów, dla którego tacy jak ja
to robią, jest to, że albo lubimy odczuwać ból, albo go zadawać. To proste. Ty nie lubisz, dlatego
wczoraj bardzo dużo o tym myślałem.
Obejmuję ją i przywieram do niej swoją narastającą erekcją.
– Doszedłeś do jakichś wniosków? – pyta szeptem.
– Nie, ale na razie chcę cię tylko związać i pieprzyć do nieprzytomności. Jesteś na to
gotowa?
Na jej twarzy maluje się ciemna zmysłowość przepełniona cielesną ciekawością.
– Tak – powiada cicho, niemal szeptem.
Pieprzone dzięki.
– Dobrze, chodź.
Prowadzę ją na górę i wchodzimy do mojego pokoju zabaw. Mojego bezpiecznego miejsca.
Gdzie mogę z nią zrobić wszystko, czego tylko zapragnę. Zamykam oczy, przez sekundę
upajając się radosnym podnieceniem.
Czy kiedykolwiek byłem tak podekscytowany?
Zamykam za nami drzwi, puszczam jej dłoń i przyglądam się jej badawczo. Wargi ma
rozchylone, oddech szybki i płytki. Oczy szeroko otwarte. Jest gotowa. Czeka.
– Tutaj jesteś bez reszty moja. Mogę zrobić z tobą wszystko, co uznam za stosowne.
Rozumiesz?
Szybkim ruchem języka oblizuje górną wargę i kiwa głową.
Grzeczna dziewczynka.
– Zdejmij buty.
Przełyka i zdejmuje sandały na szpilkach. Podnoszę je i ustawiam porządnie przy drzwiach.
– Dobrze. Bez wahania rób wszystko, o co proszę. Teraz zdejmę z ciebie tę sukienkę.
Marzyłem o tym od kilku dni, jeśli dobrze pamiętam.
Przerywam, by sprawdzić, czy nadąża za mną.
– Chcę, żebyś dobrze się czuła w swoim ciele, Anastasio. Masz piękne ciało i lubię na nie
patrzeć. To mi sprawia przyjemność. Prawdę mówiąc, mógłbym na ciebie patrzeć cały dzień i nie
chcę, żebyś czuła się zawstydzona albo zażenowana swoją nagością. Rozumiesz?
– Tak.
– Tak co? – pytam ostrzejszym tonem.
– Tak, panie.
– Mówisz szczerze?
Chcę, żebyś była bezwstydna, Ano.
– Tak, panie.
– Dobrze. Podnieś ręce nad głowę.
Powoli unosi ramiona. Chwytam dół sukienki i delikatnie podciągam ją do góry, cal po calu
obnażając jej ciało, na które patrzę tylko ja. Odsuwam się, by nasycić Aną oczy.
Nogi, uda, brzuch, pośladki, piersi, ramiona, twarz, usta… jest doskonała. Składam sukienkę
i odkładam ją na komodę z zabawkami. Ujmuję Anę za brodę.
– Przygryzasz wargę. Wiesz, jak to na mnie działa – upominam ją. – Odwróć się.
Posłusznie staje twarzą do drzwi. Rozpinam jej stanik i ściągam ramiączka w dół,
koniuszkami palców muskając jej skórę, i czuję, jak drży pod moim dotykiem. Zdejmuję stanik
i rzucam go na sukienkę. Stoję blisko, choć w zasadzie jej nie dotykam, i słucham jej szybkiego
oddechu, wyczuwając ciepło bijące od jej skóry. Jest podniecona – nie ona jedna. Obiema rękami
chwytam jej włosy, żeby spływały po plecach. Jakże są jedwabiste w dotyku. Jedną ręką łapię jej
dłoń i pociągam tak, by przechyliła głowę na bok, pozwalając, bym ustami mógł sięgnąć do jej
szyi.
Kuźwa, cudownie pachnie.
– Bosko pachniesz, Anastasio, jak zawsze – całuję ją tuż pod uchem, gdzie wyczuwam jej
puls.
Jęczy.
– Cicho. Nawet nie piśnij.
Z kieszeni dżinsów wyjmuję gumkę do włosów i wolno zaplatam jej kędziory w warkocz,
rozkoszując się widokiem jej pięknych, nieskazitelnie gładkich pleców. Zręcznie spinam warkocz
gumką, po czym pociągam go, by musiała zrobić krok w tył i oprzeć się o mnie.
– Lubię, jak masz tutaj splecione włosy – szepczę. – Obróć się.
Natychmiast wykonuje polecenie.
– Kiedy każę ci tu przyjść, tak właśnie masz być ubrana. Tylko w majtki. Rozumiesz?
– Tak.
– Tak co?
– Tak, panie.
– Grzeczna dziewczynka.
Szybko się uczy. Ramiona ma spuszczone wzdłuż ciała, oczy wbite we mnie. Czeka.
– Kiedy każę ci tu przyjść, masz klęczeć tam. – Pokazuję kąt przy drzwiach. – Idź tam teraz.
Mruga kilka razy, ale zanim zdążę powtórzyć polecenie, obraca się i klęka twarzą zwróconą
do mnie.
Pozwalam jej usiąść na piętach, co posłusznie czyni.
– Oprzyj dłonie i przedramiona płasko na udach. Dobrze. A teraz rozsuń kolana. Szerzej. –
Chcę cię widzieć, maleńka. – Szerzej. – Widzieć twoją kobiecość. – Doskonale. Patrz na podłogę.
Nie patrz na mnie ani na pokój. Siedź tam , niech twoja wyobraźnia szaleje, kiedy będziesz
się zastanawiać, co z tobą zrobię.
Podchodzę do niej zadowolony, że trzyma głowę spuszczoną. Nachylam się i pociągam za
warkocz, żeby mogła na mnie spojrzeć.
– Zapamiętasz tę pozycję, Anastasio?
– Tak, panie.
– Dobrze. Zostań tutaj, nie ruszaj się.
Mijam ją, otwieram drzwi i na chwilę się obracam, by na nią spojrzeć. Siedzi z pochyloną
głową i wzrokiem wbitym w podłogę.
Cóż za uroczy widok. Grzeczna dziewczynka.
Mam ochotę biec, jednak zmuszam się, by spokojnie zejść po schodach do mojej sypialni.
Kuźwa, Grey, zachowaj odrobinę godności.
W garderobie zrzucam z siebie ubrania i z szuflady wyciągam ulubione dżinsy.
Wkładam je i zapinam wszystkie guziki z wyjątkiem ostatniego. Z tej samej szuflady
wyjmuję pejcz i szary frotowy szlafrok. Wychodząc, chwytam jeszcze kilka prezerwatyw
i wsuwam je do kieszeni.
Nadeszła pora.
Czas na przedstawienie, Grey.
Kiedy wracam, Ana siedzi w niezmienionej pozycji: głowa pochylona, warkocz na plecach,
ręce wsparte na kolanach. Mijam ją.
– Grzeczna dziewczynka. Anastasio, w tej pozycji wyglądasz uroczo. Dobra robota. Wstań.
Wstaje, z głową wciąż pochyloną.
– Możesz na mnie spojrzeć.
Ukazują się zaciekawione błękitne oczy.
– Teraz cię skuję, Anastasio. Podaj mi prawą rękę. – Wkłada dłoń w moją wyciągniętą rękę.
Nie odrywając od niej oczu, odwracam jej rękę dłonią do góry i wyjmuję zza pleców
szpicrutę. Szybko uderzam jej końcem w środek dłoni Any. Ona podskakuje i zamyka dłoń,
spoglądając na mnie ze zdumieniem.
– Jakie to uczucie?
Jej oddech przyśpiesza i zerka na mnie, by zaraz spuścić wzrok na swoją dłoń.
– Odpowiedz.
– W porządku. – Ściąga brwi.
– Nie marszcz czoła – mówię ostrzegawczo. – Czy to bolało?
– Nie.
– Nie będzie bolało. Rozumiesz?
– Tak. – Głos ma odrobinę drżący.
– Mówię poważnie – podkreślam i pokazuję jej szpic rutę. Brązowa pleciona skóra. Widzisz?
Słucham. Patrzy mi w oczy, zaskoczona. Kąciki ust drgają mi z rozbawienia. – Naszym celem
jest przyjemność, panno Steele. Chodź.
Prowadzę ją na środek pokoju, pod kratę.
– Krata jest tak zaprojektowana, żeby klamry się po niej przesuwały.
Spogląda na misterną plecionkę, potem przenosi wzrok na mnie.
– Zaczniemy tutaj, ale chcę cię pieprzyć na stojąco. Więc skończymy tam, pod ścianą. –
Wskazuję na krzyż świętego Andrzeja. – Podnieś ręce nad głowę.
Robi to bez wahania. Zdejmuję skórzane kajdanki wiszące na kracie i po kolei zapinam je na
jej nadgarstkach. Działam metodycznie, ale ona mnie rozprasza. Stoję tak blisko, że kiedy jej dotykam, wyczuwam jej napięcie i niepokój. Trudno mi się skupić. Gdy jest już skuta, odsuwam
się i oddycham głęboko z ulgą.
Nareszcie mam cię tutaj, gdzie chciałem, Ano Steele.
Obchodzę ją powoli, napawając się jej widokiem. Wygląda niesamowicie seksownie.
– Wygląda pani niezwykle korzystnie tak podwiązana, panno Steele. I póki co masz
zamkniętą tę swoją niewyparzoną buzię. To mi się podoba.
Zatrzymuję się, stojąc do niej twarzą, zaczepiam palce o jej majtki i wolno, bardzo wolno
zsuwam je po jej długich nogach, aż wreszcie przed nią klękam.
Wpatruję się w nią z uwielbieniem. Jest przecudowna.
Nie odrywając od niej oczu, zgniatam w dłoni jej majtki, podnoszę je do nosa i głęboko się
zaciągam. Ana otwiera usta, oczy jej się rozszerzają w rozbawieniu i zdumieniu.
Tak. Uśmiecham się. Doskonała reakcja.
Wsuwam majtki do tylnej kieszeni dżinsów i wstaję, zastanawiając się, co dalej. Szpicrutą
muskam jej brzuch i końcówką… skórzanym językiem zataczam niewielkie okręgi wokół jej
pępka. Ana wciąga powietrze i drży na całym ciele.
To będzie dobre, Ano. Zaufaj mi.
Powoli zaczynam krążyć wokół niej i sunę szpicrutą po jej skórze, po brzuchu, bokach,
plecach. Przy drugim okrążeniu uderzam ją końcówką pod pośladkami, w jej kobiecość.
– Ach! – krzyczy i szarpie kajdankami.
– Cicho – mówię ostrzegawczo i po raz kolejny skradam się wokół niej.
Uderzam szpicrutą w to samo cudowne miejsce, a ona wije się i zamyka oczy. Kolejny ruch
ręką i pejcz uderza w jej sutek. Odrzuca głowę do tyłu i jęczy. Znowu uderzam i tym razem
pejcz smaga jej drugą brodawkę, a ja się przyglądam, jak twardnieje i wydłuża się pod
smagnięciem skórzanego języka.
– Dobrze ci?
– Tak – odpowiada chrapliwie, z zamkniętymi oczami i odchyloną w tył głową.
Uderzam ją w pośladki, tym razem mocniej.
– Tak co?
– Tak, panie – krzyczy.
Powoli i ostrożnie nie szczędzę jej razów i muśnięć, celując w brzuch, podbrzusze, sunąc
w dół, do celu. Jeden szybki ruch i skórzany język trafia w jej łechtaczkę, a ona wydaje
bulgoczący krzyk.
– Och, błagam!
– Cicho – rozkazuję i dyscyplinuję ją mocniejszym uderzeniem w pośladki.
Przesuwam skórzanym językiem po jej włosach łonowych, po kobiecości, w dół, aż do wejścia
do pochwy. Wyciągam go, a brązowa skóra lśni od jej soków.
– Widzisz, jaka jesteś wilgotna, Anastasio? Otwórz oczy i usta.
Oddycha ciężko, ale rozchyla wargi i patrzy na mnie wzrokiem zamglonym i zatraconym
w cielesności chwili. Wsuwam jej pejcz do ust.
– Zobacz, jak smakujesz. Ssij. Ssij mocno, maleńka.
Jej usta zamykają się wokół pejcza zupełnie jak na moim penisie.
Kurwa.
Jest tak kurewsko gorąca, że nie mogę jej się oprzeć.
Wyjmuję szpicrutę z jej ust i obejmuję ją ramionami. Otwiera usta, a ja ją całuję, penetruję
językiem, rozkoszując się smakiem jej żądzy.
– Och, maleńka, smakujesz tak niesamowicie cudownie – szepczę. – Chcesz, żebym
doprowadził cię do orgazmu?
– Proszę – jęczy błagalnie.
Jeden ruch nadgarstka i pejcz ląduje na jej pośladkach.
– Proszę co?
– Proszę, panie – skamle.
Grzeczna dziewczynka.
– Tym? – pytam, unosząc pejcz, by mogła go zobaczyć.
– Tak, panie – odpowiada, wprawiając mnie w zdumienie.
– Jesteś pewna? – Wprost nie mogę uwierzyć we własne szczęście.
– Tak, proszę, panie.
Och, Ano. Jesteś prawdziwą boginią.
– Zamknij oczy.
Posłusznie je zamyka. A ja, z niebywałą ostrożnością, bez śladu wdzięczności po raz kolejny
smagam pejczem jej brzuch. Kieruję się w dół i delikatnie uderzam pejczem w jej łechtaczkę.
Jeszcze raz. I jeszcze. I jeszcze.
Szarpie więzy, jęcząc i jęcząc. Po chwili cichnie, a ja wiem, że jest już blisko. Nagle odrzuca
głowę w tył, otwiera usta i krzyczy, gdy spazmy orgazmu szarpią całym jej ciałem. Natychmiast
puszczam pejcz i chwytam ją, by podtrzymać jej osłabłe ciało. Osuwa się na mnie.
Och. Jeszcze nie skończyliśmy, Ano.
Ujmuję ją pod uda i unoszę całą drżącą, wciąż przykutą do kraty, w stronę krzyża świętego
Andrzeja. Tam ją uwalniam i wyprostowaną przypieram ciałem do krzyża. Wyszarpuję
z kieszeni prezerwatywę, rozrywam folię zębami i jedną ręką nasuwam na swoją erekcję.
Delikatnie znowu ją unoszę i szepczę:
– Podnieś nogi, maleńka, obejmij mnie nimi.
Opierając ją plecami o drewno, pomagam jej owinąć nogi wokół mnie. Łokciami wspiera się
o moje ramiona.
Jesteś moja, dziecinko.
Jednym pchnięciem wchodzę w nią.
Kurwa. Jest niesamowita.
Chwilę się nią napawam. Potem zaczynam się poruszać, rozkoszując się każdym pchnięciem.
Czuję ją, raz za razem, oddycham z trudem, chwytając powietrze, i zatracam się w tej pięknej
kobiecie. Otwartymi ustami przywieram do jej szyi, smakuję ją. Jej zapach wypełnia mi
nozdrza, przepełnia mnie całego. Ano, Ano, Ano. Nie chcę przestać.
Nagle się spina, a jej ciałem szarpią konwulsje.
Tak. Znowu. I poddaję się. Wypełniam ją. Trzymam ją. Czczę.
Tak. Tak. Tak.
Jest taka piękna. Słodki Jezu, to było naprawdę coś.
Wysuwam się z niej, a ona osuwa się na mnie. Szybko uwalniam jej nadgarstki z kajdanków
i podtrzymując ją, osuwam się wraz z nią na podłogę. Sadzam ją sobie na kolanach i obejmuję
ramionami, a ona wtulona we mnie, z zamkniętymi oczami, dyszy ciężko.
– Brawo, mała. Bolało?
– Nie. – Głos ma ledwie słyszalny.
– Myślałaś, że będzie? – pytam i odsuwam z jej twarzy kosmyki włosów, by lepiej ją
widzieć.
– Tak.
– Widzisz? Większość twoich lęków rodzi się w głowie, Anastasio. – Głaszczę ją po twarzy. –
Zrobiłabyś to jeszcze raz?
– Tak – szeptem odpowiada chwilę później.
Dziękuję ci, słodki Boże.
Tulę ją w ramionach.
– To dobrze. Bo ja też. – Raz za razem . I jeszcze raz . Czule całuję ją w czubek głowy
i wdycham jej zapach. Pachnie Aną, potem i seksem. – Bo jeszcze z tobą nie skończyłem –
zapewniam ją.
Jestem z niej taki dumny. Zrobiła to. Zrobiła wszystko, czego chciałem.
Jest wszystkim, czego pragnę.
I nagle ogarnia mnie obce mi uczucie, które mną wstrząsa, przenika mnie do szpiku kości,
budząc niepokój i lęk.
Przekręca głowę i zaczyna muskać mnie nosem.
Ogarnia mnie mrok, zaskakujący, lecz jakże znany, a niepokój zamienia się w poczucie
grozy. Napina się każdy mięsień mojego ciała. A ona spogląda na mnie czystym, niezmąconym
wzrokiem, gdy walczę z ogarniającym mnie przerażeniem.
– Nie rób tego – szepczę. Błagam .
Odsuwa się i spogląda na mój tors.
Weź się w garść, Grey.
– Uklęknij przy drzwiach – rozkazuję, uwalniając ją z objęć.
Idź. Nie dotykaj mnie.
Chwiejnie podnosi się i niepewnie podchodzi do drzwi, gdzie przyjmuje pozycję klęczącą.
Oddycham głęboko, by się uspokoić.
Co ty mi robisz, Ano Steele?
Wstaję i przeciągam się, już nieco spokojniejszy.
Gdy tak klęczy przy drzwiach, wygląda jak idealne ucieleśnienie poddanej. Oczy ma szkliste;
jest zmęczona. Na pewno spada jej adrenalina. Przymyka powieki.
Och, nic z tego. Chcesz, żeby była ci posłuszna. Pokaż jej, co to znaczy, Grey.
Z szuflady z zabawkami wyjmuję jedną ze spinek do kabli, które kupiłem u Claytona,
i nożyczki.
– Czyżbym panią nudził, panno Steele? – pytam, nie zdradzając swego współczucia. Otrząsa
się i spogląda na mnie z poczuciem winy. – Wstań – rozkazuję.
Wolno się podnosi.
– Jesteś skonana, prawda?
Przytakuje skinieniem głowy, uśmiechając się nieśmiało.
Och, maleńka, tak świetnie się spisałaś.
– Musisz być dzielna, panno Steele. Jeszcze się tobą nie nasyciłem. Wyciągnij ręce przed
siebie, jakbyś się modliła.
Na jej czole pojawia się przelotna zmarszczka, ale składa dłonie i wyciąga przed siebie.
Wsuwam jej na przeguby spinkę do kabli. W jej oczach pojawia się błysk zrozumienia.
– Wygląda znajomo? – Uśmiecham się do niej i przesuwam palcem po plastiku, upewniając
się, że uścisk nie jest zbyt mocny. – Mam tutaj nożyczki. – Podnoszę je, by mogła zobaczyć. –
Mogę cię uwolnić w jednej chwili. – Patrzy na mnie uspokojona. – Chodź. – Ujmuję jej złączone
dłonie i prowadzę ją do wezgłowia łóżka z kolumnami. – Chcę więcej, dużo, dużo więcej –
szepczę jej do ucha, gdy wpatruje się w łóżko. – Ale zrobię to szybko. Jesteś zmęczona. Chwyć
się kolumny.
Chwyta się drewnianego słupa.
– Niżej – rozkazuję. Zsuwa ręce do podstawy, aż stoi pochylona. – Dobrze. Nie puszczaj albo
dam ci klapsa. Rozumiesz?
– Tak, panie – mówi.
– Dobrze. – Chwytam ją za biodra i przyciągam ku sobie, by przyjęła właściwą pozycję, ze
swoimi słodkimi pośladkami uniesionymi i zdanymi na moją łaskę. – Przelecę cię ostro od tyłu.
Rozumiesz?
– Tak.
Uderzam ją mocno w pośladek.
– Tak, panie – dodaje natychmiast.
– Rozsuń nogi. – Wpycham prawe kolano między jej uda, zmuszając, by stanęła w większym
rozkroku. – Tak lepiej. Potem pozwolę ci spać.
Plecy ma wygięte w idealny łuk, każdy krąg maluje się wyraźnie, poczynając od karku i na
przepięknej, uroczej pupie kończąc. Przesuwam po nich palcem.
– Masz taką piękną skórę, Anastasio – mówię do siebie.
Pochylam się nad nią, pokrywając delikatnymi pocałunkami linię, którą przed chwilą nakreślił
mój palec. Jednocześnie ujmuję dłońmi jej piersi, chwytam sutki między palce i zaczynam
ciągnąć. Wije się pode mną, a ja całuję ją delikatnie w pasie, potem zaczynam ssać i lekko kąsać,
przez cały czas pieszcząc jej sutki.
Skomle. Przerywam i cofam się, by nasycić oczy widokiem. Od samego patrzenia mój
członek twardnieje coraz bardziej. Wyjmując z kieszeni kolejny kondom, uwalniam się z dżinsów
i rozrywam foliowe opakowanie. Przy pomocy obu rąk nakładam prezerwatywę na moją
nabrzmiałą męskość.
Chcę posiąść jej tyłek. Już. Ale jeszcze na to za wcześnie.
– Masz taką zniewalającą, seksowną pupę. Czegóż bym nie chciał z nią zrobić. – Gładzę
rękami obydwa pośladki, pieszcząc je, a potem wsuwam w nią dwa palce i rozpycham.
Znowu jęczy.
Jest gotowa.
– Taka wilgotna. Nigdy mnie pani nie zawodzi, panno Steele. Trzymaj się mocno. Załatwimy
to szybko.
Chwytając ją za biodra, ustawiam się naprzeciwko wejścia do jej pochwy. Chwytam jej
warkocz, owijam sobie wokół nadgarstka i trzymam mocno. Z jedną ręką na członku, drugą
owiniętą jej włosami, wślizguję się w nią.
Jest. Tak. Kurewsko. Słodka.
Wysuwam się z niej powoli, wolną ręką łapię ją za biodro, drugą ściskam warkocz.
Uległa.
Wbijam się w nią, z krzykiem popychając ją w przód.
– Trzymaj się, Anastasio! – Upominam ją.
Jeśli tego nie zrobi, może ucierpieć.
Bez tchu napiera na mnie, prężąc nogi.
Grzeczna dziewczynka.
Zaczynam w nią uderzać, raz za razem, wydobywając z niej ciche, zduszone okrzyki, gdy
z całej siły zapiera się o kolumnę. Ale nie poddaje się. Odwzajemnia każde pchnięcie.
Brawo, Ano.
I wtedy to czuję. Jak narasta powoli. Jej wnętrze zaciska się wokół mnie. Tracąc kontrolę,
uderzam w nią i zamieram.
– Dalej, Ano, zrób to dla mnie – charczę i kiedy z mocą dochodzę, jej orgazm przedłuża mój,
gdy ją podtrzymuję.
Chwytam ją w ramiona i razem osuwamy się na podłogę. Ana leży na mnie, plecami na
moim brzuchu, oboje spoglądamy w sufit. Jest kompletnie rozluźniona, bez wątpienia
wyczerpana; jej ciężar jest kojący. Patrzę na karabińczyki i zastanawiam się, czy kiedykolwiek się zgodzi, żebym ją podwiesił.
Prawdopodobnie nie.
Nie zależy mi na tym.
Jesteśmy tu razem po raz pierwszy i było to jak sen. Całuję ją w ucho.
– Podnieś ręce.
Głos mam stłumiony. Wolno unosi ręce, jakby ważyły tonę, a ja wsuwam nożyczki pod
plastik.
– Uważam Anę za otwartą – mruczę i tnę, uwalniając ją.
Chichocze, a ja czuję wibrowanie jej ciała. Dziwne, ale nie niemiłe uczucie, które sprawia, że
się uśmiecham.
– Co za cudowny dźwięk – szepczę, gdy ona rozciera sobie nadgarstki.
Siadam i podnoszę ją tak, by znalazła się na moich kolanach.
Uwielbiam sprawiać, żeby się śmiała. Za rzadko się śmieje.
– To moja wina – przyznaję, rozmasowując jej ramiona i ręce. Obraca się ku mnie ze
znużoną, pytającą miną.
– Że nie śmiejesz się częściej.
– Nie jestem szczególnie chichotliwa – mówi i ziewa.
– Och, ale kiedy to już robisz, zachwyca mnie to i raduje.
– Bardzo kwieciście powiedziane, panie Grey – pokpiwa ze mnie.
Uśmiecham się.
– Powiedziałbym, że jesteś porządnie przerżnięta i musisz się przespać.
– To już nie było ani trochę kwieciście – drwi i spogląda na mnie gniewnie.
Zsuwam ją z kolan, żebym mógł wstać, i wkładam dżinsy.
– Nie chcemy wystraszyć Taylora ani tym bardziej pani Jones.
Nie byłby to pierwszy raz.
Ana siedzi półprzytomna na podłodze. Chwytam ją za ramiona i pomagam wstać. Prowadzę
ją do drzwi. Z wieszaka zdejmuję szary szlafrok i opatulam ją nim. W ogóle nie pomaga;
naprawdę jest wykończona.
– Do łóżka – oznajmiam i szybko ją całuję.
Na jej sennej twarzy pojawia się przerażenie.
– Żeby się przespać – uspokajam ją.
Biorę ją na ręce, tulę do piersi i niosę do sypialni poddanej. Tam odrzucam z łóżka kapę
i kładę Anę, po czym ogarnięty chwilą słabości sam kładę się obok niej. Przykrywam nas oboje
kołdrą i obejmuję Anę.
Potrzymam ją tylko do czasu, aż uśnie.
– Śpij, cudowna dziewczynko.
Całuję ją we włosy, kompletnie nasycony… i wdzięczny. Zrobiliśmy to. Ta słodka, niewinna
kobieta pozwoliła mi pójść na całość. I myślę, że jej się to podobało. Wiem, że posunąłem się…
dalej niż kiedykolwiek wcześniej.

1 komentarz :

  1. Twój blog znalazłam kilka dni temu i uważam że świetnie tłumaczysz są drobne błędy ale w ogóle nie przeszkadzają w czytaniu. Kiedy kolejny rozdział bo już się nie mogę doczekać? ?

    OdpowiedzUsuń